<<< Dane tekstu >>>
Autor Tarafa
Tytuł Moallaka Tarafy
Pochodzenie Dywan wschodni, dział Arabia
Redaktor Antoni Lange
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze w Warszawie
Data wyd. 1921
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Antoni Lange i Julian Święcicki
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały dział Arabia
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ZE ZBIORU
MOALLAKAT.[1]
TARAFA.
I.

Widoczne jeszcze ślady koczowisk Chaumuły
Na kamiennej równinie Tachmed się rozsnuły.
Podobne do tych resztek deseni, wykłutych[2]
Na rąk powierzchni mężów, w żelazo zakutych.
Tutaj się towarzysze moi zatrzymali
I podjechawszy do mnie — tak mnie pocieszali:
„Pokrzep swojego ducha, a przepędź tęsknicę!
Ale ja wciąż pamiętam dziewczę me w lektyce
Wielbłądziej — ukochaną mą jasną Malekę —
Której namioty dzisiaj od nas tak dalekie!
Lektyka jej się zdała jako łódź co świtem
Płynie szerokiej Dady zielonem korytem —
Jak wielka adawiańska łódź albo jak owa,
Którą zmyślnie buduje dłoń Ibn-Jaminowa.
Sztuczny sternik prowadzi łódź co się kolebie —
Już to w bok ją kierując — już to wprost przed siebie.
Zasię przód jej rozcina pieniące się fale,
Niby gracz, co zgadując, rozrzuca fijale[3].
Z ludem tym ma gazela znikła ciemnousta[4],
Co piękną wyciągając szyję[5], chyli usta,
Gdy jagody eraku [6] zrywa — a zarazem
Szyja błyska jej pereł sznurem i topazem.
Ciemną wargą uśmiecha się moja kochanka:
Uśmiech jej do dzikiego podobny rumianka,

Co rozkwita na wzgórzach z wilgotnego piasku. —
Samo słońce ją w złotym wykąpało blasku,
Jej dziąseł nie dotknąwszy, co zostały ciemne,
Choć zdala od niej kohlu[7] są proszki tajemne.
Samo słońce jej lica swą jasną zasłoną
Pokryło — czysto barwiąc twarz nie pomarszczoną
Zniknęła, lecz ja umiem zwalczać swą tęsknicę —
Siadam wtedy na wierną swoją wielbłądzicę
I lecę na pustynię — — —


(A. Lange).


II.
(WIELBŁĄD).

Silny, jak boki trumny, więc ze mną w dal bieży
Drogą, do pręgowanej podobną odzieży;
Członki ma niestrudzone, a tak lekko kroczy,
Jak samica, gdy strusia na pustyni zoczy.
Na wiosnę wygłodzony chodzi z wielbłądami,
Po łąkach majowemi skrapianych deszczami.
Idzie za głosem stróża i napad ogiera
Z zaciętością ogonem krzaczastym odpiera.
Uda jego tak pełne, żeś je wziąć gotowy,
Za olbrzymie zamkowych wrót bratnie połowy.
Żebra łukom podobne, grzbiet pięknej budowy,
Szyja dzielnie się trzyma kości pacierzowej.
Przeguby, jak dwie próżnie w lotosu drzewinie;
Pod lędźwiami silnemi łuk żebrowy ginie.
Udo tak od bratniego uda w dal ucieka,
Jako dwa wiadra wody w dwu rękach człowieka,
Most grecki przypomina swych mięśni budową,
Którego siłę stwierdza architekta słowo.
Grzbiet ma silny, w podbródku włosy czerwonawe,
Rączo kroki silnemi podnosi kurzawę.
Kiedy nogi wyrzuca w tę lub ową stronę,
Łopatki, jak pod dachem stoją niewzruszone.
Baty na grzbiecie jego tak znać doskonale,

Jako pręgi deszczowe na urwistej skale.
Tu jedna, owdzie mnóstwo pręg na grzbiecie leży,
Niby łaty białawe na zdartej odzieży.
Szyja, gdy nią poruszy, żywo przypomina
Tył okrętu, co fale Tygrysu rozcina.
Czaszka mała, z kowadłem może chodzić w parze.
Pilnik, od zębów jego nie więcej dokaże.
Policzki, jako papier syryjski, a warga
Z jemeńskiej skóry, której zmarszczka nie potarga.
Ma uszy, które w nocnej wędrówce pustynią
Pewien rodzaj muzyki osobliwej czynią;
A to są krwi szlachetnej niemylne dowody:
Ma je każdy byk leśny z Chaumułu zagrody.
Z obawy przed harapem splecionym z rzemienia,
Woli mojej posłuszny, szybkość biegu zmienia.
Gdy zechce, tuż przy siodle trzyma swoją głowę,
A nogi wraz ze strusiem popłynąć gotowe.


