Naszyjnik królowej (1928)/Tom II/Rozdział III

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Naszyjnik królowej
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1928
Druk Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Collier de la reine
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
III
OPUSTOSZAŁY DOM

Cagliostro udał się do starego domu przy ulicy Saint-Claude, znanego już czytelnikom naszym z poprzednich wypadków.
Noc ciemna zapadła, gdy stanął przed bramą. Na bulwarze zrzadka już snuli się przechodnie.
Biła godzina dziewiąta.
Hrabia, jak wspominaliśmy, zatrzymał się u głównych drzwi, dobył klucza i włożył w zamek, nieotwierany od lat wielu.
W zamku tym nagromadził czas przeróżne śmiecie: kawałki słomy, ziarnka dzikich nasion, wiatrem zapędzonych, muchy i owady zeschłe; wszystko to w proch się obróciło pod naciskiem klucza.
Hrabia z całych sił pchnął drzwi, spaczone i pleśnią zarosłe. Zardzewiałe zawiasy skrzypnęły ponuro i oczom jego przedstawił się obraz zniszczenia i smutku.
Dziedziniec wyglądał, jak cmentarzysko...
Przystanął... Pomyślał o życiu zmarnowanem i pustem, jak ten dom w ruinie. Wstąpił na schody werandy, rozsypujące się w gruzy, i z pomocą drugiego klucza dostał się do przedsionka.
Zapalił latarkę, w którą się zaopatrzył. Podmuch wilgotnego wiatru zgasił ją... Zapalił powtórnie i poszedł dalej.
W sali jadalnej sprzęty, okryte pleśnią i kurzem, straciły kształty pierwotne... Podłoga uginała się pod stopami. Drzwi poroztwierane, jak po przejściu śmierci, zwieszały się z wypróchniałych zawias.
Wtem dreszcz przeszedł hrabiego, usłyszał nagle szmer w rogu sali, skąd niegdyś tajemne schody prowadziły na wyższe piętro. Przed laty szmer taki zwiastował obecność ukochanej istoty, budził w sercu pana domu życie, nadzieję, radość...
Cagliostro z brwią zmarszczoną, z oddechem, w piersi zapartym, skierował się ku statui Harpokrata, obok której sprężyna ukryta otwierała przejście z mieszkania, znanego wszystkim, do tajemnego apartamentu. Naciśnięta sprężyna odskoczyła z łatwością; zachwiała się tylko ściana, stoczona przez robactwo...
Zaledwie hrabia wszedł na schody, gdy oto dziwny szmer powtórzył się. Cagliostro podniósł latarkę, aby się przekonać, skąd pochodzi. Ujrzał dużego szczura, spuszczającego się wolno ze schodów i stukającego ogonem. Szczur spojrzał na niego spokojnie i schronił się do nory. Hrabia poszedł dalej. Wspomnienia przeszłości obiegły go, drogi cień towarzyszył mu wszędzie... Zdawało mu się, że duch ukochany zstąpi z nieba, aby z nim razem odwiedzić to opuszczone miejsce. Tak marząc, dotarł aż do kominka, którego wnętrze służyło za przejście ze zbrojowni Balsama do rozkosznego apartamentu Lorenzy.
Ściany tu zostały nagie, pokoje puste. Trzon kominka pełen był błyszczącego popiołu. Popiół ten, jasny i wonny, pochodził z rzeczy, pozostałych po Lorenzy. Wszystko, co do niej należało, Balsamo spalił. Nawet pudełka aloesowe i sandałowe, wydające zapach cudowny, wszystko to zniszczył hermetycznym ogniem.
Przez kilka dni wonny dym unosił się nad dzielnicą Hali, a mieszkańcy nie mogli pojąć, skąd bierze się zapach, jaki tylko powiew wiatru przynosi z wyżyn Libanu na płaszczyzny Syrji. Woń ta pozostała jeszcze w pokoju pustym i zimnym. Cagliostro poddał się wspomnieniom. Tkliwość serca zwyciężyła filozofję... Nagle spostrzegł przedmiot, błyszczący pośród gruzów. Schylił się i podniósł małą strzałę ze srebra, leżącą w szparze podłogi, jak gdyby niedawno wypadła z włosów kobiety.
Była to szpilka, używana przez włoszki do upinania warkoczy.
I oto filozof, mędrzec, pogardzający ludzkością, który chciał niebu rozkazywać; człowiek, który tyle boleści zamknął w sobie, tyle serc ludzkich zakrwawił; Cagliostro, niedowiarek, szarlatan i sceptyk, poniósł szpilkę do ust i, pewny, że go nikt nie widzi, zapłakał gorzko, szepcąc:
— Lorenzo!...
Chwilę jeszcze walczył ze wzruszeniem, nakoniec wyprostował się... Ucałował raz jeszcze drogą relikwję, otworzył okno i przez kraty cisnął delikatną strzałkę w ogród sąsiedniego klasztoru.
Ukarał się w ten sposób za chwilę słabości.
— Żegnaj! — mówił do przedmiotu martwego, z którym rozstawał się na zawsze. — Żegnaj! pamiątko, zesłana dla osłabienia mojej woli... Odtąd zajmować się będę rzeczywistością jedynie. „Dom ten będzie sprofanowany... Lecz co mówię? już się to stało... Otworzyłem go, wniosłem światło w ruiny, widziałem wnętrze grobowca, poruszyłem popioły śmiertelne... Przestał już być świątynią pamiątek!... Niech przynajmniej stanie się użytecznym dobru ogólnemu. Kobieta raz jeszcze przejdzie podwórze, dotknie nogami schodów; kobieta śpiewać może będzie pod sklepieniem, gdzie drży jeszcze echo ostatniego westchnienia Lorenzy! Musi tak być; sprawa moja tego wymaga. Jeżeli niebo straci na tem, szatan wygra napewno...“ Postawił latarkę na schodach.
„Mury wewnętrzne rozwalę. Tajemnica uleci z pyłem; dom stanie się więzieniem“. Napisał na kartce papieru, wydartej z pugilaresu, co następuje:
„Do pana Lenoir, budowniczego.
„Oczyścić podwórze i przedsionek; odnowić wozownie i stajnie; rozwalić pawilon wewnętrzny; zmienić gmach na dwupiętrowy: daję na to czasu, dni osiem“.
— A teraz zobaczymy, czy widać stąd okna hrabiny.
Zbliżył się do okna drugiego piętra.
Front domu przy uli;y Saint-Claude widać było doskonale. Okna pokojów, zajmowanych przez panią de la Motte, znajdowały się o sześćdziesiąt kroków zaledwie.
— Te dwie kobiety zobaczą się, to nieuniknione — rzekł Cagliostro.
Zabrał latarkę i zszedł ze schodów. W godzinę był już u siebie i wysłał rozkaz budowniczemu.
Nazajutrz pięćdziesięciu robotników zajęło pałac; odgłos młotków i pił rozlegał się dokoła; zielska i trawy palono na kupach, a wieczorem przechodnie widzieli ogromnego szczura, wiszącego za łapę na gałęzi, i śmiejących się murarzy, drwiących z siwych wąsów i niezmiernej opasłości zwierzęcia. Spokojny mieszkaniec pałacu, zawalony odłamem kamienia w swej norze, wyciągnięty został na pół żywy i powieszony przez wesołych Owerniaków.
Przechodzący mimo szeptali:
— Tak szczur skończył swój dziesięcioletni szczęśliwy żywot.
Po ośmiu dniach dom był odnowiony, jak to Cagliostro budowniczemu rozkazał.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.