Nie rzucim ziemi zkąd nasz ród!/Część I/Rozdział siódmy

<<< Dane tekstu >>>
Autor Włodzimierz Bzowski
Tytuł „Nie rzucim ziemi zkąd nasz ród!“
Podtytuł Pogadanki o społecznych stowarzyszeniach gospodarczych
Wydawca Komisja Hodowlana Centralnego Towarzystwa Organizacji i Kółek Rolniczych
Data wyd. 1917
Druk Drukarnia Polska
Miejsce wyd. Moskwa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

ROZDZIAŁ SIÓDMY.
Stowarzyszenie zbożowe.

Na 100 morgów zasiewów było w Królestwie Kongresowem, w roku 1913, pod żytem 37 i prawie pół morga, pod owsem nieco powyżej 20, pod pszenicą — 9, wreszcie pod jęczmieniem prawie 9 morgów. Razem te cztery główne zboża zajmowały na każde 100 morgów uprawnych — 75 morgów, to znaczy tylko czwartą część zajmowały inne zasiewy (z czego ziemniaki — 18 i pół). Ogólną ilość zbiorów tych zbóż obliczano na 300 miljonów pudów, z czego 185 zużywali sami wytwórcy, a 115 miljonów pudów szło na rynki handlowe, bądź to w kraju, bądź nazewnątrz. Przybliżona wartość zboża, będącego w obiegu handlowym, wynosiła około 100 miljonów rubli.
Pod względem sprzętu z morga zajmowaliśmy w Europie 5 miejsce, przyczem w ostatnich latach plony nasze wzrastały pod wpływem działalności Towarzystw i kółek rolniczych. Niema najmniejszej wątpliwości, że po wojnie, gdy zapanuje u nas powszechna oświata i rozpowszechnią się stowarzyszenia rolnicze, pod względem ilości będziemy wciąż iść naprzód. Ale co do zbóż — nie będzie tu chodzić jedynie o powiększanie plonów. Niewątpliwie wypadnie nam, w związku z ogólnemi potrzebami gospodarczemi kraju i interesem samych rolników, zmniejszyć nieco przestrzeń przeznaczoną pod uprawę zbóż — na korzyść pastewnych roślin, które dadzą podstawę dla rozwoju zaniedbanej u nas, a przez wojnę potężnie jeszcze nadszarpniętej hodowli dobytku domowego. Pomimo przewidywanego zmniejszenia przestrzeni przeznaczanej pod zboża — ilość ziarna znajdującego się w handlu może się nie zmniejszyć, bo wyższe plony wyrównują zmniejszenie przestrzeni. Tak więc sprawa handlu zbożem nic nie straci na doniosłości przez to, że o wiele baczniejszą uwagę poświęcimy rozwojowi hodowli. A że handel zbożem był dla rolników naszych prawdziwą „bolączką” — to chyba każdy gospodarz odczuł na swojej skórze. Czy potrzeba tu opisywać warunki zbytu zboża w małem miasteczku? Dość powiedzieć, że tak być dalej nie może i nie będzie. — Handlarze zmawiali się, nie tylko, że płacili, ile ich łaska, jeszcze nieraz wykpali, jak gdybyś ty, człowieku, nie był wart dobrego słowa i zasłużonej zapłaty za swą mozolną pracę. Zawsze im się coś nie podobało — to wagi żądali większej, niż ta, jaka jest dla korca ustanowioną, to znowu nieporządnie jest doczyszczone—jednem słowem panowie kupcy czuli swoje panowanie nad niezjednoczonym w obronie swoich praw rolnikiem i potrafili go oskubać niezgorzej. A gospodarz czuł, że nie jest wynagradzany za swoje zabiegliwe mozoły podług zasad sprawiedliwości Boskiej, rozumiał że jest jawnie krzywdzony przez jakąś złą siłę, co się wjadła w nasze stosunki gospodarcze — i ino wzdychał: gdybyż to mogło być inaczej, — nie żal byłoby spracować się na roli do ostatniej kropli potu!
Ale wzdychanie nie pomagało — i nie pomoże. Przyczyna złych gospodarczych stosunków tkwi głównie nie w tem, że się ktoś zawziął akurat na ciebie, gospodarzu, i na wszystkich rolników, żeby was gnębić na dorobku pośrednictwem. Na pochyłe drzewo głupie kozy, a i to skaczą. Czy tu kozy winne, że im to łatwo przychodzi? Prawda—„kozy” w ludzkich skórach bywają gorsze, ale w znacznej części dlatego, że my jesteśmy niezupełnie jeszcze zdarzeni do społecznej roboty. Trzeba poprostu „bez żadnej urazy” nie pozwolić sobie dmuchać w „kaszę”, czy co gorzej jeszcze. Na szlachetnem podłożu budowane zjednoczenie rolników - wytwórców — potrafi przełamać silną, ale nędzną moralnie organizację pośredników.
To zjednoczenie po wojnie przyjdzie nam o wiele łatwiej — już sama oświata sprawi tu przewrót!
