Nad brzegiem stawu
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Nad brzegiem stawu |
Pochodzenie | Światełko. Książka dla dzieci |
Wydawca | Spółka Nakładowa Warszawska |
Data wyd. | 1885 |
Druk | S. Orgelbranda Synowie |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
Jak piękny przedstawia widok powierzchnia stawu, oświetlona blaskiem wiosennego słońca! Białe chmurki, na niebie zawieszone, odbijają się w niej jak w zwierciadle. Lekkie fale, wiaterkiem pędzone, uderzają jedna za drugą o biały brzeg piaszczysty. Tu żółte kwiaty kaczeńca błotnego, tam jaskry wodne zdobią szklistą powierzchnię stawu, a owdzie gęste kępki zielonego tataraku z pod wody się wychylają. Ileż tu życia wszędzie! Opodal, na bagnistej, sitowiem zarosłej łące przechadza się bocian, pożywienia szukając. Zielone żaby, w gęstwinie nadbrzeżnej ukryte, rzucają się w wodę, krokami naszymi spłoszone, a gromadka maleńkich rybek przypływa do brzegu i wystraszona oddala się od nas w oka mgnieniu. Nad wodą unoszą się chmary komarów, od których opędzać się wciąż musimy, a na wybrzeżu piaszczystem wije się czarna pijawka...
Zaczerpnijmy szklankę wody ze stawu. Cóż się w tej wodzie dzieje? Tysiące drobnych jak ziarnka piasku raczków buja tam w różnych kierunkach, pąsowe pajączki wodne wesoło pląsają, zwierzątka, jak punkciki maleńkie, czarne i szare chyżo przebiegają naczynie z wodą. Miejsca i czasu by nie starczyło, gdybym chciał wam, młodzi czytelnicy moi, o tych wszystkich stawu mieszkańcach opowiedzieć, a opowiedzieć by się dało o każdym z nich bardzo wiele ciekawego.
Ale posłuchajcie choć cokolwiek.
Znacie zapewne wszyscy komara, to maleńkie dwuskrzydłe zwierzątko o sześciu długich nitkowatych nóżkach. Komuż nieznanym jest nieprzyjemny ból, jakiego doznajemy, gdy nas to maleństwo nieznośne ukąsi.
Gołem okiem trudno przyjrzeć się dokładnie komarowi. Ale uczeni mają szkła powiększające, przez które gdy spoglądamy na jaki bądź mały przedmiot, wydaje on się bardzo wielkim i różne ciekawe dostrzedz można na nim szczegóły. Otóż np. skrzydełko komara; na pozór tak proste, gdy przez szkło powiększające spojrzymy na nie, dziwny przedstawi nam obraz.
Na skrzydełku dostrzeżemy drzewiasto rozgałęziające się żyłki, pokryte pięknemi, drobnemi łuszczkami kształtu serduszek. Łuszczki podobne pokrywają też skrzydełka motylów, a pyłek, jaki nam na palcach pozostaje, gdy motylka za skrzydła chwytamy, jest właśnie zbiorem tysięcy owych maleńkich łuseczek. Również pięknie wyglądają różki komarów, szczególnie u samczyków, gdzie przedstawiają one delikatne, maleńkie pióreczka, osadzone z prawej i lewej strony na wspólnej łodyżce.
Ale czem też nas tak kąsa boleśnie komar?
Oto, posiada on zaostrzony na końcu sztylecik, ząbkami po bokach uzbrojony. Sztylecik ten spoczywa w szczególnej pochewce, z której wysuwać lub do której chować się może. Warto raz poświęcić kropelkę krwi własnej i pozwolić komarowi spokojnie ssać rękę, aby w ten sposób przypatrzyć się, jak on też zgrabnie ostry sztylecik w skórę naszę zagłębia. Zwykle komar ssie, stojąc na wszystkich sześciu nogach; ale zdarza się często, że gdy sztylecik zagłębi się już silnie, komar tylne dwie nóżki do góry unosi i wtedy na czterech stojąc, zabawną przybiera pozę.
