O pracy (Kraszewski, 1884)/Machiny

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł O pracy
Wydawca Wydawnictwo Księgarni Krajowej Konrada Prószyńskiego
Data wyd. 1884
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
MACHINY.

Ludzie o machinach różnie gadają i sądzą: są, co na nie narzekają i myślą, że one ludziom szkodzą; inni dowodzą, że wielkie z nich płyną korzyści.
Posłuchać tylko w mieście albo koło fabryk, jak ludzie o tém rozumują. Ten powiada, że machina pomaga człowiekowi, oszczędza pracy, robi to, że wyrób może być tańszy i że z niego więcéj ludzi korzysta. Drugi przeczy i mówi, że machina dobrą jest dla tego, kto ją ma, że jego tylko zbogaca, a odbiera chléb robotnikom, i jest przyczyną ich nędzy, bo mając machinę fabrykant mniéj ludzi potrzebuje.


Otóż to, co ludzie mówią o szkodliwości machin, na pozór jest sprawiedliwe, ale tylko pozornie i nie całą ma prawdę. W istocie machiny to robią, że ludzie do czego innego idą, ale nie odbierają im chleba. Praca się zawsze znajdzie, byle jéj chcieć szukać.
Abyście się o tém przekonali, uważcie tylko dobrze do końca, co wynika z tego, gdy nowa machina do fabryki przybywa.
Mamy naprzykład fabrykę, do któréj codziennie potrzebowano dziesięciu robotników; nagle wynajdują taką machinę, która sama to robi, co tam, tych dziesięciu. Fabrykant odprawia dziewięciu, zostawując, dajmy, jednego dla doglądania machiny.
Skutkiem wynalezienia téj machiny pierwszem jest, że dziewięciu robotników pozostało bez zarobku, a fabrykant zyskał to, co im codziennie płacił.
Ale czyż machina ten tylko rodzi skutek, że zbogaca jednego bogatego, a zuboża i tak już biednych ludzi wielu? Poczekajmy i zastanówmy się, a idźmy do końca.
Jeżeli fabrykant płaci robotnikom tym dajmy, po cztery złote dziennie, zyskuje więc trzydzieści sześć złotych, które używa na nowe machiny, na życie swoje lub choćby rzeczy zbytkowe. Potrzeba mu więcéj różnych tych sprzętów i przedmiotów, a do ich zrobienia więcéj rąk, tak, że dziewięciu poszli bez roboty, ale inni dziewięciu a może i większa liczba za to otrzymali zamówienia i pracę. Tamci szukają sobie roboty, inni ją znajdują, i jedno drugiém im wynagradza. Machiny to sprawują, że człowiek do czego innego się bierze, ale pracę ma i łatwiejszą i coraz rozumniejszą. Fabrykant zbogaca się w nagrodę swojéj pracy około wynalazku i zbudowania machiny, ale bogactwa tego nie odbiera nikomu, i owszem pomnaża dla kraju rąk, bo ci zbytni dziewięciu mogą zająć się czém innem.


Może być tak, że fabrykant zaspokojony zyskiem, który mu daje jego machina, nie będzie się starał o drugą, a pieniądze schowa; ale może być i przeciwnie, że pomnoży liczbę machin, rozszerzy fabrykę, więcéj towaru wyrabiać będzie. Kupujący towar ten będą go płacili coraz taniéj, bo go będzie dużo, a fabrykant zyskując na liczbie, spuści z ceny wyrobu. Tak więc wynalazek machiny stanie się korzystny dla wszystkich, bo się oszczędzi na cenie towaru.
Inni fabrykanci zechcą naśladować tamtego, porobią lub sprowadzą podobne machiny, będą także fabrykować ten towar i zniżą jego cenę przez to, że coraz więcéj go będzie. Wszyscy więc skorzystają z wynalazku machiny.


Wiele rzeczy powszechnéj potrzeby kosztowały dawniéj przed wynalezieniem machin, które je daleko oszczędniéj pozwalają dziś wyrabiać, po cztery złote, a dziś, skutkiem oszczędności przez nie otrzymanéj, można je kupić za dwa. Każdy więc kupujący zarabia na takiéj rzeczy nabywając dwa złote: a ile to dwuzłotówek w ten sposób oszczędzonych! Mając te dwa złote, każdy co je w ten sposób zachował, używa ich czy na najęcie robotnika, czy na co innego. Oszczędność więc jaką sprawia wynalazek machin, daje się czuć wszystkim, i robotników nie pozbawia pracy: zmienia tylko jéj przeznaczenie. Prócz tego korzystają i oni, taniéj kupują przedmioty codziennego użycia, które ich dobry byt zwiększają.
Zamiast narzekać na machiny, robotnicy powinniby je błogosławić i czcić tych co je wynaleźli, jako dobroczyńców ludzkości.


Machiny spełniają za człowieka prace najcięższe i najprzykrzejsze: jak przenoszenie ciężarów, czerpanie wody, klepanie żelaza i t. p.
Tym sposobem dają robotnikowi czas a inne prace, na ukształcenie się i udoskonalenie moralne. Machiny spełniają tylko to, do czego nie potrzeba myśli, a gdziekolwiek musi pracować rozum człowieczy, tam żadna go machina nigdy zastąpić nie może. Machina jest tylko udoskonalonym koniem, wołem, zwierzęciem, którego siłę ludzie od początku świata używali tam, gdzie własnej swojéj chcieli oszczędzić.


