Mohikanowie paryscy/Tom XIII/Rozdział II

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Mohikanowie paryscy
Podtytuł Powieść w ośmnastu tomach
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1903
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Mohicans de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom XIII
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


II.
Kłopoty serdeczne w połączeniu z pienieżnemi.

Jakież to postanowienie powziął Petrus?
Może je znajdziemy w jednym z dwóch listów, jakie napisał.
Pocznijmy od tego, który był adresowany na bulwar Inwalidów.
„Moja ukochana Regino!
„Wybacz mi, że opuszczam Paryż na kilka dni nie widząc się z tobą, nie powiedziawszy nic, ani listem, ani słowem o tym wyjeździe; wypadek nieoczekiwany, ale nie budzący żadnego niepokoju, upewniam cię, zmusza mnie towarzyszyć ojcu do Saint-Malo.
„Dla zupełnego uspokojenia, pozwól powiedzieć sobie, że to co ja dumnie nazwałem wypadkiem, jest po prostu interesem pieniężnym. Tylko interes ten dotyczy osobyx którą po tobie kocham najmocniej na świecie, mojego ojca.
„Mówię to po cichu, Regino, aby Bóg mnie nie usłyszał i nie ukarał za to, że ciebie kocham więcej, niż tego, który powinien mieć moją pierwszą miłość.
„Jeżeli tak potrzebujesz mówić, że mnie kochasz, jak ja potrzebuję to od ciebie słyszeć, i jeżeli chcesz, ażebym nie zapomniał, i mniej czuł gorycz twej nieobecności, to napisz do mnie, poste restante Saint-Malo, ale nie później, jak dziś lub jutro. Nie myślę zabawić dłużej nad czas potrzebny do podróży i do załatwienia interesu, to jest wszystkiego sześć dni.
„Zrób tak, ażebym za powrotem zastał od ciebie list, któryby na mnie czekał. O! będzie mi go bardzo potrzeba, przysięgam ci!
„Do zobaczenia, ukochana Regino! ciało tylko moje opuszcza ciebie, ale serce, dusza, myśl, wszystko co kocha we mnie, pozostaje przy tobie.

Petrus“.

A teraz oto co napisał do Salvatora:
„Mój przyjacielu!
„Z takiem ślepem posłuszeństwem, jakby dla woli umierającego ojca, zrób, proszę cię, to co ci powiem.
„Po otrzymaniu tego listu weź taksatora i udaj się do mnie. Spisz inwentarz moich koni, broni, obrazów, powozów, sprzętów, dywanów, wszystkiego słowem co posiadam; pozostaw mi tylko to, co ściśle potrzebne do życia.
„Po spisaniu inwentarza, każ wszystko oszacować. Następnie każ porobić afisze i ogłoś po dziennikach, zdaje mi się, że to rzecz Jana Roberta, sprzedaż umeblowania artystycznego.
„Naznacz kres na 16 bieżącego miesiąca, ażeby amatorzy mieli czas obejrzeć przedmioty na miejscu. Staraj się wybrać takiego taksatora, któryby obytym był z wartością i ceną przedmiotów sztuki.
„Potrzeba mi wziąć za mój sprzęt trzydzieści pięć do czterdziestu tysięcy franków.
„Do widzenia, kochany Salvatorze.

Petrus“.

