Najnowsze tajemnice Paryża/Część pierwsza/III

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aurélien Scholl
Tytuł Najnowsze tajemnice Paryża
Wydawca Wydawnictwo Przeglądu Tygodniowego
Data wyd. 1869
Druk J. Jaworski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les nouveaux mystères de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


III.
W którym można widzieć jak pewien dzielny człowiek zakłada piwnicę, aby starych win się doczekał.

Nazajutrz około 4 godziny po południu, pewien człowiek wyglądający na mieszczucha, przebiegał ulice przyległe przedmieściowi Ś-go Marcina. — W przechodzie czytał on wszystkie napisy zawieszone na domach, oznajmiające o pokojach będących do najęcia. Przebywszy ulice Wierności, Ś-go Mikołaja i Château-d’Eau, zatrzymał się nakoniec przed jedną, kamienicą na ulicy Récollets — dwupiętrowej, na której wisiała tablica z napisem: „Piwnice do najęcia.“
Mały człowiek udał się do odźwiernego, który drzémał przed kominkiem, zkąd wydobywał się mocny odor skwarzących się w rądlu nerek. Przy jego nogach spoczywał wyciągnięty kot czarny z zielonemi oczami, w pozycyi kanoniczki — posilny obiad trawiącéj. A przed jedyném oknem oświecającém izdebkę — wisiała papuga piór pozbawiona, czy to naumyślnie czy przez starość i zdająca się pytać: po co ona na tym świecie żyje?
— Macie piwnice do najęcia? zapytał człowiek.
Odźwierny nie poruszył się.
— Hej tam! — krzyknął przybyły, bębniąc po szybach izdebki, czy mogę zobaczyć waszą piwnicę.
Przebudziwszy się teraz odźwierny, skoczył równemi nogami i zawołał:
— Mam się rozłączyć z moją Feruandą, o nigdy panie, nigdy!.. tak naprawdę jak to, że się nazywam Poitevin. Pan jesteś już dwudziestym, który chcesz kupić ją tego roku.
— Ale ja nie pytam się się o Fernandę, odparł pragnący nająć piwnicę.
— Biedne stworzenie! mówił Poitevin, który wstał i zdawał się wpadać w zachwyt, na widok swój papugi. Nikt tak dobrze jak ty nie wymawia imienia mojéj nieboszczki żony. No powiedz choć raz Melania!
— Melanio czekaj na mnie, ja się wkrótce z tobą połączę, wyszczebiotała papuga, tonem gniewliwym.
— Jest temu lat 30 panie, rzekł Poitevin z oczami wzniesionemi w niebo, jak kazałem wypisać te wyrazy na koronie z nieśmiertelników. Melania mnie oczekuje, a Fernanda przypomina mi ciągle moją przysięgę. Nigdy nie rozłączę się z przyjaciółką która stała się moją siostrą!
— Ale jeszcze raz, powtórzył człowiek widocznie zniecierpliwiony, mnie nie chodzi o kupno Fernandy.
Poitevin ciągnął daléj bez zmarszczenia się: O tak! chciano mi ukraść przyjaciółkę, panie — papugę wymawiającą 60 wyrazów.
— Pragnę wynająć piwnicę, przerwał mu znowu przybyły.
— Ach pan chcesz nająć piwnicę, trzeba było odrazu to powiedzieć, zaraz ją panu pokażę.
Poitevin wziął stary lichtarz stojący nad kominkiem, w którym pływał knotek umaczany w tłustości, potém zaświecił kaganek zaledwie jakie światło rzucający i rzekł do przybyłego:
— Proszę za mną, pokażę panu drogę.
Piwnica była dosyć obszerna, a więc zdawała się przydatną dla małego człowieka.
— Odebrałem znaczną ilość beczek wina z Hiszpanii, które pragnę aby się tu zestarzało, mam wielu subjektów, a wino nie zawsze przy nich jest bezpieczném.
— Pan jest negocyantem?
— Jestem fabrykantem krawatów.
Czynsz roczny z najmu piwnicy wynosił 60 franków. Człeczek zapłacił z góry za 6 miesięcy, dorzucił 5 franków za fatygę dla Poitevin’a i dodał, iż wieczorem wróci z winem i dwoma swemi towarzyszami. Wychodząc słyszał jeszcze jak Fernanda krzyczała z całego gardła: Czekaj na mnie Melanio!
W godzinę potem wózek obładowany beczkami, zatrzymał się przed domem na ulicy Récollets. Woźnica w towarzystwie kamrata w bluzie, zdjął beczki, a następnie w obec małego człowieczka, znieśli je do piwnicy.
Tu woźnica opatrzony w łopatę, wykopał głęboki dół, do którego wsunięto jednę pakę dłuższą od innych. Jego towarzysz wziął znajdujący się w wózku worek z kamieniami, młotek i kielnię. Paka została szczelnie obmurowaną, a następnie pokryta ziemią wilgotną i czarną z piwnicy. Potém trzy te osoby wyszły. Jednakże człeczek postępował na ostatku i zaledwie dwaj jego towarzysze wstąpili na schody, wtedy on szybko i ukradkiem wsunął po kilkakroć w świeże jeszcze obmurowanie pręt żelazny który trzymał w ręku.
