Mgła (Unamuno)/XII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Mgła |
Wydawca | Towarzystwo Wydawnicze „Rój” |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Drukarnia artystyczna |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Edward Boyé |
Tytuł orygin. | Niebla |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Nazajutrz Liduvina rzekła do Augusta:
— Przyszła praczka proszę pana!
— Praczka? Niech wejdzie.
Młoda dziewczyna z koszykiem bielizny pod pachą, stanęła na progu. Spojrzenie jej spotkało się ze wzrokiem Augusta i twarz jej stanęła w ogniu. Wydawało jej się dotychczas, że August patrząc na nią, nie dostrzegał jej. Nie zwracał na nią zupełnie uwagi — nie patrzył tak, jak patrzą inni mężczyźni, którzy pożerają, rozbierają do naga i pieszczą spojrzeniami ciało kobiece...
— Co ci się stało Rosario? Nazywasz się wszak Rosario, nieprawdaż?
— Tak, proszę pana.
— Dlaczego się tak czerwienisz? Wydajesz mi się zupełnie zmieniona.
— To mnie się raczej wydaje, że pan się zmienił.
— I to możliwe! Chodź tu bliżej do mnie!
— Nie mam czasu na gawędy... Proszę, niech pan zrobi rachunek.
— Chcę pomówić z tobą bardzo poważnie... Chodź tu bliżej, abym ci się mógł przyjrzeć.
— Czy mnie pan widzi poraz pierwszy?
— Nie, ale poraz pierwszy zdaję sobie sprawę, że jesteś taka śliczna!
— Niech pan nie kpi ze mnie! Rosario znów oblała się szkarłatnym rumieńcem.
— Bajecznie kolorowa!
— Muszę już iść...
— Siadaj tutaj koło mnie! Wyobrażasz sobie, że pan August zwarjował, nieprawdaż? Jestem jednak, przy zdrowych zmysłach — zaręczam ci! Dotychczas byłem głupcem, idjotą, ślepcem, zbłąkanym we mgle. Dopiero niedawno otworzyły mi się oczy! Przychodziłaś tutaj do mnie dość często, a ja patrzałem na ciebie, jak na sprzęt, Rosorio! Wydaje mi się, że dotychczas nie żyłem. Byłem głupcem, straszliwym głupcem!... Ale co się z tobą dzieje?
— Gdy pan tak mówi, chcę mi się płakać, don Auguście!
— Masz anielskie serce, moja mała! Nie chcesz, abvm mówił? A jednak to prawda! Byłem ślepcem i żyłem tak, jakbym nie żył, aż do chwili, kiedy na drodze mego życia zjawiła się ta kobieta, która mi otworzyła oczy. Wówczas odkryłem świat, a przedewszystkiem nauczyłem się patrzeć na was, na kobiety...
— Złą? powiedziałaś: złą? Nie, ona jest aniołem, tak, jak i ty... tylko że mnie nie kocha, nie kocha!
Tutaj głos Augusta załamał się, a jego oczy napełniły się łzami.
— Biedny don August!
— Masz rację, Rosario! Biedny don August! Ale proszę cię, Rosario, opuść to „don“ i powiedz biedny August.
— Ależ proszę pana!...
— Powiedz: biedny August!
— Skoro tak pan koniecznie chce: „biedny August!“
August usiadł — Chodź do mnie!
Rosario zbliżyła się, jakby wprawiona w ruch ukrytą sprężyną. Pierś jej falowała.
August wziął ją w ramiona, posadził na swych kolanach, przycisnął do piersi i zbliżając twarz do pałających policzków dziewczyny, zaczął mówić:
— Ach, Rosario, Rosario, sam nie wiem, co się ze mną dzieje! Ta kobieta, którą nazwałaś złą, otworzyła mi oczy na wszystko. Nie żyłem, a teraz żyję. Lecz odkąd nauczyłem się żyć, zrozumiałem także, co to znaczy umierać! Pragnąłbym uciec od tej kobiety, chciałbym się obronić przed jej spojrzeniem. Czy dopomożesz mi, Rosario? Czy dopomożesz mi?
Cichutkie i słodkie: „tak“ przeniknęło do uszu Augusta.
— Nie mogę sobie zdać sprawy z tego, co robię, co mówię, co myślę! Sam nie wiem, czy jestem zakochany w tej kobiecie, którą nazwałaś złą...
— Ależ panie Auguście... to, co ja...
— Auguście! — poprostu — Auguście!!!
— Auguście, to, co ja...
65 — Nie mów już nic, Rosario! I August zamknął oczy. Nie mów nic i pozwól, abym mówił sam ze sobą. Od czasu śmierci mej matki żyłem, jakby w samotnym półśnie. A nie wiem, jak to jest, gdy się usypia we dwoje, głowa przy głowie, gdy się śni jeden i ten sam sen. Usypiać i spać we dwoje! Gdybyśmy tak zaczęli śnić ten sam sen, Rosario!?
— A ona — rzekła dziewczyna ze łzami w głosie, drżąc w ramionach Augusta.
— Ona... Rosario?... ona nie kocha mnie! Ale dzięki niej dowiedziałem się, że istnieją kobiety inne... że jakaś inna może mnie pokochać...
— Czy będziesz mnie kochała, Rosario, powiedz, będziesz mnie kochała?
I August gwałtownym ruchem przycisnął ją do piersi.
— Myślę, że tak... że będę pana kochała...
— Że będę ciebie kochała, Rosario, że będę ciebie kochała!
— Że będę ciebie kochała!
— Ach, Rosario!... Kto tam?
— W tej chwili drzwi otworzyły się i Liduvina stanęła na progu. Wydarł jej się z gardła przeciągły okrzyk zdumienia. August zmieszał się, jak żak, zmieszał się bardziej, niż Rosario, która błyskawicznie zeskoczyła z jego kolan i poprawiając sobie włosy, rzekła urywanym głosem: „Musimy zrobić rachunek, proszę pana!“.
— Masz rację! Trzeba zrobić rachunek! Ale wrócisz do mnie wkrótce, nieprawdaż?
— Wrócę...
— I wybaczysz mi... wybaczysz mi wszystko...
— Co mam panu wybaczyć?
— ...Tę chwilę szaleństwa i zapomnienia. Przebaczysz mi?
— Nie mam nic do wybaczenia panu. Najlepiej będzie, gdy pan przestanie myśleć o tej kobiecie.
— A ty, czy będziesz myślała o mnie!
— Tak... ale teraz muszę już iść!
Zrobili rachunek i Rosario wyszła. Po chwili Liduvina wpadła, jak bomba do pokoju.
— Pytał mi się pan przed paroma dniami, po czem poznaje się zakochanego?
— Tak, pytałem się.
— Teraz panu odpowiem. Po tem, że robi głupstwa. Dziś przekonałam się, że pan się naprawdę zakochał...
— Zakochałem się? W kim? W Rosario?...
— Skądże znowu! W tamtej!!!
— A z czego to wnosisz, Liduvino?
— Zrobił pan z tą dziewczyną to, czego nie mógł pan zrobić z tamtą!...
— Jakto?... Sądzisz więc?...
— Wiem... jeszcze pan nie zdążył... ale...
— Liduvino!!! Liduvino!!!
August poszedł do łóżka z rozpaloną głową. Orfeusz leżał na dywaniku; „Och, Orfeuszu, Orfeuszu jak to smutno spać samemu, śnić samotne sny! Sen samotnego człowieka jest iluzją, złudzeniem... Sen dwojga ludzi to prawda, rzeczywistość. Czy świat realny nie jest snem, snem wspólnym, który my wszyscy śnimy?...“.
August usnął.