Gdy się dosyć krwi napił, wyciąga sztylecik i odlatuje, nie troszcząc się o to, że przez jego ukłucie na ręce naszej bąbel bolesny się tworzy, który tak nieznośnie nam dokucza. Ból ten pochodzi stąd, że komar, kłując, wpuszcza pod skórę kropelkę jadowitego, ostrego płynu, który wydziela się na końcu sztylecika.
Ale dlaczego to — spytacie mnie zapewne — w blizkości stawu tak wiele unosi się komarów.
Oto dla tego, że komar, zanim zupełnie staje się dojrzałym, żyje pewien czas w wodzie i tylko stopniowo, gdy mu się skrzydełka rozwijają, opuszcza ją, by sobie lekko w przestworzu bujać. Na wiosnę, gdy słonko przygrzewa, łatwo znaleść na powierzchni stawu lub jakiejbądź kałuży łąkowej pływające kępki białawe wielkości prosa. Gdy taką kępkę, po wodzie wiatrem gnaną, obejrzymy przez szkło powiększające, dziwny dostrzeżemy obraz. Otóż kępka ta składa się z bardzo wielu maleńkich jakby buteleczek, zwróconych szyjkami na dół i szczególną błoną zamkniętych.
Te buteleczkowe ciałka, jedno obok drugiego zlepione razem w kępkę, są to jajeczka komarów, które owady te na powierzchni wody składają. Z tych jajeczek wylęgają się młode, ale nie od razu.
Najprzód z jajeczka wychodzi tak zwana gąsienica t. j. długie ani nóg, ani skrzydełek nieposiadające stworzonko z wyraźną główką i dziesięcioma pierścieniami na ciele; przy główce dokoła ust osadzone są włoski, którymi gąsienica szybko porusza, a w tyle ciała umieszczona jest długa, cienka rureczka, którą oddycha. Gąsienice komara pływają zwykle główkami na dół, a tylne rurki wystawiają po nad wodę, ażeby niemi czerpać powietrze do oddychania potrzebne. Są one bardzo bojaźliwe; dosyć jest dmuchnąć lub wody pręcikiem się dotknąć, aby spłoszyć gąsienice. Uciekają one na dno, lecz po chwili znów całe ich stada do powierzchni wody się zbliżają, wysuwając swe rurki ku górze.
Gąsienica w ciągu życia kilka razy skórę zrzuca, a po pewnym czasie przeobraża się w tak zwaną poczwarkę. Ta ostatnia zabawniejszy jeszcze posiada wygląd, niż gąsienica. Ciało jej krótkie, a głowa bardzo wielka z dwoma długimi wyrostkami rurkowatymi na kształt oślich uszu.
Podobnie jak gąsienica tylną rurką, tak poczwarka komara oddycha temi dwiema na głowie umieszczonemi rurkami. Taka poczwarka nie posiada gęby i wcale też pokarmu nie przyjmuje. Przemienia się już ona w komara dojrzałego i nawet przez przezroczystą jej skórę dojrzeć można tworzące się wewnątrz nóżki i skrzydełka. Skórka poczwarki oddziela się stopniowo i tworzy jakby zamknięty błoniasty woreczek, wewnątrz którego leży już rozwinięty zupełnie komar. Teraz zaczyna się najniebezpieczniejsza dla życia komara chwila. Musi on przerwać błoniaste swe sklepienie, by na świat daleki wyfrunąć; ale gdyby sobie nieborak zmoczył skrzydełka, śmierć niechybna go czeka. Oto jak sobie radzi. Przerywa od górnej strony otaczającą go błonkę i sadowi się w niej prostopadle głową do góry, jakby maszt na łódce. Dziwny przedstawia to widok, kiedy po powierzchni stawu pływają te maleńkie, błoniaste łódeczki, posiadające starą skórę poczwarki, a w pośrodku w pionowem położeniu, niby żeglarz, stoi komar młodziutki. Wiatr unosi po toni wodnej tych maleńkich żeglarzy... ale biada, gdy wywróci ich delikatne łódeczki; komar moczy wtedy sobie skrzydełka, już wzlecieć więcej nie może i zginąć musi w tym samym żywiole, w którym dotąd jako gąsienica i poczwarka tak wesoło bujał.
