Mikołaja Machiawella Traktat o Księciu/Rozdział XI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Mikołaja Machiawella Traktat o Księciu |
Wydawca | Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego |
Data wyd. | 1868 |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Antoni Sozański |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron | |
Artykuł w Wikipedii |
O państwach kościelnych.
Pozostaje mi do mówienia o kościelnych państwach, względem których wszelkie trudności poprzedzają posiadanie. Takowe państwo można osiągnąć walecznością lub szczęściem, lecz aby go utrzymać obejdzie się bez tych przymiotów, bo dawne ustawy religijne, które im za podwaliny służą, mają tę moc i własność, iż przy bądź jakiém postępowaniu i życiu książąt ciągle ich na tronie utrzymują. Oni to stanowią wyjątek miedzy panującymi; albowiem posiadają państwo, ale go nie bronią, mają poddanych, ale nimi nie rządzą, a chociaż nie bronią państwa, przecie go nie tracą, również poddani tém się nie troszczą, że nikt niemi nie rządzi i nie myślą o reformie w rządzie, gdyż nie zdołają takową zaprowadzić. Tylko tacy książeta są bezpieczni i szczęśliwi. Lecz to się dzieje za wyższém postanowieniem, dokąd nie sięga rozum ludzki, dlatego lepiej o tych sprawach zamilczeć, których opiekunem i stróżem jest Bóg i o których tylko zarozumiały śmiałek poważyłby się rozprawiać. Gdyby mię przecie zapytano, zkąd pochodzi, że świecka władza kościoła, którą aż do Aleksandra papieża nietylko wszyscy włoscy książęta, ale nawet każdy baron i rycerz mało sobie ważyli, teraz tyle spotężniała, iż przed nią król Francyi truchleje i z Włoch ustępuje, a Wenecya do upadku przywiedzioną, gdyby, mówię, mnie o to zapytano, nie trzymałbym za zbyteczne następujące okoliczności, lubo dobrze znane, w pamięć przywołać. Przed wkroczeniem Karola francuzkiego rządzili we Włoszech: papież, Wenecyany, król Neapolu, medyolański książe i Florentczycy, a wszystkich staranie było ku temu skierowane, aby żaden cudzoziemiec nie wdarł się na czele armii do Italii i żeby żaden z włoskich panujących zbytnie nie urósł w potęgę. Najwięcej zależało na tém papieżowi i Wenecyanom. Do powstrzymania Wenetów potrzebny był związek innych rządów podobny temu, który obronił Ferarę; by papieztwo na wodzach trzymać, użyto rzymskich baronów, którzy podzieleni na dwie partye Orsinów i Kolonnów, ustawiczne między sobą toczyli walki, a uzbroiwszy się pod bokiem papieża zrobili go wątłym i słabym. Lubo czasem nastał jaki odważny papież, np. Syxtus, jednakowo ani szczęście ani nauka nie mogły go wybawić z tego kłopotu. Do tego przyczynił się niemało krótki ich żywot, bo w dziesięciu latach, owym przeciętnym czasie panowania każdego papieża, zaledwie było można poskromić jednę partyę, a jeśli jeden papież utarł rogi Kolonnom, to znów jego następca nie sprzyjał Orsinom i wywyższał Kolonnów, których za poprzednika nie było czasu zupełnie poskromić. Ztąd poszło, ze świecka papieżów władza mało znaczyła we Włoszech. Z kolei nastał papież Aleksander VI, który wykonawszy za pośrednictwem księcia Walentina, wtedy gdy Francuzi do Włoch wkroczyli, wszystkie te sprawy, które w rozdziale o tym księciu przytoczyłem, okazał światu nad wszystkich swoich poprzedników, co znaczą w rękach papieża złoto i siła. Chciał on wprawdzie tylko księcia a nie kościół wzmocnić, lecz stało się przeciwnie i wszystkie jego czyny podniosły jedynie znaczenie kościoła, który po śmierci papieża zgnębił księcia i odziedziczył jego prace. Papież Juliusz zastał stolicę apostolską silną, cała Romania podlegała jej władzy, znaczenie rzymskich baronów zgasło, również fakcye dokuczaniem Aleksandra były zniszczone; ten papież wynalazł taki sposób pomnażania skarbu, którego Aleksander, jego poprzednik nie używał. Wszystkie te dogodności Juliusz nietylko zatrzymał ale i zwiększył, zamyślał nawet o nabyciu Bolonii, o poskromieniu Wenecyi i o wypędzeniu Francuzów, a każda rzecz udała mu się z tem większym zaszczytem, ile zawżdy nie z prywaty lecz dla kościoła działał. Orsinów i Kolonnów utrzymał w takim stanie, w jakim ich zastał; byli wprawdzie między niemi śmiałki, lecz z dwóch przyczyn nie zrywali się: pierwsza przyczyna była trwoga przed wspaniałością kościoła, druga zaś ta okoliczność, że żaden z nich nie był kardynałem, a tém samém nie było bodźca do rozruchów. Skoro bowiem który zostanie kardynałem, wnet wszczynają się niepokoje, albowiem kardynały zasilają partye tak w Rzymie jak i na innych miejscach, a barony muszą bronić kardynałów i tym sposobem duma prałatów rodzi zwaśnienie i zatargi między baronami. W stanie najwyższej potęgi objął świątobliwy papież Leo stolicę rzymską i tuszymy, że kiedy jego poprzedniki zdołali ją orężem rozszerzyć, on dobrocią i innemi swemi cnoty wywyższy ją i uzacni.