O czterech muzykantach

<<< Dane tekstu >>>
Autor Artur Oppman
Tytuł O czterech muzykantach
Pochodzenie Ulubione baśnie
Wydawca M. Arct
Data wyd. 1931
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

O CZTERECH
MUZYKANTACH



Żył raz brytan stary,
Wiernuś się nazywał.
Dosyć się już strudził,
Teraz odpoczywał.

Dawniej z swoim panem
Wybiegał na łowy
I gonił zające
Wśród szumnej dąbrowy.

Pilnował mu domu
I dzionkiem i nocą,
I gospodarzowi
Wierną był pomocą.

Lecz się już zestarzał,
Nogi mu nie służą,
Szerść powyłaziła,
Zębów ma niedużo.


Już po całych nocach
Stróżować nie może
I woli spać w sieni,
Niżeli na dworze.

Raz usłyszał Wiernuś,
Jak gospodarz gada:
— Chyba już brytana
Pozbyć się wypada!...

Zestarzał się bardzo,
Już darmozjad z niego,
Trzeba będzie kupić
Brytana innego.

Gdy to pies usłyszał,
To pomyślał sobie:
— Niema tu co czekać,
Już ja wiem, co zrobię.

Pójdę w świat szeroki
Poszukać schronienia,
Gdy mi tu żałują
Kąta i jedzenia.

Idzie Wiernuś drogą.
Już dom z oczu znika.

Idzie; wtem na drodze
Osła napotyka.

— A! dzieńdobry, kumie!
Jak się waćpan miewa?...
I usiedli w cieniu,
Bo słonko dogrzewa.

Gawędzą przyjaźnie,
Pies się osłu żali.
A pan Buruś na to:
— Pójdę z tobą dalej.

Póki byłem silny,
Ciężko pracowałem;
Wory pełne zboża
Do młyna dźwigałem.

Lecz gdym się postarzał,
Mój pan mnie wyrzucił
I zagroził kijem,
Gdybym kiedy wrócił.

Podróżują razem
Psisko i oślina.
Patrzą... aż tu drogą
Wlecze się kocina.


Przez wytartą skórę
Kości wyglądają.
— Gdzie to waszeć dąży? —
Wędrowcy pytają.

— Idę w świat szeroki,
Gdzie poniosą oczy...
I z przygasłych ślepków
Łza mu się potoczy.

— Myszek ani szczurów
Łowić już nie mogę.
Niewdzięczni mnie ludzie
Wygnali na drogę.

— A to chodź-że z nami,
Kolego kochany!...
I wędrują razem
Przez łąki i łany.

Gwarzą sobie w drodze,
Na świat narzekają.
Aż tu kogucika
W drodze spotykają.

— Moi państwo mili!
A gdzież to idziecie?

Może też ze sobą
I mnie zabierzecie?

Zabić mnie dziś chciała
Niedobra kucharka,
Na rosół dla pana
Wpakować do garnka.

Więc uciekłem z domu,
Idę w świat daleki;
Użyczcie mi swojej
Przezacnej opieki!

Zgodzili się chętnie
Osieł, kot i psina.
I wędruje razem,
Tułacza drużyna.

Noc ich zaszła w lesie,
Spać zmęczeni legli.
A wtem w oddaleniu
Światełko spostrzegli.

Zbliżają się cicho,
W okno spoglądają.
A tam straszni zbóje
Siedzą całą zgrają.


Przy sutej wieczerzy
Zapijają wino;
Każdy wzrok ma krwawy,
Twarz czerwono-siną.

Osieł na okienku
Oparł przednie nogi.
Brytan wlazł na niego;
Na psa kot ubogi.

Kogut na grzbiet Mruczka
Frunął cichuteńko,
Tak że zasłonili
Calutkie okienko.

Dopieroż się wtedy
Rozległa muzyka!
Kot miauczy, pies wyje,
Osiełek poryka.

Kogut „kukuryku“
Wrzeszczy, ile mocy,
Jakby całe piekło
Zbudziło się w nocy.

Porwali się zbóje
Wielce wystraszeni,

Z oświetlonej izby
Uciekli do sieni,

A z sieni do lasu
Cwałem popędzili.
A dzielni muzycy
Do domku wkroczyli.

Podjedli obficie
I popili winem.
Potem kot legł sobie
W kuchni pod kominem.

Pies na samym progu
Położył się w sieni,
A osieł na dworze
Wśród bujnej zieleni.

A tymczasem zbóje
Wysłali jednego.
Idzie pocichutku
Do domku swojego;

Potknął się o Burka,
A ten buch! go nogą.
Zbój do sieni biegnie,
Pies go ugryzł srogo.


W kuchni kot czatował:
Wnet na zbója skoczy;
Skrwawił mu pazurem
Czoło, nos i oczy.

A kogut na grzędzie
W mig narobił krzyku:
— Hej! łapać złodzieja!
Łapać! kukuryku!

Wraca zbój do lasu,
Dziwy opowiada:
— Dom nasz zamieszkała
Złych duchów gromada.

Jeden pchnął mnie nożem,
Drugi dał mi kije,
Trzeci tak podrapał,
Że już ledwo żyję.

A czwarty wciąż wołał,
Żeby mnie trzymali.
Niema tu co robić,
Chodźmy, bracia, dalej.

Poszli wszyscy zbóje
Dom zbudować nowy.

A czwórka skoczyła
Po rozum do głowy.

Zostali się w domku,
Suto jedli, pili,
Tak im dobrze było,
Że do stu lat żyli.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Artur Oppman.