[138]ROZDZIAŁ XVI.
Jako Twardowski żałuje za grzechy i radby się dyabłu wykpić.
Chyżem skrzydłem czas przelata,
Zmienia w biegu serca ludzi,
Mości pana Twardowskiego
Wszystko męczy, wszystko nudzi.
—
Nic mu z onej wielkiej sławy,
Nic z dostatków, z pereł, złota —
I pętami płomiennemi
Oplątała go tęsknota.
—
Tak mu szkoda owych czasów,
Gdy był w bursie żaczkiem małym,
Gdy się duszą swą niewinną
Mógł z aniołkiem równać białym.
—
[139]
Tak mu szkoda dni minionych,
Gdy nie wiedział co to grzechy
Gdy na licach miał rumieńce,
A na ustach miał uśmiechy.
—
Dziś pożółkła twarz doktora
Jak pergamin zdala świeci,
Dziś postacią jego chmurną
Straszą matki małe dzieci.
—
Błogi uśmiech, gość nieznany,
Od lat wielu mistrza mija,
A tam w sercu jadem kipi
Nieustannych zgryzot żmija.
—
Próżno mędrzec zabaw szuka,
Próżno huczne uczty sprawia,
Jego smutnej, nędznej doli
Żadna z uciech nie poprawia.
—
Najbiedniejszy kmiotek sioła,
Co w lepiance mieszka lichej,
Ma po pracy noc spokojną,
Ma wśród blizkich wieczór cichy.
—
Li on jeden dniem i nocą
Cierpi męki ponad siły,
[140]
Widzi wszędzie twarz szatana,
Czuje wszędzie chłód mogiły.
—
Już zgrzybiałych jego oczu
Nie radują blaski słońca,
Bo on myśli, że go wkrótce
Noc ogarnie, noc bez końca.
—
I poczyna szukać drogi,
By okłamać siły wraże,
Chce się modlić, lecz wtem właśnie
Bije północ na zegarze.
—
Bije północ... Dźwięk za dźwiękiem
Tak ponuro w przestrzeń leci,
Wiatr z łopotem w szyby dzwoni,
A na niebie pełnia świeci.
—
I odrazu z za przypiecka
Szastu, prastu! coś wyskoczy:
Kozia bródka, krowie rogi,
Ośle stopy, sowie oczy.
—
Wielkie skrzydła nietoperze,
Jak rozdęte sterczą żagle, —
Sam Belzebub w swej postaci
Przed Twardowskim stanął nagle.
—
[141]
Mości mistrzu! — rzeknie dyablik —
Już za długo czekam na cię,
Osiemdziesiąt lat z okładem
Chyba dosyć, panie bracie?
—
Już się piekło niecierpliwi,
Już się wszyscy śmieją ze mnie.
Czyż me trudy i starania
Mają przepaść nadaremnie?
—
Mistrzu! Ty się nudzisz widzę:
Powojażuj trochę sobie,
Nic tak myśli nie odświeża,
Z doświadczenia mówię tobie!
—
Podróż uczy! Ach! jak uczy!
Podróż bawi! Ach! jak bawi!
Wyjrzyj nieco poza Polskę,
Wnet cię wszystko zaciekawi.
—
Wiedeń, Paryż, Rzym!... o właśnie!
Rzym! do Rzymu jechać radzę!
Co za miasto! co za dziwy!
Chcesz? Na konia wnet cię wsadzę!
—
To wstyd, mistrzu, nie znać Rzymu...
Wtem Twardowski jak nie wrzaśnie:
[142]
Precz, szatanie! niech cię jasny
Najjaśniejszy piorun trzaśnie!
—
Nigdy, nigdy jako żywo
Nogą w Rzymie nie postanę!
Zrywam układ! rób co zechcesz!
Ja w Krakowie tu ostanę!
—
Rób, co zechcesz! kręć łbem chytrym,
Nie wyciągniesz mnie z mej ziemi!
I znów zaklął pan Twardowski
Piorunami siarczystemi.
—
Dyabeł zmrużył sowie oczki,
Szastnął nogą raz i drugi —
Nie gniewaj się, mistrzu miły,
Zawszem gotów na usługi!
—
Znów się skłonił niziuteńko,
Kaszlnął, gwizdnął, jak kot prychnął,
Zakręcił się po komnacie
I kominem nagle czmychnął.