O miłości (Stendhal, tłum. Żeleński, 1933)/Tom I/Rozdział XVIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | O miłości |
Wydawca | Bibljoteka Boya |
Data wyd. | 1933 |
Druk | Drukarnia Zakładów Wydawniczych M. Arct, S.A. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Tytuł orygin. | De l’amour |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I Cały tekst |
Indeks stron |
Podobnie dzieje się w teatrze z ulubieńcami publiczności: widzowie nie odczuwają już ich rzeczywistego piękna lub brzydoty. Lekain, mimo wybitnej brzydoty, podbijał serca masami; Garrick również, dla wielu przyczyn, ale zwłaszcza dlatego, że nie widziano już rzeczywistej urody ich rysów lub gestów, tylko tę, której wyobraźnia nawykła im użyczać, przez wdzięczność i przez pamięć rozkoszy jakie jej dali. Tak naprzykład sama twarz komika rozśmiesza, z chwilą gdy wejdzie na scenę.
Młoda panna, którą pierwszy raz zaprowadzono do Komedji Francuskiej, mogła zapewne czuć niejaką odrazę do Lekaina podczas pierwszej sceny; ale niebawem przyprawiał ją o płacz lub o dreszcz; jak się oprzeć roli Tankreda[1] lub Orosmana? Jeżeli brzydota była dla niej jeszcze cokolwiek widoczna, zachwyty publiczności oraz nerwowy wpływ, jaki wywierają na młode serce[2] szybko zdołały ją przesłonić. Została z brzydoty jedynie nazwa, a nawet nie, gdyż słyszano, jak entuzjastki Lekaina wykrzykiwały: „Jakiż on piękny!“
Przypomnijmy sobie, że piękność jest wyrazem charakteru, lub, inaczej mówiąc, moralnych przyzwyczajeń, i że jest tem samem wolna od wszelkiej namiętności. Otóż nam właśnie trzeba namiętności; piękność może nam dostarczyć jedynie prawdopodobieństw co do jakiejś kobiety i to jeszcze prawdopodobieństw tego czem ona jest na zimno; spojrzenia zaś twej lubej, zeszpeconej ospą, są uroczą rzeczywistością, która niweczy wszystkie prawdopodobieństwa.
- ↑ Czytaj panią de Stael, zdaje się w Delfinie: oto sztuczka nieładnych kobiet.
- ↑ Tej nerwowej sympatji byłbym skłonny przypisać olbrzymie i niepojęte działanie muzyki będącej w modzie (w Dreźnie, Rossini, 1821). Skoro wyjdzie z mody, nie staje się przez to gorsza, a mimo to nie czyni już wrażenia na prostodusznych sercach młodych dziewczątek. Podobała się im może i tem, że podniecała zapały młodych ludzi.
Pani de Sevigné (list 202, 6 maja 1672) pisze do córki: „Lully osiągnął szczyt; owo piękne Miserere rozwinęło się jeszcze wspanialej; było tam jedno Libera, podczas którego wszystkie oczy napełniają się łzami“.
Zarówno nie można wątpić o prawdzie tego wrażenia jak odmawiać inteligencji i smaku pani de Sevigné. Muzyka Lully’ego, która ją zachwycała, dziś wypłoszyłaby z sali; wówczas ta muzyka wspomagała krystalizacją, dziś ją uniemożliwia.