(Juljan Adolf Święcicki).


III.

Jam nie z tych, co siedziby obierają nizkie,
By goście nie widzieli mię i ludzie blizkie.
A kto pomocy mojej żąda i oparcia —
Natychmiast z każdym wrogiem pospieszam do starcia,
Chcesz mnie szukać na sejmie — znajdziesz mię śród rady;
Chcesz mnie szukać w szynkowni — znajdziesz. Winogrady
Sączę. A przyjdziesz do mnie — wino dam ci stare —
Pij je — pij sobie jedną — pij i drugą czarę.
Gdy się swym rodowodem chełpią beduiny,
Wiedz, żem z najdostojniejszych namiotów rodziny.
A ci, co raczą do mnie przybyć na wieczerzę,
Są to — by jasne gwiazdy — najczystsi rycerze.
Śpiewaczka uczty moje pieśnią rozwesela —
Suknię ma szafranową, zdobną w barwne ziela,
A stanik tak rozwarty, że dziwnej piękności
Przegląda pierś jej krągła, co czaruje gości.
Gdy żądamy jej śpiewu, ku ziemi wzrok chyli;

Śpiewa głębokim głosem, a dźwięki jej tryli
Są jak jęk wielbłądzicy przeciągły, żałosny,
Gdy straci pierwsze dziecię, zrodzone tej wiosny...


IV.

Żyłem w ciągłem weselu. Wino-m pił bez troski.
Marnowałem dobytek własny i ojcowski,
Aż w końcu ród mój wyklnie mię i wydziedziczy,
Żem został, jak wygnany wielbłąd suchotniczy.
Ale nie porzucili mię przeto nędzarze
Ani wielkich namiotów zacni gospodarze.
Ty, coś mnie klął, że, pragnąc wyżyć swoją dzielność —
Walczę i spijam rozkosz — czy ty nieśmiertelność
Możesz mi dać? Tyś śmierci usunąć niezdolny.
Pozwól więc — niech swe mienie stracić będę wolny.
Gdyby nie radowały mię te trzy przedmioty,
Co są treścią młodzieńczych marzeń i ochoty:
Klnę się, nigdy w mej myśl żal się nie obudzi,
Że przyjdą nad mym grobem płakać tłumy ludzi.
A właśnie chcę uprzedzić krewnych moich skargi,
W czerwonem zatem winie kąpię swoje wargi,
A gdy pomocy wzywa kto — miecz mój nie pyta —
Szybko tętnią rumaka mojego kopyta!
Lubię zaś w dni wiosenne siedzieć pod namiotem
Pięknych kobiet, co suknie mają srebrem - złotem
Ozdobne, a na rękach i nogach manele.
Takie są me igrzyska, drodzy przyjaciele.
Człowiek szczodry za życia winem serce krzepi:
Gdy umrzem — poznasz — życie kto rozumiał lepiej.
Patrz: tu spoczywa skąpiec; jego kres żałobny
Mogile marnotrawcy czyliż niepodobny?


(A. Lange).






  1. Moallakat — ob. przedmowę. — Liczba ich siedem; każda nosi nazwę autora: Moallaka Antara, Tarafy i t. d. Podajemy tu fragmenty niektórych. W r. 1850 w Lipsku wyszło Septem Moallakat, antquissima carmina arabum (Arnold). — Zowią się też Mozahhabat — pozłacane t. j. wyszyte złotemi literami. Niektórzy uważają to za bajkę, gdyż pismo przed Mahometem było prawie nieznane w Arabii i raczej tradycya ustna zachowała pamięć tych pieśni. Cenzura Islamu usunęła z nich ślady pogaństwa. Autorzy Moallak są: Antar, Tarafa, Imrulkais, Zuhair, Lebid, Hares, Amru b. Kūltum,
  2. Mowa o tatuowaniu.
  3. Fijal gra, polegająca na tem, że w piasek zakopuje się różne przedmioty albo też robi się kupki piasku — puste. Gracz powinien odgadnąć, czy fijal pusty czy nie pusty i co się w nim mieści.
  4. ciemnousta: u Arabów wargi ciemne — czarniawe — uważane są za jeden z warunków piękności. (Ob. dopis na str. 155.
  5. gazela z wdziękiem przeciąga szyję; stąd porównanie
  6. erak — krzak jagodowy, ulubiony w Arabii.
  7. kohl — jest to antymon, właściwie proszek z antymonu, którym Arabki barwią dziąsła. — U alchemików zwany al-kohl, skąd przez nieporozumienie przeszedł do chemii, jako al-kohol.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Tarafa i tłumaczy: Julian Święcicki, Antoni Lange.