Najnowsze tajemnice Paryża/Część trzecia/VI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aurélien Scholl
Tytuł Najnowsze tajemnice Paryża
Wydawca Wydawnictwo Przeglądu Tygodniowego
Data wyd. 1869
Druk J. Jaworski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les nouveaux mystères de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VI.
W którym spotykamy się z panem Poitevin.

— Wodociągi przeprowadzone są po nad katakumbami. W pewnych odległościach znajdują się otwory, któremi można widzieć spokojnie w cieniu płynącą wodę. Drogi nie zbadane sięgają daleko. Dwa razy do roku odwiedzają katakumby, a przerażona publika widzi w kostnicy jeszcze świeże trupy swych nieprzyjaciół.
— Więc tam będziemy się schodzić teraz? zapytał Riazis.
— Jeszcze nie.... Tu za trzy miesiące zbierzemy się po raz ostatni, potem opuścimy to schronienie pogwałcone przez tych co zrobili z niego pułapkę, jeżeli do tego czasu nóż naszych ludzi nie otworzy ich piersi!
Robert i Riazis wracali na powrót i okrążywszy róg kurytarza zniknęli w śród ciemności.
— Patrz, — rzekł Jan, — nie mamy czasu do stracenia, ci panowie chcą uprowadzić kasę, trzeba ich uprzedzić.
Nazajutrz o siódmej rano, sąsiedzi domu na ulicy Ś-go Ludwika, ujrzeli z zadziwieniem mnóstwo fur używanych do przewożenia rzeczy, które zaszły przed bramę wiecznie zamkniętą. Ludzie użyci do wynoszenia byli zaufani Surypera i zrekrutowani w kamieniołomach Chaumont. Sześciu olbrzymiéj postaci chłopów łowiło w piwnicy sztaby złota, naczynia kościelne i dyamenty, składając takowe na trawie w ogrodzie, a sześciu innych pakowało je do skrzyń obszernych.
Kiedy wozy zostały naładowane, ruszono ku wybrzeżu i wszystkie skrzynie przeniesiono na pokład Rekina. Lord Trelauney kazał ruchomości doń należące wytransportować do Anglii.. Tylko jacht będąc na pełnem morzu, zamiast płynąć wprost na kanał la Manche, dla wylądowania w jakiéj najbliższéj przystani, zwrócił się, na Atlantyk i zarzucił kotwicę w małym porcie S-go Marcina na wyspie R’e.....

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Była godzina ósma z rana, pani baronowa Remeney właśnie się obudziła. Wysunąwszy ospale rękę pociągnęła taśmę od dzwonka. Weszła panna służąca aby odsłonić firanki i okienicę. Następnie złożyła na tacy dzienniki i listy; jeden z nich baronowa poznawszy pismo natychmiast podjęła. Była to korespondenncya Jadwigi następującéj treści:
„Matko chrzestna, jestem najzupełniéj szczęśliwa. Znajdujemy się w Rzymie. Adryan jest najczulszy i najukochańszy mąż o jakim tylko marzyć można. Osiedlamy się tu na sześć miesięcy. Czas to zbyt długi pozostania zdala od ciebie, lecz samaś matko żądała abyśmy jak najdłużéj trzymali się w oddaleniu od Paryża. Adryan ani słówkiem nie przypomniał mi wypadków zaszłych przed naszem małżeństwem. Ów magnetyzer który nas tyle przełaził, ta młoda dziewczyna która uciekła ze swem dziecięciem, nakoniec ten bandyta chcący się przyznać do mojego ojcostwa, a którego Bóg ukarał zsyłając mu śmierć tak okropną, wszystkie te wypadki niekiedy nasuwają się méj pamięci. Ach matko przybrana, dla czegóż nie wychowałam się jak inne dzieci pod opieką rodziców, którychbym kochać i czcić umiała?.... O wiem, że tem pytaniem sprawiam ci przykrość, boś mi zabroniła żądać objaśnień w tym względzie, lecz czy nigdy nie dowiem się prawdy?
„Kiedy Adryan zaduma się, gdy go widzę mniej szczerym i wesołym niż zwykle, wtedy zaczynam się lękać, aby jego miłość nie gasła dla téj dziewczyny bez rodziców, dla tego dziecka znalezionego, nie śmiem powiedzieć owocu zbrodni, któryś powierzyła opiece dzielnemu i uczciwemu człowiekowi. Kto jestem? o matko chrzestna, kto moim ojcem, gdzie jest moja matka?... Chcę ich przycisnąć do mojego łona, chcę im przebaczyć jeżeli są występni; stokroć więcéj kochać jeżeli byli tylko nieszczęśliwi. Błagam cię matko przybrana odpowiedz mi. Zwątpienie mnie zabija. Przyjmij pocałunki droga, od twej przywiązanéj”

Jadwigi Saulles.

