Naszyjnik królowej (1928)/Tom I/Rozdział XXII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Naszyjnik królowej |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Wł. Łazarskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Collier de la reine |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I Cały tekst |
Indeks stron |
Opera, świątynia rozkoszy Paryża, spaliła się w czerwcu 1781 roku.
Dwadzieścia osób zginęło pod jej zgliszczami, a ciągu lat osiemnastu nieszczęście to przytrafiło się po raz drugi już, z gmachu Palais-Royal przeniesiono ją w myśl rozkazu królewskiego, do mniej zacieśnionej i bardziej oddalonej dzielnicy.
Miejsce zostało wybrane przy Porte-Saint-Martin. Król, strapiony, że poczciwy Paryż przez długi czas zmuszony będzie obchodzić się bez Opery, posmutniał tak samo jak wtedy, kiedy dowóz zboża nie dopisywał, lub chleb podnosił cię w cenie. By pocieszyć króla, a potrosze i królowę, wskazano Ich Królewskim Mościom budowniczego, pana Lenoir, który obiecywał złote góry. Człowiek ten miał plan otoczenia gmachu dokoła korytarzami tak, ażeby w razie pożaru nikt nie mógł się udusić dymem. Proponował nadto osiem wyjść, nie licząc pierwszego piętra, o pięciu oknach szerokich, a tak niskich, że najtchorzliwsi mogli wyskakiwać na chodniki, narażając się najwyżej na zwichnięcie nogi lub ręki. Pan Lenoir proponował, zamiast pięknej sali de Moreau i malowideł Durameaux, budynek o dziewięćdziesięciu sześciu stopniach, wychodzący frontem na bulwary; proponował fronton, ozdobiony ośmioma karjatydami, przypartemi do słupów i tworzącemi trzy bramy wjazdowe; proponował dalej osiem kolumn na stojących podstawach, płaskorzeźby nad gzymsami — i balkon o trzech oknach z wypukłym ornamentem. Foyer przyozdobione być miało zwierciadłami i dekoracją. Przez całą szerokość sali, pod orkiestrą, miał pan Lenoir urządzić olbrzymi zbiornik wody z dwoma wielkiemi pompami, przy których czynnych być miało stale dwudziestu gwardzistów. W dodatku, budowniczy, żądał wszystkiego siedemdziesięciu pięciu dni i tyluż nocy na wykonanie budowy. Ani jednej godziny więcej! To ostatnie wydawało się gaskonadą, blagą, śmiech wzbudzającą, ale król, po porozumieniu z panem Lenoir, zgodził się na wszystko. Architekt zabrał się do dzieła i wypełnił zobowiązanie. Gmach stanął w oznaczonym przeciągu czasu.
Publiczność atoli zaczęła dowodzić, że budynek był ciesielską jedynie robotą i dlatego stanął tak prędko, ale że pośpiech nie może dawać rękojmi, aby nowa Opera mocno była zbudowana. Wynikło z tego, że teatr, tak gorąco oczekiwany, odstraszał teraz po ukończeniu tych wszystkich, co miejsca już naprzód zamawiali. Nikt iść do niego nie chciał. Najśmielsi wyczekiwali na pierwsze przedstawienie Adeli de Ponthieu, Pieciniego, ale, na wszelki wypadek, pospisywali testamenty.
Widząc to, strapiony budowniczy odniósł się do króla i otrzymał taką radę:
— Największymi tchórzami we Francji — są ci, którzy płacą. Pomiń ich, a zaproś zuchów, którzy nie płącą. Królowa obdarzyła mnie delfinem, miasto oddaje się radości. Każ ogłosić, że z powodu szczęśliwego przyjścia na świat następcy tronu, w Operze dane będzie widowisko bezpłatne: jeżeli zaś dwa tysiące pięćset osób nie wystarczy do wypróbowania trwałości gmachu, namów łotrzyków, aby trochę podrygali. Wiesz przecież, kochany Lenoir, że każde ciało staje się pięć razy cięższem, gdv spada z wysokości czterech tylko cali. Owa tysiące pięćset osób tańczących, wystarczy za piętnaście tysięcy siedzących; daj tedy bal po widowisku.
— Dzięki ci, Najjaśniejszy Panie — odrzekł architekt.
— Zastanów się tylko dobrze przedtem, bo ciężar będzie nielada.
— Najjaśniejszy Panie, zbyt jestem pewny siebie i sam będę na tym balu.
— Co do mnie — odparł król — przyrzekam, że będę na drugiem przedstawieniu.
Budowniczy poszedł za radą królewską. Wystawiono Adellę de Ponthieu wobec trzech tysięcy plebejuszów, sypiących gorętszemi oklaskami, niż królowie.
Ci plebejusze z przyjemnością też puścili się w tany po widowisku i ubawili się znakomicie. Zamiast pięć, dziesięć razy powiększyli swój ciężar, gmach ani drgnął jednakże.
W tej to sali, w trzy lata po jej otwarciu, miał się znaleźć pan de Rohan z panią de la Motte.