[250]ROZDZIAŁ XX.
To jeszcze nie nasze ostatnie słowo...
Panna wykonała ruch, jakby pragnąc odszkoczyćodskoczyć, ale już było zapóźno. Niespodzianie awanturnik rzucił się na nią i oplótł ją swemi rękami, a Tamara wetknęła jej w usta chusteczkę, aby uniemożliwić wołania o pomoc.
— Ratunku! — ryczał dalej chory — Mordują! Mordują!
Lecz i z nim Orzelska poradziłaby sobie łatwo. Pobiegła do sąsiedniej sypialni i przyniósłszy z tamtąd ręcznik, już zamierzała okręcić nim głowę paralityka, nie mniej mocno, niźli wczoraj to uczynił Krzesz, gdy ten zamilkł, a w jego oczach odbiło się przerażenie.
— O pieniądze wam chodzi? — począł bełkotać. — Dam... dam... ile zechcecie!... Podpiszę plenipotencję!
— Zapóźno! — mruknęła — ta przeklęta dziewczyna, napewno, zawiadomiła władze! Na nic mi teraz twoja plenipotencja!
[251] — Ale posiadam akcje!... Wartościowe papiery!... — prosił — kilkaset tysięcy! Myślałaś, że trzymam je w banku, a one znajdują się w skrytce... Tu, w szafie gdańskiej, w krytceskrytce... O w tej, szafie, która stoi w rogu gabinetu...
— Dobrześ się zabezpieczał przedemną! — zauważyła złośliwie.
— Zabierz je!... Zabierz. Tylko uwolnij, natychmiast, nieszczęsną! O, wiem, co chcieciechcecie z nią zrobić!
— Mój kochany! — odrzekła złośliwie — Nie uwolnimy zaraz ZasieńkiZosieńki! Domyśliłeś się trafnie! Pozostanie ona naszym zakładnikiem, a w razie, gdyby nam groziło niebezpieczeństwo, spotka ją śmierć...
— Nie... nie...
— Posłuchaj, moja panienko! — zwróciła się do hrabianki, która nie czyniła żadnej próby wyrwania się z żelaznego uścisku, w którym ją trzymał awanturnik — Dowiedz się, czemu takie przerażenie ogarnęło twego ojca! W podziemiach pałacu znajduje się pewna piwnica. Jeszcze nieboszczyk, Iwan zajął się jej skonstruowaniem i urządził coś w rodzaju pułapki, bo do tej piwnicy spaść można niespodzianie, gdy w przedsionku usunie się, za pomocą mechanizmu, część podłogi. Zleciał tam nawet, ongi, Krzesz, gdy go do willi przywiodła ciekawość i teraz żałuję, że na zawsze nie pozostał! Lecz, nie o to chodzi... W tej dziwnej piwnicy, bardzo łatnieładnie odnowionej, która wygląda, jak niewinny pokoik w suterynach, oświetlony nawet elektrycznem światłem, znajduje się ruchoma podłoga. O ile się [252]naciśnie odpowiednią sprężynkę, podłoga usuwa się z pod stóp, tego, który się tam znajduje i wpada on do głębogiejgłębokiej studni, skąd powrotu, ani ocalenia niema! Pokazałam kiedyś tę zdradziecką celkę memu małżonkowi, zaniósłszy go tam umyślnie z Iwanem, i pojął on teraz, że tobie ją obecnie za mieszkanie przeznaczam, nadroższa Zosińko!najdroższa Zosieńko!
Paralityk zasłonił twarz rękami, niby pragnąc odegnać straszliwą wizję.
— Daję wam wszystko! — zawołał — Czemuż chcieciechcecie zabrać jej życie!
— Obawiasz się o twą najdroższą córeczkę? — Że więcej już nigdy jej nie zabaczyszzobaczysz! Nie jesteśmy tacy krwiożerczy i zaraz zapronujemyzaproponujemy ci układ... Panienka pójdzie do piwnicy, ale nic jej się nie stanie, o ile dotrzymasz następujących warunków. Nam na opuszczenie willi potrzeba piętnaście minut! Jeśli w tym czasie nadejdzie policja...
— Nie, nie!... Ona nie zawiadamiała policji! Lękała się skandalu! — zaprotestował.
Choć Zosia skinieniem główki potwierdziła słowa paralityka, nie rozproszyło to nieufności Tamary.
— Nic wam nie wierzę i muszę się zabezpieczyć.zabezpieczyć, — mruknęła. — Kto przez tyle dni umiał udawać niewinną gąskę, jak Zosieńka, potrafi i teraz dobrze zastawić pułapkę! Otóż, gdy pojawi się policja, oświadczysz im, że twoja córka złożyła swe oskarżenie w jakimś niepojętym ataku histerji, że nie odpowiadają one prawdzie i nigdy, z mej strony, nie stała ci się najlżejsza krzywda. Jeśli zapytają o Zosieńkę, odpowiesz, że poróżniłeś się z nią, właśnie przez ten postępek i na wskutek gwałtownej [253]sceny, jaka pomiędzy wami zaszła, wybiegła ona z domu, nie wiadomo dokąd... Zrozumiałeś?
— Tak! tak... — wymówił z rezygnacją. — Powtórzę, jak sobie życzysz!
