<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Bełza
Tytuł Na Szląsku polskim
Podtytuł Wrażenia i Spostrzeżenia
Wydawca G. Gebethner i Spółka
Data wyd. 1890
Druk Wł. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


IV.

Redakcya »Katolika« znajduje się w samym środku Bytomia. Niedaleko nowego kościoła Ś. Trójcy, na ludnej i szerokiej ulicy, wznosi się murowany dom. Dom ten odrazu zwraca uwagę przyjezdnego, gdyż nad jego bramą czytamy wyłącznie polski napis: »Redakcya Katolika«. Napis ten odbija przyjemnie od napisów innych w mieście, które z małemi wyjątkami, są wyłącznie niemieckiemi. Wyglądać to ma bardzo »fein« zdaniem mieszczan rekomendujących w tym języku swoje towary, choć nieraz mieszczanie ci nie potrafią się nawet rozmówić w tej prawdziwie, zdaniem ich, »fein« mowie. Czyż można się tym biednym ludziom dziwić, gdy im w szkołach pruski bakałarz ciągle mówi, że język polski jest językiem wyłącznie gburów i prócz kantyczek, żadnej literatury nie posiada, i gdy na Szląsku wszystko prawie co w tużurku chodzi, i prawdziwie »fein« wygląda, mową niemiecką ciągle się posługuje? Otóż dom Redakcyi »Katolika,« pod tym względem stanowi wyjątek i wyłącznie w języku polskim anonsuje wydawnictwo, niegdyś Karola Miarki, a dziś pani L. Radziejewskiej własność stanowiące.
Redaktorem odpowiedzialnym »Katolika«, w chwili obecnej jest p. Bronisław Koraszewski. Człowiek młody, o sympatycznych rysach twarzy, redagował przedtem »Głos Ludu Górnoszląskiego« w Królewskiej Hucie, zanim powołany został do Bytomia, by tu wspólnie z p. Napieralskim redagować dwa pisma: politycznego »Katolika« i illustrowane »Światło«.
Właśnie siedzimy w Redakcyi »Katolika« i prowadzimy z p. Koraszewskim rozmowę. Zapytujemy przedewszystkiem o ks. Radziejewskiego, który do niedawnych jeszcze czasów redagował to pismo, zanim złamany ciągłemi więzieniami, zmuszony został usunąć się w zacisze.
— Ks. Radziejewski, opowiada nam p. Koraszewski, w tej chwili nie mieszka w Bytomiu. Przebywa on stale w Antoninie w Poznańskiem, gdzie jest proboszczem u księcia Radziwiłła, a do Bytomia, od czasu tylko do czasu dla odwiedzenia siostry zjeżdża.
Na stole redakcyjnym spostrzegłem kilka nieznanych mi pism.
— To jest cała nasza prasa Górno Szląska, zaczął znowu p. Koraszewski. W Bytomiu mamy »Katolika« z dodatkiem miesięcznym: »Rodziną«, i illustrowany miesięcznik »Światło«, obok w »Królewskiej Hucie« jest »Głos Ludu Górno Szląskiego«, w Niemieckich Piekarach wychodzi »Gwiazda Piekarska« z dodatkiem p. t. »Przyjaciel Domowy«, w Gliwicach »Opiekun Katolicki« a w Raciborzu od Kwietnia 1889 »Nowiny Raciborskie«. Mamy więc tu pism naszych wraz z dodatkami ośm, ale dodawszy do nich wychodzące we Wrocławiu wyłącznie dla polskich protestantów na Górnym Szląsku »Nowiny« drukowane gotyckiemi literami, tak nazwanym tu »szwabachem,« będziemy mieli aż dziewięć pism polskich, co jest bardzo wiele jak na prowincyę, która polskim, tylko lud zachowała.
Do pokoju wszedł młody mężczyzna.
— Przedstawiam panu, mego kolegę p. Napieralskiego, odezwał się p. Koraszewski. Razem z nim ciągniemy taczkę redaktorską w Bytomiu.