Trochę pomyśliwszy nad tém łatwo się przekonywa, że machiny ulżywając pracy ludzkiéj, a téż same co ona dając owoce, polepszą byt robotnika nie pogorszając go; a społeczeństwu, które ich używa, dają coraz większe bogactwo, równiéj i sprawiedliwiéj rozdzielone miedzy wszystkich, w miarę jak ich wyroby się upowszechniają. Liczne na to mamy dowody, które tę prawdę mocniéj jeszcze popierają. Oto niektóre z nich.
Za dawnych czasów, kiedy się Chrystus Pan narodził, a Rzymianie panowali, niewolnicy mełli zboże na mąkę w żarnach i młynach. Każdy z nich w ciągu dnia bardzo małą mógł ilość mąki zemleć, i mąka była tak droga, że tylko bogatsi chléb jedli, a niewolnicy i ubodzy i tysiące ludzi żywili się surowém niemieloném zbożem. Teraz, kiedy mielą zboże za pomocą machin w wiatrakach, deptakach, młynach wodnych i parowych, młynarzami są nie niewolnicy: są to ludzie często majętni, a wszyscy młynarze i inni jedzą chléb także. Dziś trudno nawet temu uwierzyć, że były czasy, w których ludzie ziarno musieli ścierać w zębach, zamiast jeść chléb z mąki upieczony.
Od czasu owego, ludzi na świecie przybyło, liczba ich jest większa, a jednak wszyscy w ogóle mają się lepiéj. Możecie ztąd miarkować, ile jedne tylko młyny dobrego zrobiły ludziom.
Sto lat temu w Europie zaledwie znano bawełnę, nigdzie jeszcze nie używano do przędzenia i tkania jéj machin; bawełniane tkaniny przywożono z dalekiego kraju, z Indyj, a kosztowały tak drogo, że bogatsi tylko mogli je kupować. Od tego czasu wynaleziono i wydoskonalono wielką ilość machin i sposobów czyszczenia, przędzenia, tkania, farbowania i drukowania bawełnianych rzeczy; i dziś najuboższy człowiek ma kawałek perkalu taki, który dawniéj ledwie książęta nosili; dziś chustkę, fartuch, może sobie odnowić wieśniaczka kilka razy, dawniéjby ich całkiem nie miała.
Dzięki tym machinom, które robią koło bawełny, miljony ludzi ubiera się przystojnie, ładnie, czysto, tanio i zdrowo, a w saméj Anglji, gdzie koło tego najwięcéj chodzą, dziesiąta część ludzi żyje z tego, nie licząc robotników w innych krajach. Co roku ciepłe kraje, na drugiéj stronie ziemi położone, wydają miljony funtów bawełny; tysiące okrętów ją przewozi to surową, to obrobioną na wszystkie strony świata. Ileżto przez nią wygodniejsze stało się życie, ile ona dostarczyła ubogim zarobku! Ile, oprócz machin, ludzi i rąk krząta się około wyrobów bawełnianych.
Dawniéj z Warszawy do Częstochowy trzeba było iść czy jechać kilka dni, a podróż kosztowała dużo i zabierała czasu wiele; teraz w pół dnia koleją żelazną dojdziesz na święte miejsce, i za tak mały grosz, że dawniejby na pół drogi ladajaką bryką nie starczył. Co tu czasu oszczędzonego! Najbogatszy pan, gdyby dawał miljony, nie byłby mógł dawniéj dokazać téj sztuki, żeby w pół dnia dostał się o trzydzieści mil; a teraz i najuboższy za kilkanaście złotych pojedzie. Teraz też skutkiem wynalazku tych machin, jedzie i bogaty zarówno i ubogi, choć nie w jednéj klassie, ale równie szybko i bezpiecznie.
Lat temu trzysta kilkadziesiąt, mało kto umiał pisać i czytać: teraz przeciwnie mało kto czytać już nie umie i każdy łatwo się może tego nauczyć. Nim wynaleziono druk, piszących było mało, i przepisujących także: ci byli ubodzy i nieznaczący. Dziś ci co piszą, co wydają, co drukują, są ludzie znaczni, znani i często majętni, a wszystko to zrobił wynalazek druku: machina do wybijania liter na papierze. Dziś wieśniak za tani pieniądz może sobie zapisać na poczcie gazetę, może się o wszystkiem dowiedzieć tak samo, jak najbogatszy człowiek.
Dawniéj to i dla najmajętniejszych nie było przystępne, co dziś jest prawie dla wszystkich.
Możnaż, pomyślawszy nad tém, powiedzieć jeszcze, że ci, co machiny wymyślają, na nich sami zyskują, gdy one powoli dążą do tego, aby zrównać ludzi i dać wszystkim to, co dawniéj tylko wybranych było wyłącznym udziałem.
Tak to pozornie nigdy ani ludzi ani rzeczy sądzić nie należy, a dobrze pomyśleć wprzód co złe a co dobre: bo często to, na co narzekamy, korzystniejsze jest niż to, czego pragniemy.

KONIEC.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.