Nad handlem zbożem niemało się już u nas w Królestwie naradzano przed wojną. Można powiedzieć, że ogół rolników rozumiał ważność tej sprawy — i pragnął zmienić warunki zbytu zboża. Jednocześnie rozumiano trudności związane z przeprowadzeniem przewrotu w tej dziedzinie: nie ulega bowiem wątpliwości, że to jedna z najtrudniejszych spraw dla zbiorowej pracy rolników. Nasze główne stowarzyszenia, zajmujące się troskami rolników, przystąpiły już na kilka lat przed wojną do przygotowań niezbędnych dla rozpoczęcia dzieła z powodzeniem. Koniecznem było dokładne poznanie warunków handlowych naszego kraju, a przedewszystkiem zdobycie pewnych obliczeń statystycznych, dotyczących zbytu i zapotrzebowania zboża.
Próby rozpoczęcia handlu zbożem przez niektóre większe stowarzyszenia handlowe rolników, czyli tak zwane syndykaty rolnicze, dały zupełnie pomyślne wyniki. Naprzykład Lubelski syndykat zaczął od małorolnych nabywać zboże — po sprawiedliwej cenie i wadze — i choć nie mógł jeszcze robić bardzo wielkich obrotów — przyczynił się do poprawy cen na rynku, bo każdy pokątny kupiec wiedział, że gospodarz mu syndykatem pogrozić może. Te pierwsze przygotowania, te szczęśliwe próby, dodawały otuchy ogółowi — i tak, przed samym wybuchem wojny, byliśmy blizcy ujęcia tego dzieła już w szerszym zakresie. Projektowano z jednej strony budowę wielu elewatorów zbożowych, które dałyby podstawę do właściwego handlu zbożem na większą skalę, a z drugiej strony — założenie całej sieci miejscowych spółek zbożowych, któreby miały w pierwszym rzędzie uzdrowić stosunki zbożowe w najbliższej swojej okolicy przez organizowanie przedewszystkiem społecznych piekarni i młynów, a wrazie potrzeby i możności, jąć się i handlu surowem zbożem. Już urządzanie samej piekarni wspólnej zapewnia ludności bardzo duże korzyści. Oto niektóre z nich:
1) Zaoszczędzenie opału, o który jest i będzie coraz trudniej.
Pochodzi ono już choćby ztąd, że gdzie się zasadza pieczywo kilkakrotnie raz po razu—to na dogrzewanie pieca po pierwszem napaleniu wychodzi już mniej opału — i to znacznie mniej. Obliczają, że przy trzech po sobie następujących wypiekach chleba zużywa się średnio na każde 6 pudów chleba — na pierwsze posadzenie 80 funtów suchego drzewa (o ile piec jest porządnie zbudowany i zabezpieczony przed uchodzeniem ciepła), na drugie — 30 funtów, na trzecie — 20 funtów. Różnica pokaźna.
2) Zaoszczędzenie zdrowia i czasu tak bardzo zajętych kobiet. Lekarze chorób kobiecych zaświadczają, że największą ilość ciężkich nieuleczalnych chorób kobiecych powoduje zmaganie się niewiasty przy pieczeniu chleba.
3) W gospodarstwie domowem wypieka się chleb nawet nie raz na tydzień, lecz jakieś 40 lub mniej razy do roku, z piekarni wspólnej można mieć chleb o wiele świeższy i zdrowszy, fachowy piekarz nie da zakalcu, nie spali, a przytem nie da sposobności do tego rozgardjaszu domowego, przy którym nietrudno o kwas i swary, tak w rodzinach niemiłe i szkodliwe.
4) Unika się straty czasu na te jazdy z korczykami do zmielenia, gdzie często trzeba się panu młynarzowi czem przypodobać, żeby był akuratnie dla ciebie, gospodarzu, łaskawszy, i nie kazał nadmiernie wyczekiwać.
Koszt wspólnej piekarni wiejskiej nie jest wysoki. Obliczają, że na urządzenie, licząc w to komorne i przeróbkę pomieszczenia, potrzeba jakieś 500 rubli, prócz tego na kapitał obrotowy, na paliwo, mąkę, sól i t. d. potrzeba ze 250 rubli, razem 750 rubli. Jeżeliby do wspólnej piekarni przystąpiło z kilku wsi 150 gospodarzy i gospody—to na jedną osobę wypadałaby składka, czyli udział, po 5 rubli.
Oczywiście, jeżeli są odpowiednie warunki, najlepiej jest uniezależnić się odrazu od wszelkich młynarzy i handlarzy mąką. Bardzo ważnem jest pozostanie w gospodarstwach ubocznego wytworu młynarstwa — otrąb. Poznali się na ich wartości niemcy, i znieśli wszelkie opłaty celne za przewóz otrąb z granic państwa rosyjskiego do Niemiec. Woleli mieć u siebie tańsze otręby, niż pozyskać choćby duże sumy z opłat celnych. Tanie otręby — to nielada poparcie hodowli trzody i bydła, tych gałęzi gospodarstwa, z których płynąć może poważny zdrój dobrobytu.
Już przed wojną w kilkunastu miejscowościach naszego kraju, w różnych okolicach, przystąpiono do zakładania współdzielczych piekarni i młynów, a nawet śpichrzów zbożowych.
Zadaniem polskich rządów i naszej zbiorowej gospodarki społecznej — będzie uniezależnienie ogółu rolników od nadmiernie wybujałego pośrednictwa i wyzysku w zakresie handlu zbożowego i mącznego.
I z tem sobie jakoś poradzimy, gdy będziemy gospodarzami na ukochanej naszej polskiej ziemi.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Włodzimierz Bzowski.