[36]
NA ROZDROŻU.
Gasła życia mego zorza,
Tonął w mroku przestwór cały,
Jam przystanął u rozdroża,
Gdzie się ścieżki krzyżowały.
W lewo jedna, w prawo druga,
Ta, ku słońcu. Mgła się ściele,
Czarnych chmur nademną smuga.
Obok rośnie bujne ziele...
Szary motyl rosę spija,
Wron opodal stado kracze;
Z rowu pełznie ku mnie żmija,
A wiatr wyje, jęczy, płacze...
— Drogi, dokąd wy ciągniecie?
Tam, gdzie ptasząt piosnka dźwięczy,
Gdzie przybiera się łan w kwiecie,
Czy do puszcz tych, skał, przełęczy?
[37]
Gdym zadawał te pytania,
Zjawiasz mi się cała drżąca,
Jak ta lilia, co się słania,
Czysta, biała, woniejąca.
Z dłonią w dłoni, w czas upojeń,
Tak-eś w oczy mi spojrzała;
Jakbyś bezmiar wszystkich rojeń
Mojej duszy odczuć chciała.
Jak kazało przeznaczenie,
W tej spotkania z tobą dobie,
Ja, na ręki twej skinienie,
Idę odtąd tuż przy tobie.
Z chwilą, gdy mi u rozdroża,
Chmury zwątpień się rozwiały,
Z dróg tych dla mnie ta jest Boża,
Którą wiedziesz — duchu biały!