O krasnoludkach i o sierotce Marysi/X/III

<<< Dane tekstu >>>
Autor Maria Konopnicka
Tytuł O krasnoludkach
i o sierotce Marysi
Wydawca M. Arct
Data wyd. 1909
Druk M. Arct
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

U

III.

Uroczyście, wspaniale otwarł się sąd królewski w Słowiczej Dolinie. Król Jegomość wystąpił w całym majestacie.
Purpurowy płaszcz jego niósł za nim opasły paź Krężołek, złota korona błyszczała na królewskiej głowie, a brylantowe berło siało takie blaski, jak wschodzące słońce.
Przed stopniami sali sądowej stał oskarżyciel państwa, bystry Kocieoczko; tuż za nim Mikuła i Pakuła w paradnych mundurach; dokoła, lecz w pewnem oddaleniu, tłoczyły się Krasnoludki, a wszystkie oczy zwrócone były na oskarżonego.
Stał on pochylony, skurczony w ubogiej sukmance na grzbiecie, mając przednie łapki mocno związane za plecami, pozieleniały ze wzruszenia i ze strachu, a tak drżący, że nogi widocznie trzęsły się pod nim jak w febrze.

Graf. ústav uměl. V. Neubert Smichov.

Właśnie wymowny Kocieoczko, skończywszy przedstawiać jego winę, żądał surowej kary: już to co najmniej powieszenia na najwyższej gałęzi dębu, oraz zwrotu strat i kosztów procesu.
Szanowny oskarżyciel aż zachrypł w ciągu tego wywodu i fularem ocierając zapocone czoło, sapał głośno.
Król skinął berłem i zapytał sam:
— Jak się zowiesz, nieszczęśniku?
Zsiniał szczur i na nogach się zachwiał, aż popchnięty ku królowi przez Mikułę:
— Wiechetek, do usług! — rzecze cichym głosem.
A król:
— Dlaczego zabrałeś to ziarno?
— Głodny byłem... nędzarz byłem... dzieci moje konały z głodu...
— Ale głód nie daje prawa do cudzego mienia[1]. Czy nie tak?
— Tak, Miłościwy Królu! — odrzekł Wiechetek, drżąc cały.
— Więc cóż masz na swoją obronę? — spytał król.
— Nic... prócz głodu... Głód... straszny głód...
— Ale nie mogłeś i przy największym głodzie zjeść tej miary zboża. Dziesiąta część wystarczyłaby tobie i dzieciom twoim.
— Zimy się bałem... Najmiłościwszy Królu!... zima strasznie długa, ciężka... Połowa moich dzieci wyginęła tamtej zimy, królu! Ach, jak cierpiały strasznie... Najmłodsze... najmłodsze dziecko moje, królu, umierało w oczach moich z głodu... Sześć dni, sześć nocy patrzałem na to... i żyłem... żyłem... i nie mogłem sam za niego skonać... nie mogłem!
Odwrócił król oblicze sędziwe; na którem malowała się litość, a w drużynie Krasnoludków słychać było ciche łkanie.
To Pietrzyk płakał.
Wiechetek mówił dalej:
— Po najmłodszym umierał starszy... Starszy syn mój, królu, umierał w moich oczach... Dziesięć dni, dziesięć nocy konał... i ja patrzałem na to... i nie mogłem umrzeć za niego sam, choć umierałem z nim razem!
Zmarszczył król brew, żeby powstrzymać łzę, nabiegającą do oczu; w drużynie Krasnoludków słychać było głębokie westchnienie; Pietrzyk łkał głośno.
Wiechetek mówił dalej:
— A potem umierał trzeci... Trzeci syn mój, królu, umierał... Z głodu syn mój umierał, o królu, a ja patrzyłem na to... W moich oczach, królu, syn mój umierał z głodu... A ja nie mogłem umrzeć!
Wtem począł się trząść bardzo i zmrużywszy oczy:
— Głód... głód... głód... — szeptał nieprzytomnym głosem.
Ale król Błystek podniósł berło i rzekł:
— Srogim być muszę, boś zawinił srodze. Ziarno to było siewne, na siew dla podobnego tobie nędzarza przeznaczone, który też głodne dzieci ma. Niech się nad tobą spełni sprawiedliwość.
— Śmierć! śmierć złoczyńcy! — zawołał Kocieoczko.
— Śmierć! — powtórzyli za nim Mikuła i Pakuła jednym srogim głosem.
Wiechetek stał, jakby porażony, trzęsąc się i patrząc obłąkanym wzrokiem.
Król odwrócił się i już miał sądny tron opuścić, kiedy wtem Pietrzyk rzucił się ku niemu z tłumu i do nóg mu padłszy, zawołał:
— Głosu chcę za nim! Głosu za skazanym, miłościwy Królu! Głosu, któryś mi sam dać chciał. Głosu! Głosu chcę!...
— Więc go masz! — rzecze król i schylił się ku niemu, i dotknął go berłem łaskawie.
A Pietrzyk z łkaniem:
— Więc przebacz! przebacz, Królu dobry! Przebacz! Powiedz, powiedz, Królu, że przebaczasz! To pieśń moja będzie! To moja najcudowniejsza pieśń będzie! Moja jedyna! A inszej nie chcę! Nie chcę!...
Zapłakał stary król, widząc taki gwałt żałości w ulubionym słudze i rzecze:
— Zwyciężyłeś, Pietrzyku! Zwyciężyłeś miłosierdziem sprawiedliwość moją. Niechże się stanie po twej woli!
Tu skinął berłem i rzekł:
— Puścić mi wolno nędzarza tego i nakarmić dzieci jego! Ze stołu mego mają odtąd pożywać chleb dzieci jego. A ziarno dziś jeszcze oddać oraczowi i ziemi, która siewu czeka.








  1. Przypis własny Wikiźródeł Brak części tekstu; treść (zaznaczoną kolorem szarym) uzupełniono na podstawie wydania Urzędu Oświaty i Spraw Szkolnych, Jerozolima 1943 r. CBN Polona.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Maria Konopnicka.