O miłości (Stendhal, tłum. Żeleński, 1933)/Tom I/Rozdział XXIX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | O miłości |
Wydawca | Bibljoteka Boya |
Data wyd. | 1933 |
Druk | Drukarnia Zakładów Wydawniczych M. Arct, S.A. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Tytuł orygin. | De l’amour |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I Cały tekst |
Indeks stron |
Przypominam sobie, że spotkałem się w pewnej historycznej książce z następującem zdaniem: „Wszyscy mężczyźni stracili głowę; jestto chwila, w której kobiety mają nad nimi niezaprzeczoną wyższość“.
Ich odwaga ma pewną rezerwę, której brak odwadze ich kochanka; mają ambicję wobec niego; znajdują tyle «przyjemności w tem, aby, w ogniu niebezpieczeństwa, iść o lepsze z mężczyzną, który je często rani przewagą swej opieki i siły, iż nasilenie tej rozkoszy wznosi je ponad wszelką obawę rodzącą w tej chwili słabość mężczyzny. Mężczyzna również, gdyby otrzymał taką pomoc w podobnej chwili, okazałby się wyższy nad wszystko: lęk nie tkwi nigdy w niebezpieczeństwie, ale w nas.
Nie znaczy to, abym chciał obniżać odwagę kobiet; widywałem jak, w potrzebie, przewyższały najdzielniejszych mężczyzn. Trzeba tylko, aby kochały; ponieważ czują wówczas jedynie przez mężczyznę, najsroższe niebezpieczeństwo staje się dla nich niby róża którą mają zerwać w jego obecności[2].
Widywałem też u kobiet niekochających nieustraszoność zimną, zdumiewającą, wręcz wyzutą z nerwów.
Sądziłem, to prawda, że są tak dzielne jedynie dlatego, że nie wiedzą co to jest rana i jej utrapienia.
Co do odwagi moralnej, o tyle wyższej niż tamta, siła kobiety, która opiera się swej miłości, jest poprostu rzeczą najbardziej może godną podziwu na ziemi. Wszystkie inne możebne dowody męstwa są drobnostką wobec rzeczy tak przeciwnej naturze i tak uciążliwej. Może znajdują siły w owym nawyku do ofiar, wszczepionym w nie przez skromność.
Nieszczęściem dla kobiet, dowody tego męstwa zostają zawsze w ukryciu i są prawie nie do rozgłoszenia.
Większem nieszczęściem jest, że męstwo to zawsze obraca się przeciw ich szczęściu: księżna de Cleves powinna była nic nie mówić mężowi, a oddać się panu de Nemours.
Być może, iż kobietę podtrzymuje w tem głównie duma, czerpana w chlubnym oporze i że wyobrażają sobie, iż kochanek chce je mieć z próżności; mała i nędzna myśl: mężczyzna namiętny, który z lekkiem sercem pakuje się w tyle śmiesznych sytuacyj, właśnie ma czas myśleć o próżności! To tak, jak mnichy, którzy myślą, oszukują djabła, bijąc monetę pychy ze swoich włosienic i umartwień.
Sądzę, że gdyby pani de Cleves dożyła starości, epoki w której ma się jasny sąd o życiu i w której słodycze pychy ukazują się w całej swej nędzy, żałowałaby. Byłaby chciała żyć tak, jak żyła pani de La Fayette[3].
Odczytałem setkę stronic tego szkicu; dałem bardzo liche pojęcie o prawdziwej miłości, o miłości która zagarnia całą duszę, wypełnia ją obrazami to szczęśliwemi bez granic, to rozpaczliwemi, ale zawsze wzniosłemi, i czyni ją nieczułą na resztę istnienia. Nie wiem, jak wyrazić to, co widzę tak dobrze; nigdy dotkliwiej nie czułem braku talentu. Jak oddać prostotę wyrazu i charakteru, głęboką powagę, spojrzenie malujące tak wiernie i tak szczerze każdy odcień uczucia, a zwłaszcza, powtarzam jeszcze raz, owo niewymowne nie-dbanie o wszystko co nie jest ukochaną kobietą? Jedno nie lub tak, wyrzeczone przez mężczyznę który kocha, posiada jakieś namaszczenie, nie spotkane gdzie indziej, nie spotkane u tegoż mężczyzny w innym czasie. Dziś rano (3 sierpnia), około dziewiątej przejeżdżałem konno koło pięknego angielskiego ogrodu margrabiego Zampieri, położonego na ostatnich stokach lesistych pagórków, o które wspiera się Bolonja, a z których oko cieszy się tak pięknym widokiem bogatej i kwitnącej Lombardji, najpiękniejszej krainy w świecie. W laurowym gaiku w ogrodzie Zampierich, wznoszącym się nad drogą którą jechałem a która wiedzie do wodospadu na Reno w Casa-Lecchio, ujrzałem hrabiego Delfante; tonął w głębokiej zadumie i, mimo że spędziłem z nim poprzedni wieczór do drugiej po północy, ledwie mi się odkłonił. Dotarłem do wodospadu, przebyłem Reno, wreszcie, conajmniej w trzy godziny później, przejeżdżałem z powrotem koło gaiku. Ujrzałem hrabiego ściśle w tej samej pozycji; stał oparty o sosnę, wznoszącą się ponad gaj laurowy. Obawiam się, że ten szczegół wyda się zbyt prosty i nie dowodzący niczego: podszedł ku mnie ze łzą w oku, prosząc abym nie opowiadał o tem jego odrętwieniu. Wzruszyło mnie to, ofiarowałem się zawrócić z drogi i spędzić z nim dzień na wsi. Po upływie dwóch godzin wyznał mi wszystko: to piękna dusza; ale jakże te stronice są zimne w porównaniu z tem co on mi mówił!
Następnie wydaje mu się, że ona go nie kocha; nie jestem tego zdania. Niepodobna nic wyczytać z pięknej marmurowej twarzy hrabiny Ghigi, u której spędziliśmy wieczór. Niekiedy jedynie, nagły i lekki rumieniec którego nie może opanować, zdradza wzruszenie tej duszy, którą najwybujalsza duma niewieścia broni przed silnemi wzruszeniami. Jej alabastrowa szyja oraz dostępny oku zaczątek pięknych ramion, godnych Canowy, płonią się również. Umie ona misternie umykać swoje czarne i mroczne oczy spojrzeniom ludzi, których przenikliwości obawia się jej kobieca delikatność; ale widziałem tej nocy, przy pewnem odezwaniu się Delfanta, które się jej nie podobało, jak nagły płomień objął ją całą. Wydał się tej hardej duszy mniej godny jej.
Ale wreszcie, gdybym się nawet mylił w swoich rachubach co do szczęścia hrabiego Delfante, uważam iż on, poza kwestją próżności, szczęśliwszy jest ode mnie obojętnego, mimo iż i z pozoru i w rzeczywistości znajduję się w nader pomyślnem położeniu.
- ↑ „Powiadam ci, dumny Templarjuszu, że w swoich najokrutniejszych walkach nie okazałeś — ty, tak sławiony — więcej męstwa, niż go okazuje kobieta, kiedy miłość lub obowiązek wydają ją na łup cierpienia“.
- ↑ Słowa Marji Stuart o Leicesterze, po rozmowie z Elżbietą, w której-to rozmowie się zgubiła.
Schiller.
- ↑ Wiadomo, że ta sławna kobieta napisała, prawdopodobnie na współkę z panem de la Rochefoucauld, powieść o Księżnej de Cleves, i że ta para autorów spędziła w doskonałej przyjaźni ostatnich dwadzieścia lat życia. To właśnie miłość w stylu włoskim.