Woźnica zwróciwszy się nagle zawołał.
— Co tam robisz Suryperze?
— Panie, odrzekł człowieczek, upewniam się czy wszystko dobrze jest wykonane.
Suryper zamknął drzwi na dwa spusty i uprzedził przechodząc koło odźwiernego, iż od czasu do czasu przyjdzie przekonać się o stanie swoich win hiszpańskich. Nadto dał mu swój adres: P. Suryper fabrykant krawatów 21-bis ulica de la Lune.
Umieszczenie pak i beczek w piwnicy, odbyło się w najzwyczajniejszy sposób; lecz nazajutrz szewc naprawiający stare obówie, opowiadał odźwiernemu z pewném zadziwieniem, że jego pies Roket zwykle cichy, spokojny, całą noc wył na dziedzieńcu.
— To jest mania wszystkich psów, odparł Poitevin, gdy ujrzą jakiego nieznajomego, który się im niepodoba. Moja Fernanda tak samo gotowa iść pól mili piechotą, aby dziobnąć swego nieprzyjaciela.
Rozmowa ciągnęła się w ten sposób, między odźwiernym i lokatorem sklepiku, kiedy Suryper, którego wcale się nie spodziewano, zjawił się na rogu ulicy. Była wtedy 6 godzina wieczorem, a działo się to 24 Listopada, kiedy już ciemna noc zapada o. tym czasie.
— Zapomniałem kłódki, rzekł wchodząc Suryper, idę jéj poszukać.
Odźwierny odpowiedział: — podam panu światło.
— Dziękuję wam, teraz skoro znam mą drogę, mogę iść do piwnicy z zamkniętemi oczami — dodał: Nie jesz obiadu dzisiaj?
— Moja zupa gotuje się, odrzekł Poitevin.
— Przydymi się, czuję to zdaleka.
— Tak pan mniemasz?
— Bezwątpienia!
Odźwierny wszedł do swej komórki, a Suryper zstępował po schodach wilgotnych i śliskich do piwnicy prowadzących. Przybywszy do drzwi, potarł zapałkę i zapalił ciemną latarkę, którą dobył z kieszeni. Potém zamknął starannie drzwi, zasłonił wiązką słomy okienko od piwnicy, oraz zatknął chustką dziurkę od klucza w zamku. Po upływie pół godziny Suryper zjawił się na dziedzieńcu, lecz tym razem z towarzyszem. Suryper trzymając butelkę wszedł do odźwiernego.
— Weź to, rzekł doń, chcę abyś pokosztował mojego towaru...
Poitevin był bardzo tą grzecznością wzruszony.
— Jesteś pan bardzo ludzki, powiedział kłaniając się nizko.
Lecz gdy radość z otrzymanego daru nie przeszkadzała mu być bardzo oględnym, zawołał wychylając się do sieni.
— Hej, panie, od kogo powracasz!
Towarzysz Surypera był już na ulicy, udając że wołania nie słyszy.
— O co ci chodzi? rzekł Suryper, skoro mnie pytasz zkąd się tu wziąłem.
— Ja nie do pana mówię, odparł odźwierny, lecz do tego jegomościa który tam idzie.
— Ten wysoki brunet?
— Tak jest....
Suryper parsknął śmiechem. — Zdaje się, zawołał, że lepiej widzisz wychodzących niż w chodzących....
— Dla czego?
— Gdyż on jest moim towarzyszem, który przyszedł ze mną.
— Oj! nie spostrzegłem go wtedy...
— Szedł tuż za mną, bo jest bednarzem z sąsiedztwa. — Teraz życzę wam dobrego apetytu i dobrej nocy! —
I pan Suryper złączył się ze swym towarzyszem. Obaj postępowali wolno, bo sąsiad Surypera opierał się na jego ramieniu. O kilka kroków daléj, wsiedli do fiakra na nich czekającego. Fiakr przebiegł most na kanale Ourcq i zniknął w ulicy Grangeaux-Belles.
Poitevin jeszcze niedowierzając wychylił się za próg domu.
— Dziwni ludzie tu przychodzą, — odezwał się szewc ze sklepiku...
— To nasz lokator piwniczny, ze swym przyjacielem.
— Wierzysz temu?
— Tak mi powiedział przynajmniej.
— Ale ja widziałem w przechodzie jego kamrata...
— Czy on jest czem niezwyczajnem?
— Jeszcze dotąd drżę cały. — Obwinięty on był w materyę jedwabną, która mu aż brodę zasłaniała, a miał postać z grobu wyjętego.... teraz się nie dziwię, że mój pies wył tej nocy.
— Doprawdy?.. rzekł Poitevin, dzwoniąc zębami.
— Wierz łub nie wierz, lecz jestem pewny że to jest upiór.
— Upiór w naszym domu — krzyknął odźwierny!
— Był on blady jak chusta, a oczy zionęły płomieniem.
— To święta prawda, żem go nie widział jak wchodził.
— 3ezwątpienia, jest on gilotynowany, któremu głowę przyszyto do kadłuba... Oto patrz na podłogę!
Paitevin przestraszony, ujrzał na ziemi długą strugę krwi.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aurélien Scholl i tłumacza: anonimowy.