Rozmowa nawiązała się około stosunków na Górnym Szląsku. Dowiedziałem się z niej między innemi, że w chwili kiedy znajdowałem się w Bytomiu, agitowała się tam bardzo ważna kwestya. Za impulsem ludzi, którym byt ludności roboczej polskiej leżał bardzo na sercu, a w rzędzie których poseł Majer Szmula wybitne zajmował miejsce, świeżo powstał w tem mieście: »Związek wzajemnej pomocy«, dla robotników górniczych i hutniczych, i że ci dwaj panowie, jako należący do redakcyi pisma, które patronowało związkowi, zamierzają nazajutrz jechać do dwóch hutniczych miejscowości, celem pouczania ludu o zadaniu stowarzyszenia.
— Wyjeżdżam jutro — odezwał się do mnie p. Koraszewski, do Szobieszowic pod Gliwicami. Spodziewam się tam licznego bardzo zebrania, jeśli pan chce, możemy jechać razem.
Propozycyę przyjąłem z zadowoleniem.
Tymczasem do Redakcyi zaczęły wchodzić coraz nowe osobistości. Byli to ludzie nie do tak zwanej intelligencyi należący, ale stanowiący prawdziwą intelligencyę pomiędzy klassą roboczą tego biednego kraju, którego czoło podobnie jak czoło Czechów i Słowian południowych, sprzeniewierzywszy się sprawie narodowej, przeszło do obcego obozu. Na twarzach ich wszystkich malowała się energja, w odezwaniach ich czułeś prostotę i szczerość. Każdy z tych ludzi wchodził do pokoju i tradycyjnem »Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus«, każdy jak stary znajomy, podawał ci otwartą dłoń. Nowo wchodzący grupowali się koło redaktora »Katolika« rozprawiali o jutrzejszem zebraniu w Szobieszowicach, a ja tymczasem, usunąwszy się dyskretnie ku oknu, przeglądałem świeżo wyszły z pod drukarskich tłoczni Numer »Katolika«.
Może nie będzie pozbawionem interesu, jeżeli Numer ten, przeglądać będę do współki z moimi czytelnikami.
Ale przedewszystkiem jaki jest zewnętrzny wygląd »Katolika.«
Najstarsza i najzasłużeńsza ze wszystkich gazet polskich na całym Szląsku pruskim, stanowi półarkusik formatu »Tygodnika Illustrowanego«. W nagłówku grubemi literami czytamy wyraz: »KATOLIK«, »Pismo poświęcone ludowi ku cnocie, nauce, zbogaceniu«, u góry słowa: »prawo boskie przyrodzone i nadprzyrodzone to nasze hasło«, u dołu: »szanuj język ojców, to prawo Boga a człowieka obowiązek«, a z dwóch stron nagłówka widnieją napisy: »wiara, miłość Boga i bliźniego oświata,« i »oszczędność, trzeźwość i stowarzyszenia«. Rekomendacya jak widzimy bardzo pochlebna, ale przebiegnijmy choć w krótkości treść Numeru.
Przedewszystkiem uderza nasze oczy wyraz: »Germanizacya«. Podróżując po ziemiach naszych, doświadczających słodkiego szczęścia należenia do Prus, nie podobna się z tym wyrazem na każdym kroku nie spotkać. I Numer więc Katolika, który leży przed naszemi oczami, przypomina nam powołanym z tytułu artykułem, gdzie mamy zaszczyt gościć w tej chwili.
Przeczytajmy ten artykuł.
Powód do niego dała niemiecka: »Königshütter Zeitung«, która pragnąc podszczuć rząd na Polaków Górno-Szląskich, w ostatnim artykule swoim pisząc o przygotowywaniu w Królewskiej Hucie dzieci do spowiedzi w języku niemieckim, żaliła się, że »polska agitacya«, sprawia, iż stosunkowo tych dzieci jest tak niewiele.
Oto jak na to niegodne szczucie, odpowiada niemieckiej Gazecie »Katolik«.