Wanda cierpiała męki ten list czytając. Wanda trucicielka i występna małżonka, Wanda która wszystko poświęciła dla przepychu i zabaw, Wanda nielitościwa — kochała swą córkę. Chciałaby zrobić Jadwigę najszczęśliwszą i przez wszystkich najwięcéj czczoną kobietą. Otarłszy łzy, mówiła sama do siebie:
— Cóż jéj odpowiem? Zapewne gdybym mogła powiedzieć Jadwidze, jestem twoją matką, byłoby dla mnie zbawieniem, lecz niestety jak jéj resztę wytłumaczyć? Ah! jeżeli kiedykolwiek dowiedziałaby się o krwawjé tajemnicy, otaczającéj jéj urodzenie, wtedy umarłabym ze wstydu i boleści!
W téj chwili powóz zatrzymał się przed kratami pałacu; czterech ludzi wysiadło. Pierwszym był Madziar, mąż i mściciel — drugim lord Trelauney; towarzyszyli im dwaj inni, to jest doktór i komisarz policyi. Służący zeskoczył z kozła dla otwarcia drzwiczek powozu; służącym był jeden z dawnych naszych znajomych Piotr Brunier, inaczej zwany burypere.
— Co żądacie? zapytał odźwierny.
Na widok portiera, Surypere nie mógł ukryć swego podziwienia, bo poznał w nim Poitovin’a dawnego murgrabiego na ulicy Recollets. Po za drzwiami izdebki, słychać było cierpki głos powtarzający jak dawniéj.
— Czekaj na mnie Melanio!
Poitevin ujrzawszy Surypera z zadziwieniem zawołał.
— Oho! mój dawny lokator!
Doktor i komissarz policyi rozmawiali po cichu z baronem Rameney, tym sposobem Poitevin mógł według zwyczaju puścić wodze swemu jeżykowi, zapytał się więc Surypera.
— Czy zawsze uprawiasz pan stare wina?
— Zawsze, lecz widzę z przyjemnością, żeś zmienił swe mieszkanie?
— Dalipan tam było zbyt smutno. Cały Paryż przenosi się na pola Elizejskie, — a zresztą pan nie wiesz żem się powtórnie ożenił.
— Czy tak?
— Żona moja pochodzi z wybornéj rodziny.... jej brat był szewcem.
W tej chwili papuga zaczęła wołać: — Czekaj na mnie Melanio!
Poitevin zarumienił się.
— Będziesz ty milczeć szkaradne stworzenie! Muszę się pozbyć téj papugi.... ciągle przypomina moją nieboszczkę żonę, ztąd wynikają sceny z teraźniejszą, tak że sobie rady dać nie mogę....
— Czy ona jest zazdrosną?
— Jak wszystkie kobiety....
Ferdynanda powtarzała: Melanio! Melanio!
Poitevin wziął pręt do trzepania sukien i zaczął nim bić papugę, która bełgotała ciągle.
Tym czasem cztery osoby weszły na schody; na rozkaz komisarza lokaj wprowadził go do salonu.
— Uprzedź panią baronową — rzekł urzędnik, że czekamy tu w interesie nader pilnym.
Trelauney zamienił kilka wyrazów po cichu z baronem.
— Zrobisz z nią późniéj co ci się spodoba, rzekł lord — lecz teraz chcę aby ta kobieta była zamknięta w domu obłąkanych Salpetriére i żeby tak cierpiała jak biedna Ludwika.
Doktór zbliżył się do barona i zapytał:
— Jakie Wanda okazywała znaki pomięszania zmysłów?
— Choroba jéj objawiła się niespodzianie, — odrzekł Madziar. Uciekła z domu męża, a gdy ją odszukałem, ona mnie nie poznała.
— Nie poznać męża! odezwał się komisarz, — czy w tem nie było udania?
— Lecz słyszałem ją mówiącą o jakimś dziecku zamurowanem.... ciągnął dalej Węgier — przez mularza wprowadzonego podczas nocy do pałacu....
Surypere zostawszy w przedpokoju, zmienił ubiór, i w miejsce zwyczajnego włożył na siebie bluzę oraz kaszkiet, następnie wziął do ręki kilof. Takim go Remeney ujrzał w pokoju Wandy podczas owej strasznéj nocy, kiedy Robert Kodom kazał barona związać i wrzucić do piwnicy na ulicy Ś-go Ludwika.
— Rzeczą jest niewątpliwą, powiedział komissarz doktorowi, że ten pan jest rzeczywiście baronem Remeney. Jego papiery są w porządku, jego pochodzenie dowiedzione. Chciéj przeto pan postępować według zwykłéj przezorności w spełnieniu obowiązku swego urzędu.
Otwarły się drzwi salonu, weszła Wanda ubrana w kaszmirowy penioar. Ujrzawszy swego męża zbladła okropnie.
— Czego żądacie panowie, zapytała.
— Pragnę dowiedzieć się czy mnie pani poznajesz, rzeki baron.
Wanda odgadła że się w tem coś ukrywa, bo jakkolwiek Trelauney nie był dla niéj obcym, jednak dwie inne osoby budziły w niej podejrzenie. Mniemała że mąż oskarżył ją o cudzołóstwo i że domaga się ukarania, oraz pomszczenia na Robercie Kodom za uwięzienie go bezprawne.
— Czy pana poznaję? odezwała się Wanda z udanym spokojem i pogardą — jakżebym nie mogła poznać tego, który stał się przyczyną moich cierpień.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aurélien Scholl i tłumacza: anonimowy.