[56]NA CHRZCINACH
[58]
Przed domem naszej sąsiadki
Węgierki, wasągi, pojazdy:
Zjechali się do niej na chrzciny
Snać same hrube gazdy.
W świetlicy i w izbach przyległych
Poustawiane stoły,
Wśród szynek, kiełbas i jajek
Barwinek lśni się wesoły.
Pośród talerzy i misek,
Kieliszki, pękate butelki,
W krąg bukieciki z papieru,
Robota panny Anielki.
Usadowili się gazdy,
Spragnieni i głodni wielce,
Palcami sięgają po noże
I po blaszane widelce.
Jedzą i piją i palą,
Kłębią się dymu tumany,
Na wszystko spogląda Pan Jezus
Na szkle wymalowany.
Spogląda z radością, czy smutkiem,
O, tego nikt nie odgadnie,
A, zresztą, pocóż zgadywać,
To nieraz zawodzi zdradnie.
Wtem jeden z gazdów powstanie,
Widelcem w kieliszek zadzwoni,
[59]
Pogładzi włosy na głowie,
Wszystkim się piknie pokłoni.
I tak im powie: „Panowie
I pikne panie! Od młodu
Niech w bród ma wszystkiego po lata
Ten świeży potomek rodu.“
„Jakiego rodu? Co rodu!“
Jedni i drudzy wrzasną,
„Tu niema żadnego już rodu
To sprawą dla wszystkich jasną!
Ja jestem od Szczapińskiego!
A ja od księdza Obrzudki!
Niech ślachta się bawi w rody,
Nie nasze stąd będą smutki.“
O mało się dwaj ci wrogowie
Nie pochwycili za czuby:
Tak się rozsierdził i jeden
I drugi gazda hruby.
Na to się porwał starzec
I pomarszczony i siwy
I powie odrazu: „Gazdowie,
Poco wyprawiać te dziwy?
Nie było jeszcze ludowych,
Czy innych socyalów,
O których tak się czubicie
W tym domu Państwa Bukałów.
Po jednych i po drugich
Nie będzie tu żadnych śladów,
[60]
A pozostaniem my, wójcia
Od dziadów i od pradziadów.
Toć mówi Pismo: na dusze
Czyhają djabelskie wędy.
Nie dajmy się, by nas łowiły
Jakieś tam miejskie przybłędy.
Więc dalej po rozum do głowy,
Trąćmy się kieliszkami
I prośmy, ażeby to słońce
Świeciło zawsze nad nami.“
Snać trafił do przekonania,
Bo spokój nastał w tej chwili:
Całują się powaśnieni
I zgodę winem zapili.