„Bardzo rozsądnie rodzice polscy postępują sobie, nie pozwalając dzieciom chodzić na niemiecką naukę, bo czyniąc inaczej i pozwalając im gardzić mową ojczystą, pozwoliliby im przez to samo gardzić własnym ojcem, własną matką, wbrew słowom Pisma św.: »jeśli mię miłujecie, chowajcie przykazania moje«.

Całkiem wreszcie bezmyślnem, a nawet śmiesznem jest to ciągłe spędzanie winy na polską agitacyę. Toć to niemieckie polakożercze gazety ciągle tak sprawę przedstawiają, jak gdyby tu sami Niemcy byli, a Polacy pomiędzy nimi agitowali. Właśnie przeciwnie jest: Górny Szląsk jest polski, a Niemcy ciągle agitują, więc to niemiecka agitacya, a nie polska. Polacy nie agitują, tylko bronią się przed agitacyą niemiecką, a że mają do tego liczne powody, niech posłuży za przykład następująca korespondencya z Król. Huty. Korespondent nasz pisze tak:
Aż mi się serce kraje, gdy widzę i słysę, jak zewsząd na nas Polaków uderzają. Czytałem w »Katoliku», jak to niemieckie gazety co chwilę wrogo przeciw nam występują, a spostrzegłszy teraz w »Königshütterce« wycieczkę przeciw polskim rodzicom, pomyślałem sobie, że gdy jedna koza zabeknie, to wszystkie za nią. Wiemy bardzo dobrze, czemu ta gazeta tak pisze; ot po prostu dla tego, że się chce niejednemu przychlebić, bo ma czytelników różnych: panów i robotników, Niemców i Polaków. (Polacy nie powinni takiej gazety do ręki wziąć, która zaczepia ich i prześladuje ich język ojczysty. — Red.)

Dalej pytam, ileż to jest tych rodzonych Niemców tutaj? Ze wszystkimi urzędnikami i żydami może ze 2 tysiące, a nas Polaków jest więcej niż 30 tysięcy, a jeżeli z tych 30 tysięcy niektórzy rodzice istotnie dzieci swych na polską naukę nie posyłają, to jest to hańbą dla nich, a błąd, jaki w tym względzie popełnili, prędzej lub później da im się we znaki ze strony własnych dzieci. Wszelako przyznać trzeba, że nie zawsze i nie we wszystkiem rodzice są winni. Szkoła wywiera bowiem nacisk na dzieci, aby chodziły na naukę niemiecką; znam ja jednego pana, który wyrzucał pewnej dziewczynie, chcącej należeć do polskiego oddziału, że byłoby to hańbą dla niej, gdyby uczęszczała na polską naukę. Jeżeli tedy każą nam gardzić językiem ojczystym, jakże mamy szanować język obcy. Z zarzuceniem języka ojczystego lud, górnoszląski zarzuci swe cnoty, przestanie być dobrym, pobożnym, wiernym, bo język ojczysty, to prawo Boskie przyrodzone, za którego wzgardą pójdą inne grzechy“.