„P. S. Zapłać służącemu i odpraw go“.
Petrus znał Salvatora, wiedział, że za powrotem zastanie wszystko tak, jak sobie życzył.
Jakoż, powróciwszy szóstego dnia, zastał afisz na drzwiach i tłum ciekawych wchodzących i schodzących po schodach.
Widok ten ścisnął mu serce. Nie miał odwagi wejść do pracowni. Mały korytarzyk prowadził wprost z sieni do jego pokoju, wszedł, zamknął się, usiadł z głębokiem westchnieniem, i głowę opuścił na ręce.
Petrus zadowolony był z siebie i dumny z postanowienia, jakie powziął, nie bez walki i bólu.
Domyślamy się po co wyjechał i jakie miał zamiary. Udał się dla zapobieżenia ażeby folwark tego zacnego i uczciwego ojca, ostatni szczątek majątku, nie wyszedł z rąk jego; pojechał zapewnić schronienie na ostatnie dni temu, któremu winien był życie. Była to rzecz łatwa, i zrobiła się nawet bez wiedzy starca: notarjusz podarł akt simulacyjny, a Petrus pożegnał ojca, który spieszył do umierającego przyjaciela.
Następnie przybył do Paryża dla wypełnienia drugiej części swego postanowienia, i to trudniejszej i boleśniejszej.
Petrus, jak widzieliśmy, postanowił sprzedać konie, powozy, sprzęty, obrazy, porcelanę japońską, biurka flandryjskie, broń i kobierce, ażeby zapłacić długi; a potem zasiąść do roboty, jak student dla zdobycia pierwszej nagrody.
Porzucając szalone wydatki i czas tracony na usiłowania zobaczenia Reginy, mógłby pod względem materjalnym i artystycznym stanąć daleko lepiej. A wtedy nie ojciec jemu, lecz on ojcu mógłby być pomocnym.
A jednak sprzedać cały ten śliczny zbytek, do którego nawykliśmy, i znaleźć się między czterema gołemi ściany, czyż to tak łatwa sprawa
Ubóstwo samo w sobie bynajmniej nie przestraszało Petrusa. Wstrzemięźliwy z natury, oszczędny dla siebie, mógłby żyć, a raczej żył dawniej za pięć franków dziennie. Gdyby nie Regina, aniby dbał o to, żeby być bogatym. Czyż nie miał w sercu trzech wielkich skarbów: talentu, młodości, miłości?
Ale to właśnie na miłości miało zaciężyć jego ubóstwo.
Niestety! kobieta, gotowa rzucić się w ogień ażeby nam się podobać, kobieta gotowa narazić życie i dobrą sławę, by przyjść jak Julietta, dać swojemu Romeowi ukradkowy pocałunek; taż sama kobieta częstokroć nie poda swej arystokratycznej rączki, ręce okrytej brzydką rękawiczką.
A przytem, jak tu iść pieszo, po błocie, za powozem kobiety, którą się kocha, czekać na nią na zakręcie alei lasku Bulońskiego, kiedy wczoraj jeszcze spotykałeś się z nią, siedząc na wspaniałym rumaku.
Naiwne, dziecinne, śmieszne w oczach filozofa będzie to, co mamy powiedzieć, ale smutkiem serce Petrusa napełniała myśl bolesna, że on odtąd nie będzie mógł przyjechać w tilbury na wieczór, gdzie znajdowała się Regina, która przybyła karetą, że nie będzie się z nią mógł spotykać konno na bulwarach zewnętrznych, albo w lasku Bulońskim, gdzie bywała codzień. Wprawdzie filozofowie nie rozumieją miłości, dowodem tego, że gdy się zakochają, to przestają być filozofami.
Jakże ukazać się przyzwoicie w salonach przedmieścia Saint-Germain, w tych salonach tak zamkniętych dla ubogiej szlachty, w których przyjmowano Petrusa nie z tytułu człowieka utalentowanego, ale z tytułu potomka starej szlachty? Przedmieście Saint-Germain wybacza czasami szlachcicowi, że posiada talent, ale pod warunkiem, ażeby nie żył ze swego talentu.
Oprócz bulwarów i spacerów, mógł zapewne Petrus widywać Reginę u niej w domu, ale właśnie spotykanie się w święcie było pozorem do tych odwiedzin. Nadto, w domu, niedość, że Petrus nie mógł odwiedzać jej często, ale rzadko zastawał ją samą. Była z nią to pani de Lamothe-Houdan, to margrabina de Tournelle, Pszczółka zawsze, czasami pan Rappt; pan Rappt, który patrzył na niego, i za każdem spotkaniem zdawał się mówić: Wiem, że jesteś moim śmiertelnym wrogiem; wiem, że kochasz moją żonę, ale bądź ostrożny, czuwam nad wami.
— Tak jest! odpowiadał w duszy Petrus, tak, jestem twym śmiertelnym wrogiem, wrogiem zbrodni, panie Rappt!
Otóż, wszystkie korzyści majątku, wszystkie zadowolenia zbytku, Petrus posiadał przez pół roku, aż tu naraz trzeba się było z niemi rozstać.
Położenie było bolesne.
O! biedo! biedo! wieleż ty serc zgniotłaś w rozkwicie! ileż rozwiniętych kwiatów duszy ścięłaś i na wiatr rzuciłaś!
Prawda, Regina nie była kobietą pospolitą, tak marzył Petrus. Precz fałszywy wstydzie! Za pierwszym razem jak się z nią spotkam, odkryję wszystko, i moją głupią próżność i moje pożyczane bogactwa. Precz fałszywa dumo! jedyną moją próżnością, jedyną moją chlubą: pracować dla niej i powodzenie u jej nóg złożyć. Ona nie jest kobietą pospolitą, i może być... jeszcze bardziej kochać mnie będzie.
Na poparcie tego postanowienia, Petrus powiedział sobie zapewne wiele innych rzeczy, których tu nie powtarzamy. Powiedzmy tylko, że rozmawiając sam z sobą, zdjął odzież podróżną, dobył wykwintny strój ranny i spiesznie się ubrał.
Potem, nie wracając do pracowni, gdzie słyszał skrzyp butów i odgłos rozmów, zszedł ze schodów, zostawił klucz od pokoju u odźwiernego a ten w zamian podał mu list, który Petrus za pierwszym rzutem oka poznał, że pochodzi od stryja.
Stryj zapraszał go na obiad na ten sam dzień, kiedy wrócił do Paryża. Generał chciał się zapewne dowiedzieć, czy nauka nie poszła w las.
Petrus posłał natychmiast odźwiernego do pałacu Courtenay oznajmić stryjowi, że powrócił, i że przybędzie m u złożyć uszanowanie punkt o godzinie szóstej.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.