Niebezpieczne związki/List LII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Niebezpieczne związki |
Wydawca | E. Wende i Spółka |
Data wyd. | 1912 |
Druk | Drukarnia Narodowa |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Tytuł orygin. | Les Liaisons dangereuses |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wicehrabia de Valmont do Prezydentowej de Tourvel.
Zabraniasz mi, pani, mówić ci o mej miłości: ale gdzież znajdę siłę do spełnienia tego wyroku? Zajęty wyłącznie uczuciem, które mogłoby być tak słodkie, a które ty czynisz tak okrutnem; usychający na wygnaniu, na jakie mnie skazałaś, żyjąc jedynie żalem i tęsknotą, wydany na łup udręczeń tem bardziej dotkliwych, że przypominają mi bezustannie twoją obojętność, trzebaż, abym jeszcze utracił jedyną pociechę, jaka mi została? Czyliż odwrócisz spojrzenia, aby nie widzieć łez, które wyciskasz? Czyliż odmówisz nawet przyjęcia tych ofiar, które sama nałożyłaś? Czy nie byłoby godniejszem ciebie, twojej duszy szlachetnej i tkliwej, raczej użalić się nieszczęśliwego, który jest nim jedynie przez ciebie, niźli okrutnym i niesprawiedliwym zakazem pomnażać jeszcze jego męczarnie?
Udajesz, iż lękasz się miłości, a nie chcesz widzieć, żeś ty jedynie sama sprawczynią nieszczęść, które jej zarzucasz. Och! bezwątpienia, uczucie to jest męką, gdy przedmiot, który je natchnął, sam go nie podziela; ale gdzież znaleść szczęście, jeśli wzajemna miłość dać go nie byłaby zdolną? Gdzież znaleść tkliwą przyjaźń, zaufanie słodkie i bez granic, ulgę w niedoli, bezmiary szczęścia, nadzieje czarowne, wspomnienia pełne rozkoszy, gdzież znaleść, mówię, to wszystko, jeżeli nie w miłości? Spotwarzasz ją ty, której ona u nóg składa wszystkie swoje skarby, bylebyś ich raczyła nie odtrącać; ja zaś, ja zapominam o własnych cierpieniach, aby ją bronić przed twemi oskarżeniami!
Zmuszasz mnie, pani, również, bym bronił sam siebie; bowiem, podczas gdy ja trawię życie na ubóstwianiu cię, ty z góry już przypuszczasz, że jestem płochym i zmiennym; obracając przeciwko mnie moją własną otwartość, rozmyślnie mięszasz to czem byłem dawniej z tem czem jestem obecnie. Nienasycona tem, iż skazałaś mnie na mękę życia daleko od ciebie, dołączasz do tego okrutne szyderstwo, mówiąc mi o rozkoszach świata, gdy wiesz, jak bardzo na nie uczyniłaś mnie nieczułym. Nie wierzysz ani moim obietnicom, ani przysięgom: dobrze więc! jedno mi jeszcze wobec ciebie zostało świadectwo, którego przynajmniej nie będziesz mogła podejrzewać: twoje własne. Proszę cię zatem, pani, byś raczyła jeno z dobrą wiarą wejrzeć w samą siebie. Jeśli istotnie nie wierzysz w moją miłość, jeśli choć na chwilę wątpisz, iż sama jedna władasz w mojej duszy, jeśli nie jesteś pewna, żeś przykuła do siebie to serce, w istocie dotąd zbyt niestałe, godzę się ponieść ciężar tej omyłki; będę cierpiał, ale nie odwołam się od tego wyroku. Lecz, jeżeli przeciwnie, oddając sprawiedliwość nam obojgu, będziesz zmuszona przyznać sama przed sobą, że nie miałaś, że nigdy nie będziesz miała rywalki, nie każ mi, błagam cię, pani, walczyć z czczą chimerą i zostaw mi przynajmniej tę pociechę, bym widział, iż nie wątpisz w uczucie, które skończyć się może jedynie wraz z życiem. Ośmielam się prosić panią, byś raczyła wyraźnie odpowiedzieć na ten ustęp mojego listu.
Jeśli sam gotów jestem potępić ten okres mego życia, który zdaje się tak okrutnie szkodzić mi w twoich oczach, to nie dla tego, iżby w potrzebie brakło mi argumentów dla obrony.
I cóż takiego popełniłem wreszcie, prócz tego, iż nie oparłem się wirowi, jaki mnie porywał? Znalazłem się wśród świata młody i bez doświadczenia; podawany sobie, można powiedzieć z rąk do rąk przez tłum kobiet równie łatwych, jak pozbawionych głębszej wartości; czyż do mnie należało dawać przykład oporu, którego nie spotykałem z ich strony? Lub czyż miałem karać się za chwilę szaleństwa stałością, której nikt nie wymagał i którą jedynie za śmiesznośćby mi poczytano? Jakiż inny środek, jak tylko rychłe zerwanie może przemazać winę poniżającego wyboru!
Ale, mogę to powiedzieć, ten szał zmysłów, może nawet ten obłęd próżności, nie przeniknął aż do mego serca. To serce, stworzone do prawdziwego uczucia, miłostki mogły oszołomić, nie zdołały go wypełnić; z otaczających mnie istot, pełnych powabu, lecz niegodnych szacunku, ani jedna nie zapadła mi w duszę: dawano mi rozkosz, ja szukałem cnoty; i wreszcie sam uwierzyłem, iż jestem niestały, będąc jedynie wrażliwym i wymagającym.
Dopiero spotkawszy ciebie, pani, przejrzałem: poznałem rychło, że urok miłości zależy jedynie od przymiotów duszy; że one jedne zdolne są wywołać ów szał i usprawiedliwić go zarazem. Uczułem poprostu, że równem niepodobieństwem jest dla mnie i nie kochać ciebie i kochać kogokolwiek innego, jak ciebie.
Oto, pani, jakiem jest to serce, któremu ty lękasz się zawierzyć, a którego los spoczywa w twojem ręku: ale, jakikolwiek wyrok mu przeznaczasz, nie zdołasz w niczem zmienić uczuć moich dla ciebie; są one tak niezniszczalne jak doskonałość, która je zrodziła.