Nieprawda, że artykuł, że jego ton prosty a stanowczy odrazu do pisma korzystnie każdego usposabia i że chociażby przeszłość »Katolika» i jego dla polskości na Szląsku zasługi nie były powszechnie znanemi, już ze słów powyższych, każdy przejęty byłby dla niego prawdziwą sympatyą i szacunkiem.
Zaraz za tym artykułem spotykamy rubrykę »Spraw Szkolnych«, a dalej idzie wielka polityka, nie ograniczająca się na Europie, ale zapoznająca szląskich czytelników, nawet z tem, co się w Kamerunie dzieje. Za polityką spotykamy rubrykę wiadomości bliższych i dalszych z całego Górnego Szląska, ostatnie wiadomości, odpowiedzi redakcyi i ogłoszenia, których tak w tym, jak w każdym w ogóle Numerze Katolika jest bardzo dużo. W końcu w odcinku, mamy dalszy ciąg powieści z życia irlandczyków pod tytułem: »Król nocy.«
Oto jest wierne odbicie Numeru »Katolika«, który był w moim ręku, w chwili gdym przybywszy do Bytomia, znajdował się w redakcyi tego pisma. Numer to był w wiadomości bardzo bogaty, ale przerzuciwszy kilkanaście innych przekonałem się, że żaden z nich mu nie ustępuje. We wszystkich dostrzegłem staranność redakcyi, obfitość korespondencyi, — lokalny, informacyjny charakter pisma, uderzał przedewszystkiem w oczy. Zwróciła tylko moją uwagę powieść w odcinku. Czemu, pomyślałem. redakcya nie darzy swoich czytelników powieściami z życia własnego narodu, czemu nie zapoznaje ich z dziejami polskiemi, lub nie streszcza przystępnym językiem którejś z ciekawszych powieści historycznych Kraszewskiego. Ale przypomniało mi się zaraz, że Szląsk Górny rzeczywiście przedstawia pewne podobieństwo do Irlandyi, że czem tam Anglicy, tem tu rzeczywiście są Niemcy, i rozgrzeszyłem redakcyę tego pisma z tego, że swoją powieść snuła na tle życia mieszkańców »Zielonej Wyspy«, której niedola ma tyle w przeszłości i teraźniejszości wspólnego z niedolą Górno-Szlązaków.
Na obfity dział korespondencyi »Katolika« zwróciłem uwagę p. Koraszewskiego.
— Jestto jedna z ważniejszych naszych rubryk, — odparł mi na moją uwagę. Codziennie niemal otrzymujemy ich po kilka. Choć pisane nie zawsze najlepszym językiem, ułatwiają nam one pracę redaktorską, a co najważniejsze są ścisłą nitką łączącą pismo nasze z czytelnikami. Pragniesz pan poznać, jak wygląda w stanie rodzimym taka korespondencya?
— Nie tylko pragnę, ale zamierzam dla ciekawości przy opisywaniu podróży moich po Szląsku Górnym, przepisać choć jedną z nich co do słowa.
— Jeżeli tak to służę panu.
Tu mi podał zapisany arkusik listowego papieru.
Pozwólcie że jego zawartością dla charakterystyki miejscowych stosunków podzielę sięz wami.

»27 zeszłego miesiąca prziset do mnie jaki zakonik, który zbieran skadki na zakłat ubogich dzieczi w Kluzborku, a iże jus to tego lata drugi ras po nasej wsi chodzył, pytam go się na jaki to zakłat tę kolektę zbiyra, jeżeli na katolicki cy na Wanielicki; powiada ize na Wanielicki, ja mu mówię to nie dam nic bo nas Wanielicy jesce prześladują a my katolicy ich mamy spieracz, oni nas tes nie spomagają, a on mi mówi i pokazuje iże ma od sołtysa pozwolenie, ja mu odpedam ize sołtysi niechtorzi sami nie wią na co podzwolą, i wyleczan z izby jakby go co wytrzasło; tak kochani czytelnicy gdy taki zbierać przyidzie pytajczie się przodzi na jaki zakład zbiera, a ky was w domu nie ma, to się niech żony pytają, a niedawacz innym wyznaniom ktorzi nas katolików mają jak sól w oczach, a pouczajmy tes tych chtorzi nic nie czytają.«

Korespondencyę tę, która »Katolikowi« nadesłaną została aż z pod Opola, podajemy w niepoprawionej pisowni, ale niech nikt nie sądzi aby wszyscy korespondenci tego pisma posługiwali się tak zawikłaną. Owszem, wielu z pomiędzy nich pisze poprawnym językiem polskim, tak że redakcya może je drukować bez zmian. Co się zaś tyczy korespondencyi takich, jak powyższa, to bez poprawek nie mogą one oglądać światła dziennego. Ale wszystkie te korespondencye, źle czy dobrze pisane, zużytkowywane są przez redakcyę »Katolika« która przy ich pomocy, trzyma że się tak wyrazimy dłoń na pulsie potrzeb całej prowincyi. I jest też skutkiem tego »Katolik« dokładnym wyrazem wszystkich Szląska Górnego potrzeb.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Bełza.