Podczas żeglugi na łódce komar prostuje nóżki, wyciąga skrzydełka, które powoli obsychają zupełnie, a wreszcie staje na chwilę delikatnie nóżkami na powierzchni wody i ulatuje w powietrze, opuszczając błoniastą łódeczkę i staw rodzinny.
O tych maleńkich raczkach, któreśmy w szklance wody ze stawu zaczerpniętej widzieli, także dużo ciekawego dałoby się powiedzieć.
Przez szkło powiększające dojrzeć można, że są najrozmaitszych kształtów i kolorów: jedne białawe, inne różowe lub zielone, a niektóre jak szkło przezroczyste, tak, że widać wszystko, co wewnątrz ich ciała się dzieje: jak pokarm w żołądku się porusza, jak serce bije, jak krew płynie i tak dalej. Te różne raczki drobne, dochodzące wielkości główki od szpilki zwane są cyklopami, Cyprysami, lub też pchełkami wodnemi.
Z wielkiem zajęciem przypatrywać się można, co też te maleńkie istotki wyprawiają w wodzie: skaczą na wszystkie strony, to do góry, to na dół, to na prawo, to na lewo. Żyją całemi stadami; w stawie każdym są ich miliony. Pomimo, że się mnożą bardzo licznie, wiele ich też ginie, gdyż służą za pokarm rybom i innym zwierzętom wodnym. Zabawna niespodzianka spotyka czasami te maleńkie istotki. Oto na stawach naszych żyje pewna piękna roślinka wodna, zwana pływaczem, której żółtawe lub błękitno-fioletowe kwiateczki unoszą się na powierzchni wody. Roślinka ta okryta jest mnóstwem drobnych kulistych pęcherzyków. Każdy pęcherzyk posiada jeden otworek, zasłonięty klapką tak urządzoną, że gdy do wnętrza pęcherzyka chcielibyśmy się przedostać, klapka ta otworzyłaby się i wejść by nam pozwoliła, ale gdybyśmy z pęcherzyka wydostać się chcieli, napróżno staralibyśmy się klapkę otworzyć. Otóż te pęcherzyki pokryte są szczególnymi włoseczkami, które wabią do siebie owe raczki. Swywolne raczki uderzają często o klapki pęcherzyków, klapki się otwierają i raczek wpada do wnętrza pęcherzyka. Ale biada mu teraz! Już z tego więzienia wyjść nie może, bo klapka od wewnątrz się nie otwiera. Nieszczęśliwy na wszystkie płynie strony, szukając wyjścia z ciemnego i ciasnego więzienia, ale napróżno. Z głodu nieborak umrzeć musi zdala od towarzyszów na wolności używających życia. Ciało raczka ulega gniciu i jako gęsta masa wypełnia wnętrze pęcherzyka. Któżby się spodziewał, że te niewinne pęcherzyki pływacza tak straszną stanowią pułapkę dla nieszczęśliwych raczków wodnych. Ale nietylko raczki wystawione są na to niebezpieczeństwo. Zdarza się też, że maleńkie gąsieniczki komarów lub innych owadów wodnych także w pułapkę taką wpadają i życiem przypłacić to muszą.
Powiedzcież sami, czyż nie jest ciekawem to życie drobnych mieszkańców stawu! Opowiedziałem wam tylko cząsteczkę maleńką tych wszystkich cudów, jakie tam się odbywają. Ale nie tylko w głębi stawu, wszędzie w naturze podobnie ciekawe napotykamy zjawiska; czy to w wodach, czy na łąkach, w lasach, lub pod ziemią; wszędzie tysiące istot porusza się, cieszy się życiem swojem, doznaje trosk i rozkoszy. Przyroda jest piękną, a badanie i przyglądanie się jej dziwnemu życiu dostarczyć może człowiekowi najszlachetniejszych przyjemności.