<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Fredro
Tytuł Modne Gospodarstwo
Podtytuł Satyra I
Pochodzenie Nieznany zbiór poezyj
Wydawca Towarzystwo Miłośników Książki
Data wyd. 1929
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XL
MODNE GOSPODARSTWO
SATYRA I

Napróżno głos Satyry przesądem stwierdzony,
Bluzniérstwa tylko rzuca na dzisiéysze żony,
Ewelina go nisczy, Ewelina czuła,
Która pomna na przyszłość z roskosz się wyzuła;
Wychowana w Stolicy uciesznym zawrocie,        5
Zostawiwszy po sobie, łez i westchnień krocie,
Z Mężem na wsi osiadła, i przy swym rozumie,
Iak się bawić umiała, tak pracować umié. —
A wy nudni Mężowie, gadziny złosliwe,
Zawsze błędów żon waszych Heroldy krzykliwe,        10
Patrzcie, ta wioska kędy iéy nóżka postała,
Iaką postać powabną na siebie przybrała;
Znikły naszych Pradziadów niepozorne twory,
Owe niezgrabne staynie, stodoły, obory,
Te niekształtne sadzawki z drewnianemi kraty,        15
Zkąd niegdyś w wielkie piątki szły ryby na blaty;
Owe sady rozległe, pasieki obfite,
Tamte brzydkim parkanem, te płotem zakryte;
Wszystko się przemieniło, zasczyt wiekom czyni,
Pod ręką w gospodarstwie uczonéy mistrzyni;        20
Wspiérał ią wprawdzie swemi kasztelanic rady,
W naukach naybiegleyszy z pomiędzy sąsiady;
Który z ksiąg zagranicznych wzorami wziętemi,
Wszystko dawne chce zmienić, nawet własność ziemi;
W Rolniczém Towarzystwie Członek patentowy,        25
Co w nierządzie maiątek stracił do połowy. —
Któżby początkiem dzieła niezostał zrażony,
Niewidząc iak stodoły, sady i zagony;

Nic czulącego, gdziebądź rzuciło się okiem;
Lecz Ewelina wolnym postępuiąc krokiem,        30
Tysiące razem przeszkód cierpliwie zwycięża,
Przesądy i potrzebę, naturę i męża: —
Naypiérwéy niosąc książek wsławionych dowody,
Chce trzody pospolitéy odmienić zawody;
Na bliski więc ziechawszy iarmark do Czerniowic,        35
Mąż posłuszny, sto przedał podolskich iałowic,
Kupił dziesięć tyrolskich i dołożył iescze. —
Wtedy Pani zapyta: „Ach gdzież ie umiesczę,
„Czy nie w tamtym budynku gdzie z desczek powały?
„Gdzie sczątki gospodarstwa polskiego zostały?        40
„Gdzie powietrze duszące, nieczysta podłoga?
„Jeśli tak, to tam moia niepostanie noga“. —
Po niektórych więc Ale, Lecz, Ach, z męża strony
Nowy gmach był zaczęty, a stary zburzony;
Choć ięczmień leciał z kłosa, dokonczano mury;        45
Ale iakże murować bez architektury?
Niech gospodarstwo razem i ozdobą będzie —
Dano zatém kolumny i wystawy wszędzie,
Posadzki i suffity, a nieczyste scieki,
Kanał skryty pod Ziemią sprowadzał do rzeki. —        50
Otóż, otóż to staynia! dziw się okolico!
Niéma podobnéy w Polsce, niéma zagranicą —
Iednakże Ewelina iescze nie iest rada;
Przez folwarczny dziedziniec przechodzić wypada. —
Przy rządzie i dozorze myśli o wygodzie:        55
Ta staynia niechay będzie w angielskim ogrodzie. —
Wali się w smutnym sadzie i parkan i drzewo,
Na miescu staią kląby na prawo na lewo,
A kędy na rozsady bywały zagony,
Sciészka[!] kręcona między roskoszne gazony,        60
Między roże, iasminy, rezedy, powoie,
Prowadzi Ewelinę w staienne podwoie. —

