Natręty/Wstęp
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Natręty (wstęp) |
Pochodzenie | Dzieła / Tom drugi |
Wydawca | Instytut Wydawniczy »Bibljoteka Polska« |
Data wyd. | 1922 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst Cały tom drugi |
Indeks stron |
Poza porażką Don Garcji, każda nowa sztuka była dotąd nowym tryumfem Moliera. Jestto, wogóle, najlepsza epoka jego życia: pierwsza rozkosz bujnej twórczości, narzeczeństwo wróżące szczęście, rosnąca opieka i sympatja króla. A w ślad za łaską królewską spływają i inne fawory; Molier staje się poniekąd bohaterem chwili, zapraszają go, fetują. Dzięki temu, może się lepiej, bardziej z bliska, przyjrzeć świetnemu towarzystwu, przestanie go ono olśniewać, dopatrzy się plam i plamek na tem słońcu Francji. Można się zresztą domyślić, że popularność ta przyniosła mu niejedną ciężką chwilę, że niejeden dostojny nudziarz musiał mu, jak to mówią, „wiercić dziurę w brzuchu“, odczytując mu swoje utwory lub poddając „świetny temat“ do komedji. I poddali mu temat, ale mimowoli; te osobiste przeżycia światowe natchnęły może Moliera pomysłem Natrętów.
Zarazem, komedja ta daje początek całej odnodze działalności Moliera, która w ogólnej jego twórczości miała zająć sporo miejsca. Mam na myśli owe oficjalne widowiska, pisane na zamówienie, na uroczystości dworskie. W ten sposób powstał cały szereg sztuk; niektóre sztywne i pisane z widocznym przymusem; niektóre pełne humoru i werwy, jak P. de Pourceaugnac; niektóre mające znamiona arcydzieł, jak Grzegorz Dyndała lub Mieszczanin szlachcicem.
Jałowem byłoby rozważanie w jakim stopniu te obowiązkowe dworskie widowiska, pochłaniające sporą część twórczości Moliera, wyszły literaturze n a pożytek lub szkodę. Być może, iż stanowiły one zbawienny płodozmian, wytchnienie między jednem a drugiem arcydziełem, których wszak największy nawet genjusz nie płodzi regularnie i stale, tak jak kura znosi jajka. Tyle jest pewne, że, zacieśniając osobisty stosunek Moliera do króla, czyniąc go nieodzownym reżyserem zabaw dworskich, dały mu większą swobodę w ujmowaniu i wyrażaniu współczesnego życia i pozwoliły mu w innych znowuż dziełach rozwinąć lot o wiele śmielej, niżby to było inaczej możliwe.
Zresztą, i w tych ubocznych produktach swej twórczości, Molier nie był nigdy bezdusznym fabrykantem; przeciwnie, wniósł w te n rodzaj wiele inwencji, świeżości. Stworzył widowisko, w którem wyzyskał wszystkie współczesne środki; muzykę włoską, niedawno przeszczepioną do Francji; rozwinął, przy pomocy biegłych maszynistów, nieznane dotąd bogactw o inscenizacji; wreszcie, korzystając ze świeżego utworzenia Akademji tańca oraz z szału tanecznego który ogarnął dwór młodego króla, połączył swoje komedje z baletem. W ten sposób powstał typ widowisk, które w początkach uświetniał swą osobą sam król, tańcząc, w części baletowej, wespół z arystokracją dworu i zawodowymi tancerzami.
Niebezpieczeństwem tych utworów był pośpiech nałożony przy ich wykonaniu. Później, Molier nauczy się tworzyć bardziej bezceremonjalnie; tym razem, chciał wystąpić w pełnym rynsztunku, dając sztukę wierszem. (Prozę cierpiano wówczas jedynie dla niższej farsy, i nawet Molier jedynie w pewnej mierze przełamie to uprzedzenie, pisząc duże komedje, jak Don Juan, Skąpiec, prozą). Na napisanie i przygotowanie sztuki miał — jak zaznacza w przedmowie — zaledwie dwa tygodnie. Czy Molier pracował łatwo czy trudno, szybko czy powoli, oto pytanie które nieraz się nastręcza. Sądząc z krótkiego nieraz czasu wykonania, możnaby wnosić że szybko; ale wielu v blisko niego stojących świadków utrzymuje że bardzo powoli: ten złudny pośpiech tłómaczy się tem, że Molier robił „zapasy“: miał masę szkiców, rękopisów, kreślonych wolnemi chwilami w miarę pomysłów, wrażeń. Szkice te przechowywał podobno w dużej walizie, i do tej-to słynnej walizy sięgał w potrzebie, zszywając, kombinując, pożyczając zresztą konceptów, nieraz scen całych, od innych. Być może i Natręty powstały w ten sposób, i niejedna z tych sylwetek była już może dawno gotowa.