— Przez ten czas panienka będzie się znajdowała w piwnicy, a baron Raźnia-Raźniewski, którego nazwaliście moim kochankiem i fałszerzem, musi jej pilnować, trzymając rękę na odpowiedniej sprężynie. Gdybyś począł kręcić,.kręcić, albo usiłował zdradzić, mechanizm zostanie wpuszczony w ruch, i spotka ją wiadomy los. Toż samo nastąpi, o ile skłamałeś, że posiadasz wartościowe papiery, a oświadczenie to miało na celu, tylko dłuższe zatrzymanie nas w willi...
Jakby pewne zmieszanie odbiło się na twarzy paralityka, lecz wnet zawołał:
— Mam... mam... papiery!... Dostaniesz je! Dostaniesz!...
Spojrzała nań badawczo.
— Pamiętaj! Wiesz, że nie cofnę się przed niczem!
A gdy paralityk pochylił głowę. Snaćgłowę, snać uważając, że steryzowałasterroryzowała go dostatecznie, rzuciła krótko wspólnikowi.
— Chodźmy!
Ten pochwycił, niby balast, w swe ramianaramiona Zosieńkę, nie stawiającą żadnego oporu i uniósł do góry.
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
—
|
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
—
|
Tamara poszła przodem. Choć dokoła waliło się wszystko, Zosieńka dotarła do prawdy, a malarz [254]skradł biżuterję, świtała jeszcze resztka nadzieji. Orzelski nie ośmieli się złamać narzuconych mu warunków, a jeśli w skrytce znajdują się naprawdę cenne akcje będą mieli za co uciec. Na pierwsze wydatki starczą te parę tysięcy, które zachowała przezornie w swem biureczku.
Jedna zachodzi obawa. Czy służąca nie podsłuchała skandalicznej sceny i nie pojawi się, jako groźny, a niepożądany świadek.
Hrabina lekko skinęła ręką rzekomemu baronowi, by na chwilę przystanąłźprzystanął, a sama ostrożnie zwiedziła dalsze pokoje i sień. Subretki, na szczęście tam nie było i musiała się ona znajdować w służbowych pokojach.
Odetchnęła z ulgą.
Teraz bez przeszkód, dotarli z Raźnią-Raźniewskim do krętych schodów, wiodących z hall’u do podziemi.
Jeszcze chwila — i stali przed małemi obitemi blachą drzwiami, od których klucz posiadała Tamara.
Zgrzytnął zamek, później rozległ się trzask przekręconego elektrycznego kontaktu i ukazała się niewielka, czysta celka, pomalowana na biało olejną farbą, bez mebli, na pozór, niezamieszkały pokoik, z którego chwilowo nikt nie korzysta.
— Pozostaniesz tu! — rzekła Tamara, wskazując wspólnikowi, aby do tej celki wepchnął Zosieńkę — Twoje życie zawisło od posłuszeństwa ojca! — Choć w tejże chwili chustka — prowizoryczny knebel — wypadła z ust panny i swobodnie mogła [255]ona odpowiedzieć — wzruszyła tylko ramionami, odwracając się z pogardą od swej prześladowczym.
— Takaś dumna, moja panienko? — zawołała ironicznie Tamara. — Trudno! I mnie nie pociąga z tobą, podstępna dziewczyno, rozmowa! Żegnaj! Mam nadzieję, na zawsze! A gdy później, zastanowisz się dobrze, dojdziesz do przekonania, że najlepiej będzie wszystko zatuszować, bo wszczynanie przeciw nam sprawy, nie miałoby żadnego sensu!...
Zatrzasnęły się drzwi.
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
—
|
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
—
|
Zosieńka pozostała sama. Opuścił ją nagle ten pozorny spokój i obojętność, z jaką zachowała się dotychczas i z rozpaczą załamały się jej ręce.
— Nigdy ze mnie nic nie wyjdzie! — szepnęła cicho. — Za prędko dałam się unieść oburzeniu! A wszystko szło doskonale! Należało zaczekać jeszcze pół godziny!... Tak jeszcze pół godziny...
Tymczasem Tamara szybko biegła na górę, po schodach, nagląc do pośpiechu towarzysza:
— Chwili niema do stracenia! Ani chwili! — powtarzała. — Różnie wypaść może i lepiej, żebyśmy się nie spotkali z policją!... Zaraz ci pokażę, gdzie znajduje się mechanizm...
Przystanęła przed jedną ze ścian, w przedsionku, wskazując na ukryty we framudze guziczek, ledwie dostrzegalny dla niewtajemniczonego.
— Oto sprężyna! Tu pozostań! Ja pójdę po pieniądze i papiery... Za kilka minut powrócę i natychmiast opuścimy pałacyk. Jeśli, w [256]najgorszym wypadku, przybędą w tym czasie wywiadowcy i poczną się dobijać do drzwi, sama im otworzę i ciebie nie zauważą. Miejmy nadzieję, że wszystko ułoży się pomyślnie a Orzelski nie zdradzi! Nie zaryzykuje on dla zemsty, życia córki!
— A jeśli? — przerwał.
— W takim razie — wyrzekła twardo — nie cofniemy się przed niczem! O ile posłyszposłyszysz z gabinetu moje wołania o ratunek, śpiesz do mnie! O reszcie, zbytecznie nadmieniać. Tylko śmierć mnie rozłączy z tobą! Browning chyba stale nosisz w kieszeni?
Awanturnik powoli skinął głową, a w jego stalowych oczach zaigrały złe błyski. I on wiedział, że wygrywają ostatnią stawkę i, że nie mają już nic do stracenia.
Wolał zginąć, niźli znów powrócić do więzienia w Szwajcarji.