Milion na poddaszu/XXI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Milion na poddaszu |
Podtytuł | Obrazek z niedawnej przeszłości |
Wydawca | Mieczysław Leitgeber i Spółka |
Data wyd. | 1870 |
Druk | Czcionkami Ludwika Merzbacha |
Miejsce wyd. | Poznań |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Hektor miał twarz zamyśloną i nieruchomemi oczami patrzał przed siebie. Alina obeszła tę twarz swemi dużemi piwnemi oczyma, pomarzyła chwilę i spuściła smutno głowę. O czem w téj chwili myślała, trudno odgadnąć.
Hektor myślał o milionie. Najprzód myślał o nim jako o cyfrze bez żadnych innych dodatków. Milion już jako prosta cyfra nasuwa każdemu człowiekowi wiele marzeń. Wszystko jakoś wiąże się do téj cyfry szczęśliwéj!...
Napoiwszy się urokiem samej cyfry, przyszedł Hektor do różnych akcesoryów téj cyfry, do szambelanowéj, wnuczki i poddasza. Przypomniał sobie różne, nic prawie nieznaczące szczególiki z dawnych rozmów z podkomorzycem, i tym nadał teraz zupełnie inne znaczenie. Przypomniał sobie owę wyprawę na poddasze, o któréj nigdy nie mówili z sobą. Oskarżał w duchu przyjaciela że nierzetelnie sobie postąpił, ukrywając swoje zabiegi przed nim o ten milion.
Kiedy taki proceder w jego myślach się odbywał, westchnęła Alina boleśnie i ozwała się do niego:
— Cóż pan na to, panie Hektorze? Que dites, vous à cette nouvelle?
— Je suis stupefait! odparł Hektor — nic nie umiem, nic nie mogę, nic nie chcę pani na to odpowiedzieć!
— A już odpowiedziałeś pan i to powiedziałeś bardzo wiele! Cela me suffisait... ale z przyjacielem można o tém więcéj mówić! Nie prawdaż panie Hektorze, że jesteś moim szczerym przyjacielem?
Rzekłszy to położyła swoją rękę na jego ręce. Hektor czuł, jak ta ręka drgnęła jakiemś wewnętrzném wzruszeniem. Nie trudno mu było odgadnąć, zkąd to wzruszenie pochodzi i kto jest tego wzruszenia przyczyną... a wtedy powinien był zrezygnować z marzeń swoich ukrytych. Widoczny bowiem miał dowód, że Alina była podkomorzycem mocno zajęta, że go nawet sercem czy głową kochała, i że tracąc go w zawrocie głowy, chce się czegoś czepić, jak pijany płota, a właśnie kołem w tym płocie, miał być on!
Hektorowi jednak obojętnem było, czém miał być dla Aliny. Nie myślał o tém, gdzie mogły być jéj serce i głowa, byle tylko otrzymał jéj rękę, a z téj ręki zgarnął potem trzy, lub czterykroć sto tysięcy!...
Drżenie więc téj ręki, która na jego ręce spoczywała w téj chwili, nie tylko, że go nie zasmuciło, ale nawet wprawiło w humor jak najlepszy. Miał bowiem dowód, że podkomorzyca niejako kochała, którego obecnie na zawsze traci. A w takim wypadku właśnie najlepsza jest rola dla pocieszającego przyjaciela, aby osowiałą rybkę do swojéj matni nagnać.
— Nie panie Hektorze, mówiła daléj Alina, c’estune nouvelle très importante, abyśmy tak krótko ją zbyć mieli!
— Sądzę, że są rzeczy, których się tylko dotknąć można, ale nie trzeba brać do ręki! odpowiedział Hektor.
— Masz pan słuszność! z pewną namiętnością odrzekła Alina, brzydoty, jakąkolwiek ona jest, nie powinniśmy długo oglądać. Już samo oglądanie może nas zniżyć do téj brzydoty, którą przed chwilą pogardzaliśmy!
— Czy pani pod tą przydotą rozumie milion? zapytał z pewnym uśmiechem Hektor.