Sztuka ta nie była pisana — jak późniejsze dworskie widowiska — na zamówienie króla. Zażądał jej u Moliera słynny nadintendent Fouquet, potentat finansów, kiedy wspaniałemi festynami w Vaux podejmował monarchę. Zabawy te skończyły się smutno: król, podrażniony zuchwalstwem Fouqueta, który ośmielił się zaćmić sam Majestat przepychem (złote nakrycie, podczas gdy król miał tylko srebrne!), chciał uwięzić nadintendenta wręcz podczas samej uroczystości; zreflektowany przez matkę, uczynił to dopiero w dwa tygodnie później. I autor prologu do Natrętów, Pelisson, znalazł się również pod kluczem. Ale komedja Moliera, bynajmniej nie objęta niełaską, dalej bawiła dwór: król nawet dał pomysł do jeszcze jednego natręta, myśliwca, wydając na łup satyry swego wielkiego łowczego, p. de Soyecourt, Molier wykonał ten pomysł z iskrzącą się werwą, czyniąc w ten sposób króla współtwórcą jednej ze swych najlepszych figur. Odcień serdecznej poufałości, z jaką Molier — przed trzema laty jeszcze wędrowny prowincjonalny komedjant — mówi do Ludwika XIV w dedykacji swego utworu, daje miarę tego zacieśniającego się z każdym dniem sympatycznego stosunku.
Natręty nie są, w ścisłem znaczeniu, komedją. Pamiętajmy, że mówiona część widowiska stanowiła tylko rodzaj interludjów w jego głównej części muzyczno-baletowej. Toteż, cień intrygi i akcji nie sili się udawać czegoś więcej niż jest, a jest poprostu nitką służącą do powiązania typów, które, jakgdyby w szopce, przewijają się przez scenę. Biorąc tedy rzecz w jej właściwej ramie, faktura jest tu bez zarzutu, pomysłowa i sprytna. Zarazem typy, które Molier wprowadza, są już walną zdobyczą w dziedzinie nowoczesnej komedji: widzimy w nich niejako materjał twórczy, który gromadzi się w głowie pisarza. Tu, pośpiech i nałożone warunki nie pozwalają temu materjałowi ukształtować się w komedję; Molier podaje go jak jest, poprostu, ale już i w tej postaci łatwo odróżnić ile przynosi z sobą nowego. Mamy tu galerję figur, rysów obyczajowych, już nie konwencjonalnych ale czerpanych wprost z otoczenia, żywych, smagających dobrotliwem na razie szyderstwem tę i ową z rzeczy które Molier widzi dokoła siebie. Już sam początek: satyryczny obrazek zachowania się paniczów dworskich w teatrze, świadczy o bezpośredniości źródeł z których odtąd Molier zacznie czerpać. Zycie dworskie, ruchliwe a bezczynne, stłoczone, gdzie ludzie włażą poprostu jedni na drugich, targowisko próżności, manji, pretensji... Tutaj, Erast, który szamoce się w tych nitkach, jest sam też marjonetką służącą do prowadzenia sztuki: później stanie się on żywą i pełną postacią, Alcestem z Mizantropa, który też, przykuty do tego pustego światka swą miłością, szarpie się wśród „natrętów“. Do poprzednio tedy wymienionych elementów z których tworzy się zwolna komedja Molierowska, dodajmy tu bezpośrednią obserwację obyczajową.
Zauważmy, że te pierwsze kroki w dziedzinie satyry już są wcale śmiałe. W Wykwintnisiach Molier jedynie rykoszetem uderza w pewne sfery i pojęcia: tutaj zbiera swoje wzorki wprost ze dworu, z najświetniejszego towarzystwa. Próba się udała, skoro sam król dał się wciągnąć do zabawy; odtąd Molier, czując się bezpieczny poza tą tarczą, coraz śmielej będzie wypuszczał swe groty, biorąc zwłaszcza na cel młodych pięknie upierzonych dudków, owych paniczów dworskich, którzy, za poprzedniej generacji byliby może tęgimi muszkieterami, obecnie zaś, w pustce dworskiego życia, zmienili się w zarozumialców, nierobów i głupców.
Czy Molier w Natrętach był oryginalny, czy też miał jakieś wzory? Najbardziej komedja ta przywodzi na pamięć ową satyrę Horacego: Ibam porte via sacra, sicut meus est mos... jestto niejako satyra ta udramatyzowana. Z końcem XVII w. Włosi grywali farsę o pokrewnym temacie: czy Molier z niej czerpał, czy też, co w tym wypadku uchodzi za prawdopodobniejsze, farsa ta wyszła z utworu Moliera, nie jest rzeczą do rozstrzygnięcia.
Godną wzmianki jest rama którą dano temu widowisku. Było to w lipcu, o zmroku, niska scena wznosiła się na wolnem powietrzu, a stare drzewa parku tworzyły naturalne kulisy. Rolę Erasta grał Molier, rolę Orfizy młodziutka jego narzeczona Armanda, którą w ten sposób Molier, na swoje późniejsze utrapienie, wprowadził w ową drażniącą atmosferę zabaw młodego dworu, oddychającego miłością i rozkoszą.