Na około Księżyca/Rozdział X
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Na około Księżyca |
Wydawca | Gebethner i Wolf |
Data wyd. | 1917 |
Druk | W. L. Anczyc |
Miejsce wyd. | Warszawa — Lublin — Łódź — Kraków |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Autour de la Lune |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Barbicane odnajdywał widocznie prawdziwą przyczynę zboczenia. Jakkolwiek było ono niewielkie, wystarczało jednak do zmienienia drogi pocisku. W każdym razie było to fatalne. Śmiałe przedsięwzięcie spełzło na niczem przez okoliczność całkiem przypadkową i, bez nadzwyczajnego wypadku, nie można było dotrzeć do księżyca. Czy zdołają przynajmniej przejść około niego tak blizko, aby rozwiązać pewne zagadnienia fizyczne i geologiczne, dotąd uważane za nierozwiązalne? Pytanie to jedynie w tej chwili zajmowało odważnych podróżników. O losie, jaki im przyszłość gotowała, nawet pomyśleć nie chcieli. Jednakże co się z nimi stanie wśród tej pustki nieskończonej, gdy im wkrótce powietrza zabraknie? Za kilka dni poduszą się we wnętrzu tej kuli, błąkającej się w przestworzach. Lecz owe kilka dni były wiekiem dla tych odważnych ludzi, którzy wszystkie swe chwile poświęcili obserwowaniu tego księżyca, na który dostać się już utracili nadzieję.
Odległość dzieląca wówczas pocisk od księżyca, wynosiła około 200 mil i naszym podróżnikom trudniej było dostrzedz jakiekolwiek szczegóły na księżycu, niż mieszkańcom ziemi, uzbrojonym w potężne teleskopy.
Wiadomo jest bowiem, iż narzędzie ustawione w Parson-town przez Johna Ross, powiększające 6.500 razy, sprowadza księżyc na odległość 16 mil; przy pomocy zaś olbrzymiego teleskopu w Long’s-Peak, gwiazda nocy powiększona 48.000 razy dała się zbliżyć na odległość 2 mil, tak, iż przedmioty o 10 metrach średnicy można rozeznać dostatecznie.
Szczegóły topograficzne księżyca, obserwowane z tej odległości bez lunety, nie mogły być ściśle określone. Wzrok chwytał rozległy zarys tych niezmiernych zagłębień, niewłaściwie morzami zwanych, ale nie mógł rozpoznać ich natury.
Coraz wyraźniej występowała podłużna forma księżyca. Ukazywał się naszym obserwatorom w formie olbrzymiego jajka, którego węższy koniec zwrócony był ku ziemi. I rzeczywiście, księżyc płynny lub lepki w pierwszych dniach swego tworzenia się, posiadał kształt kuli. Lecz wkrótce wskutek przyciągania ziemi, wydłużył się pod wpływem swej ciężkości. Zostawszy satelitą, utracił pierwotną czystość kształtów i z tego to właśnie układu, niektórzy uczeni wyprowadzili wniosek, że woda i powietrze mogły przejść na przeciwną stronę księżyca, której ziemi nigdy ujrzeć nie można.
Zmiana kształtów pierwotnych satelity była widzialną tylko przez chwilę. Odległość pocisku od księżyca zmniejszała się bardzo szybko wskutek prędkości, wprawdzie znacznie mniejszej od początkowej, zawsze jednak 8-9 razy większej od tej, z jaką po drogach żelaznych przebiegają pociągi pospieszne. Kierunek ukośny kuli zostawiał Ardanowi jeszcze nadzieję, że dotkną jakiegoś punktu tarczy księżycowej, lecz Barbicane powtarzał mu wciąż z nieubłaganą logiką:
— Nie, Ardanie. Nie możemy się inaczej dostać na księżyc, jak przez spadnięcie, a nie spadamy wcale. Siła dośrodkowa utrzymuje nas pod wpływem księżyca, lecz siła odśrodkowa bezustannie oddala nas od niego.
Było to powiedziane tonem, który Ardanowi odjął ostatnią iskrę nadziei.
Część księżyca, do której pocisk się zbliżał, była to półkula północna, którą mapy księżycowe umieszczają na dole; karty te bowiem rysowane są powszechnie z widoków przez lunety dostrzeganych, a wiadomo, że lunety naodwrót przedstawiają przedmioty. Taką była mapa selenographica Beera i Moedlera, jakiej używał Barbicane. Owa północna półkula przedstawiała rozległe płaszczyzny, urozmaicone górami.
O północy księżyc był w pełni. W tej chwili właśnie podróżnicy powinni byli znaleźć się na nim, gdyby przeklęty bolid nie był ich strącił z właściwego kierunku. Gwiazda znajdowała się przeto w warunkach ściśle określonych przez obserwatoryum w Camdridge. Matematycznie znajdowała się ona w swojem perigeum i w zenicie równoleżnika, leżącego o 28 stopni nad równikiem. Obserwator, siedzący w głębi kolumbiady, prostopadle ustawionej do poziomu, miałby cały księżyc w otworze armaty. Linia prosta, przedstawiająca oś armaty, przecięłaby gwiazdę nocy w jej środku.