Lecz niestety! wycięte iabłonie i sliwy,
Całkiem odkryły gumna widok niesczęsliwy,
Owe sciany drewniane i strzechy zbutwiałe. —        65
Iakże znieść te prawdziwą ogrodu zakałę?
Trzeba polskie gospodarstwo chcąc dobrze poprawić,
Wszystko co dawne zburzyć a nowe wystawić —
Żona chce téy poprawy, czule Męża prosi,
Mąż niechce, Żona płacze, Mąż uwagi wnosi,        70
„Bydź musi albo umrę!“ Niesczęsna zawoła,
Smierć straszna... — Mąż się waha...poszła precz stodoła. —
Dlaczegoż nasladować staroświeckie wzory,
Dzikiego barbarzyństwa i przesądu twory,
Dla czegoż zapominać o miłéy ozdobie,        75
Wszak budynek z użytkiem może ią mieć w sobie:
Tak to, szpichlérz, młocarnia i szopa na siano,
Stały się wnet Rotondą, Meczetem, Altaną;
Zwalono niepotrzebne ciérniste zagrody,
Licium zręcznie rozpięte zamyka obwody,        80
Wiérzb niéma; Akacya, Jugulans, Topola,
Szpalery nowomodne składaią od pola. —
Gdy tam wstąpisz, niepoznasz że iesteś wśród gumna,
Kolumna przy kolumnie i iescze kolumna,
Tu Dorycki, tam Ioński porządek nadany,        85
Wszędzie kształtne Poł-Koła, Baszty, Czworograny,
I kędy były zręby i słomiane dachy,
Godne dawnego Rzymu iasnieią dziś gmachy. —
Wszystko to gospodarna Ewelina robi,
Pracuie bez ustanku, i swę pracę zdobi,        90
Iuż iéy sława po całym powiecie gruchnęła,
Iuż Eweliny tylko uwielbiaią dzieła. —
Nie tu koniec iéy zamiar bierze przedsięwzięty,
Musi bydź ukończony, iak został zaczęty;
Niezmordowana, skrzętna, niczém się niezraża,        95
Że dobre wolno idzie, roztropnie uważa. —

W krótce nowe trudności staią na przeszkodzie,
Krowy iuż maią staynie, i staynia w ogrodzie,
Lecz niémaią pastwiska, któreby zarazem
Romansowych opisów stało się obrazem;        100
A zatém buyne błonie, co w bliskości leży,
Dla lubych krów na łąkę obrócić należy —
Chcąc dobrze bydło chować, dobréy trzeba paszy. —
Wzdrygnął się Mąż, bo Oyciec, niebosczyk Podczaszy,[1]
Do tysiąca z téy ręki miewał kóp przenicy, [!]        105
Bez targu ią chwytano w całéy okolicy;
Szkoda; lecz gdy Pan tylko że iest Panem mniema,
A Pani co chce robi, to ratunku niéma;
Może taka nareszcie sławna gospodyni,
Chociaż na pozór błądzi, wié dobrze co czyni. —        110
Iuż różnofarbna łąka ogrodu się tyka,
Lecz Nieba! iakże będzie łąka bez strumyka? —
Przekop groble, z młynówki niechay woda płynie,
W poprawie gospodarstwa ktoż myśli o młynie. —
Iak piękne bystrym biegiem fale się chwieiące,        115
Co dwakroć powtarzaią przedmiotów tysiące;
O iak piękne te krowy pośród buynéy trawy,
Co pyszne niosą dzwony i dzwonią w oktawy;
Te owce, przy nich piesek medorek srokaty,
I Pasterki pletące roże i bławaty;        120
Znalazło się i Echo tam na rozkaz Pana,
Dmie się chłop na fuiarze z wieczora do rana;[1]
Łąka, trzoda, pasterki, strumyk, echo, roże,
Ach obraz złotych wieków czyż lepszym bydź może! —
I wszystko to Ewelino, wszystko to twe dzieła,        125
Iednak cóż za nagrodę praca twoia wzięła,
Pragniesz iechać do Miasta gdy czwarta szła zima,
Mąż ci srodze odmawia, i pieniędzy niéma;
Wprawdzie wieść iego czynu, w różne swiata strony
Poszła między kobiéty iakby bito w dzwony;        130

Każda na cudzą boleść maiąc serce tkliwe,
Przed swym mężem rozwodzi żale sprawiedliwe:
„Bądź że tu dobrą Żoną, chciéy gospodarować,
„To zaraz mąż na zawsze chciałby cię pochować,
„Nudnym, nieznośnym, zrędą, tyranem się staie,        135
„I za naywiększe dobro, złém tylko oddaie“ —
Aż mąż nakoniec, tłumiąc strapienia niewieście
Przedawszy resztę owca pomyslał o mieście;
Kupił karetę, szkapom poderżnął ogony,
I porzucił z westchnieniem strzechy i zagony;        140
Ewelina zaś czuła i swietna wdziękami,
Zaięta ciągle swiatem, zabawą stroiami,
Z lubym czasami Mężem (gdy się niedzywa)
Swoiego gospodarstwa owocu używa. —







  1. 1,0 1,1 93 — 104 i 111 — 122 przekreślone w rkp. ołówkiem.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Aleksander Fredro.