— Nie panie! Milion jest wszędzie i zawsze milionem! każdy wyciąga rękę do niego. Złodziej aby go ukraść, a człowiek pracowity aby go zarobić. Ale jeżeli kto wystawia się dobrowolnie na pośmiewisko ludzi, aby tym sposobem chwycić za milion... jeżeli kto w czapce błazeńskiéj ze dzwonkami przebiega stolicę, aby tylko za to coś zarobić?...
— Dla tego powiedziałem pani z góry, że na to tylko bardzo krótko odpowiedzieć mogę!
— Ależ nie panie! Taka rzecz zasługuje na jak najdłuższą dyskusyą — trzeba żeby o niéj mówiono po wszystkich salonach, po wszystkich ulicach i warsztatach, bo przecież musi być jakaś opinia publiczna! Czemże my w końcu będziemy wobec gminu, jeżeli wyprawiamy mu bezpłatne widowisko, aby tylko pieniądzie za to dostać! Cóż się zostanie arlekinom i komedyantom?
— Permettez, niech się usprawiedliwię z mego zaciętego milczenia. Najprzód mówisz pani o moim przyjacielu. Cokolwiekby ten przyjaciel złego zrobił, moim obowiązkiem jest bronić go nawet wtedy, gdyby to było na moją niekorzyść!
— Oh! comme vous êtes genereux! spodziewałam się tego od pana, bo wiem, żeś pan szlachetny!
Tu położyła znowu Alina rączkę swoją na rękawiczce Hektora i z nadzwyczajnem ciepłem uścisnęła go.
— Cieszę się, że przynajmniéj fałszywy krok mego przyjaciela, dał mi dopiero sposobność, abyś mnie pani w tem świetle obaczyła! Dawniej, gdy on był szczęśliwszym odemnie, a ja go ganiłem czasem, toć pani gniewała się na mnie. Pozwolisz więc pani, że również dzisiaj na gniew sobie zasłużę, broniąc go, gdy on jest... nie szczęśliwszym odemnie!
— Ach panie Hektorze, vous êtes labonté même! Doprawdy, że nawet cieszę się z téj dzisiejszéj nowiny tak dziwacznéj, bo z powodu niéj pana lepiéj poznaję!... Tak to czasem dziwną drogą idą rzeczy na ziemi...
Wymawiając te słowa, przesunęła Alina swoje duże, wypukłe oczy po twarzy Hektora powoli, jakby go magnetyzować chciała. Hektor zmrużył trochę oczy, jakby rzeczywiście ulegał temu magnetyzmowi...
— Ale zawsze rozmowa ta dosyć mocno zadrasnęła panią... z ironią, osłodzoną uśmiechem, ozwał się Hektor.
— Toć pan bardzo jasno widzisz! odparła żywo Alina, nie umiem odgrywać roli i nie taje się z tem bynajmniéj co czuję... ale, dodała z pewną goryczą, niektórzy właśnie w tem widzą, niedostateczną kwalifikacyę do wyższego świata...
— Przeciwnie pani, przerwał Hektor nie miły temat, my niejako odżywiamy się w podobnych temperamentach...
Alina przełknęła nie znaczną pigułkę. Uśmiechnęła się i odparła:
— To prawda że świat wielki dzisiaj, choruje na flegmę i szkrofuły, a mówią lekarze, że w skład krwi wchodzi i złoto. Może téż brak tego kruszczu szlachetnego we krwi, spowodował podkomorzyca do téj roli błazeńskiéj...
— Pani jesteś nieubłaganą i zapamiętałą! Wiem jak się pani gniewać umiesz, chciałbym widzieć jak pani kochasz!
Alina zamigotała dużemi swemi oczyma, uśmiechnęła się czarująco i odparła:
— Wierzaj mi pan, że to jest prawdą, co ktoś powiedział: Jeżeli chcesz poznać, jak kobieta kochać może, to patrz na nią wtedy gdy się gniewa!... Możesz pan więc przez tę prostą negacyą przyjść do tego, co chcesz wiedzieć!
Hektor zajrzał teraz w duże oczy Aliny, które bynajmniéj się przed nim nie zamknęły... A w tych oczach na samem dnie, czytał wyraźnie czterykroć-sto-ty-się-cy!...
Alina zajrzała także w oczy Hektora i czytała w nich... ka-re-ta z herbem — wieczorki — u księżnéj... rau-ty u marszał-ko-wéj...