Zbytecznem byłoby dodawać, iż w nocy tej z 5 na 6 grudnia podróżnicy nie spoczęli na chwilę. Czyż mogli zamknąć oczy, będąc blizko tego nowego świata? Nie. Wszystkie ich uczucia skupiły się w jednej, jedynej myśli: widzieć! Uważając ich za przedstawicieli ziemi, ludzkości minionej i obecnej, możnaby śmiało powiedzieć, iż ich oczami cały ród ludzki spoglądał na te krainy księżycowe i wnikał w tajemnice swego satelity! Wzruszenie opanowało ich serca, w milczeniu przechodzili od jednego okienka do drugiego.
Barbicane ściśle określał i zapisywał obserwacye, do robienia których miał lunety, a do sprawdzania — mapy.
Pierwszym obserwatorem księżyca był Galileusz. Niedokładna jego luneta powiększała tylko 30 razy. Jednakże w tych plamach, któremi zasiana jest tarcza księżyca, on pierwszy rozpoznał góry i wymierzył kilka wyniosłości, którym nadmierną przypisywał wysokość, równającą się jednej dwudziestej średnicy tarczy, czyli 8.800 metrów. Galileusz nie zostawił żadnej mapy ze swych obserwacyi.
W kilka lat później wielki astronom gdański Hewelius, wskutek spostrzeżeń swoich, które wszakże dwa razy tylko na miesiąc były dokładne: podczas — pierwszej i drugiej kwadry, zmniejszył wyniosłości Galileusza do jednej dwudziestej szóstej średnicy księżyca. Temu też uczonemu zawdzięczamy pierwszą mapę księżyca. Plamy przeźroczyste i zaokrąglone wyobrażają na niej góry stożkowe, a plamy ciemne oznaczają rozległe morza, które w rzeczy samej są tylko płaszczyznami. Tym górom i obszarom wodnym nadał on ziemskie nazwy. Widzieć tam można górę Synaj w Arabii, Etnę w Sycylii, Alpy, Apeniny, Karpaty, dalej morze Śródziemne, Palus-Meotide, Pontus Euxinus i morze Kaspijskie. Wszystkie te nazwy są niewłaściwie nadane, bo ani te góry, ani te morza nie przypominają kształtów swych imienników z kuli ziemskiej. Może tylko w tej wielkiej, białej plamie spiczasto zakończonej, przedstawiającej w południowej stronie obszerne lądy, możnaby dopatrzeć widok odwrócony półwyspu indyjskiego, zatoki Bengalskiej i Kochinchiny. Dlatego też nazwy te nie utrzymały się. Inny mapograf znawca serc ludzkich, nowe zaproponował nazwy, które próżność ludzka przyjęła chętnie.
Tym obserwatorem był ojciec Riccioli współczesny Heveliusa. Zrobił on mapę błędną, lecz górom księżycowym nadał imiona wielkich mężów starożytności i mędrców swojej epoki, a zwyczaj ten od tego czasu bardzo się rozpowszechnił.
Trzecią mapę księżycową w XVII wieku nakreślił Dominik Cassini, pod względem wykonania lepszą od karty Riccioliego, ale nieścisłą pod względem wymiarów. Wyszło jej kilka wydań, ale nareszcie miedziana blacha, na której była wyrytą, sprzedaną została jako nieużytek.
La Hire, słynny matematyk i rysownik, zrobił mapę księżyca na 4 metry wysoką, lecz ta nigdy nie była wyrytą.
Później astronom niemiecki Tobiasz Mayer, około połowy XVIII stulecia, rozpoczął wydawnictwo wspaniałej mapy selenograficznej według wymiarów księżycowych, ściśle przez niego sprawdzonych; lecz śmierć jego w 1762 r. przeszkodziła mu ukończyć tę piękną pracę.
Potem Schroeter i Lilienthal narysowali kilka map księżyca; dalej Lohrmann z Drezna, autor karty podzielonej na 25 oddeiałów, z których cztery tylko były wyryte.
W roku 1830 pp. Beer i Modler ułożyli swą sławną mapa selenographica, w rzucie prostokątnym. Mapa ta wyobrażała dokładnie tarczę księżyca taką, jak się nam ona przedstawia; lecz zarysy gór i płaszczyzn są na niej dokładne tylko w części środkowej, w części zaś północnej i południowej są zanadto ścieśnione. Ta mapa topograficzna wysoka na 95 centymetrów i podzielona na cztery części, jest arcydziełem mapografii księżycowej.
Po tych uczonych wspomnieć jeszcze należy wypukłe mapy selenograliczne astronoma niemieckiego Juliusza Schmidta, prace topograficzne ojca Secchi, wyborne szkice niespecyalisty angielskiego Waren de la Rue i wreszcie kartę według rzutu prostokątnego, pp. Lecouturier i Chapuis, piękny model wydany w 1860 roku, odznaczający się czystością rysunku i bardzo dobrym układem.
Taką jest nomenklatura różnych kart, odnoszących się do świata księżycowego. Barbicane dwie z nich posiadał, a mianowicie: mapy pp. Beer i Moedler, oraz pp. Chapuis i Lecouturier.
Z narzędzi optycznych miał on wyborne lunety morskie; powiększały one sto razy przedmioty, zbliżałyby przeto księżyc do ziemi na odległość mniej niż 1.000 metrów. Lecz wtedy, na odległości, która o trzeciej godzinie zrana przechodziła 120 kilometrów i w miejscu, którego spokojności nie zamieszała żadna atmosfera, narzędzia te powinny były poziom księżyca zbliżyć do 1.500 metrów.