O przyszłość Podhala
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | O przyszłość Podhala |
Pochodzenie | Wskazania |
Wydawca | Związek P.N.S.P. i Związek Podhalan |
Data wyd. | 1930 |
Druk | Zakłady Graficzne „Nasza Drukarnia“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
Już w zeszłorocznym referacie (O celach Zjazdów) podkreśliłem, że jedynym ludem historycznym w granicach Polski, który ma swoją własną, niezależnie od szlacheckiej Rzeczypospolitej, tradycję, jest lud Podhala. — Tu w tej ukrainie góralskiej, w dziedzinach jej nieludnych, w lasach i turniach Tatr znalazła przytułek, wygnana ze wszystkich ziem Polski, chłopska swoboda. Znalazła tu rasę ludzką jakby stworzoną dla siebie, znalazła obrońców swych aż do śmierci, rycerzy swoich. — Wszystkie też walki w przeszłości Podhala, jakich pamięć nam podana, prowadzone były za swobodę. Po wierchach zapalały się zwołujące wici, płomień buntu wybuchał, gdy tylko zagrożenie wolności i swobód stawało u chłopskich dziedzin.
Że nie sama pochopność do buntu, ale istotnie swawola starościńska była najczęściej przyczyną tych chłopskich poruszeń, dowodem n. p. fakt, poprzedzający rebelję przeciwko Komorowskiemu, że 53 wsi starostwa nowotarskiego wnoszą przeciw temuż staroście jednobrzmiącą skargę o zdzierstwa i bezprawia do kancelarji królewskiej w Warszawie.
Te krzywdy, dotkliwie przez lud odczuwane, zamachy na swobodę względną i bezprawia, jakoteż lecące powietrzem wieści o wyswobodzeniu z niewoli możnowładczej ludu ukraińskiego roznieciły w roku 1651 groźną watrę buntu na Podhalu. Potęgowały ją manifesty Kostki, rzucone z zamku Czorsztyna. Rozszedł się pożar, ogarnął całe Podhale, ba, całe niemal województwo. Od Bieszczad, Reglec, z poza Sącza, od granicy śląskiej, od Zatora wyszły wsie całe z wójtami na czele, i tu się zgromadziło wszystko, w Czarnym Dunajcu. Sołtys czarnodunajecki, Łętowski Marszałek, sprawiał te liczne zastępy. — A kiedy Kostkę Napierskiego wraz z Łętowskim zdradą w Czorsztynie ujęto i w Krakowie stracono, przytychła watra powstania, lecz nie zgasła. Mniejszym lub większym płomieniem pali się jeszcze przez 20 lat! W czternaście lat potem czytamy jeszcze w relacjach podstarościńskich o chłopach, „którzy w kilka tysiąców po lasach się gromadzą, kusze sobie jakieś drewniane niby harmaty poczyniwszy, śmią regularnemu wojsku opór stawiać, chorągwie na stanicach będące w pień wycinają, i niemasz sposobu ich ukrócenia”.
Niemałą rolę w przeszłości Podhala odegrało też zbójnictwo. Nazwą tą nie obejmujemy t. zw. opryszków, osobników złodziejskie mających instynkta i nic ponadto, którzy tu jako i gdzieindziej się trafiali, i dziś nie są rzadkością w nowoczesnych państwach. Tych lud sam tępił i krótko się z nimi sprawiał. — Zbójnictwo na Podhalu miało swe właściwości, zależne od położenia ukrainnego tej ziemi jakoteż od natury tego ludu. Rodziło się częstokroć ze zbytku sił, z młodzieńczej nieraz brawury. „Młodzież wybiegała za Tatry, podobnie jak Kozacy ze Siczy, bawiła się tym rodzajem rycerstwa, które w oczach ludu nie miało nic zdrożnego” (Kubala), zyskiwało nawet poklask ogólny, hyr, jeśli się przejawiło w jakim śmiałym czynie. A często też było buntem jednostkowym przeciw narzuconym prawom lub protestom pozostałych z rozbitych powstań band. Tak n. p. owe gromady, wyszłe z wójtami na czele czasu powstania Kostki, nie wróciły już do wsi swoich, obawiając się pomsty wracających z wyprawy beresteckiej panów; wsi te zaludniano później osadnikami niemieckimi i po rozbiciu powstania gromady owe dzieliły się dla łatwiejszego przemykania się przed pościgiem na coraz mniejsze bandy i, żyjąc prawem zbójnickiem, długo tłukły się po górach. — Po rozbiorze ziem polskich zbójnictwo było znów protestem natur swobodnych przeciwko obcemu jarzmu; odnawiało się z dezerterów z wojska, uciekinierów od poboru, którzy w niedostępnych pustaciach Tatr szukali schrony przed nienawistnym przymusem. — Przychodzi tu na pamięć sępie zaiste życie jednego z takich ostatnich, Tatara, zwanego także Myśliwcem, który 50 zim całych sam jeden jako ten palec w jaskiniach tatrzańskich przeżył; ognia nawet nie paląc, by go dym nie zdradził.
W połowie ubiegłego wieku gaśnie zbójnictwo na Podhalu. Energię, która je rodziła, kierują nowoczesne formy życia ku innym praktykom, często niestety znacznie mniej „honornym”.
Jeszcze jedna watra zbiorowego buntu wybłysła w drugiej połowie zeszłego stulecia na Podhalu: ruch chochołowski — którego rocznicę święciliśmy po raz pierwszy tej zimy.
Jak widzimy — cała przeszłość Podhala jest jednym ciągłym buntem o swobodę. Słyszymy też to wyraźnie w najprawdziwszym wyrazie duszy ludu — w pieśni. Ton góralskiej staroświeckiej śpiewki wyraża bunt. Więcej on mówi z przeszłości, niż cała książka spisana. Wystarczy posłuchać gęślików, wczuć się duszą w starodawną nutę — by wyrozumieć przeszłość.
A i w innych dziedzinach życia, które wyrażają kulturę umysłową i uczuciową rasy, spotykamy w przeszłości Podhala niezwykle wspaniałe cechy.
Pierwsi podróżnicy, którzy tu bawili, stwierdzają szczególną wykwintność towarzyską i bystrość umysłu tych górali, którzy, nietknięci jeszcze niwelacyjną „cywilizacją” żyli podług norm starego obyczaju i dawnej, nieruszonej, swoistej kultury. Zdumiewają się spotkaną u tych pół-lordów, pół-pasterzy „wytwornością obyczajową, lotnością inteligencji, zdolnością wnioskowania, świetnem formułowaniem myśli — całym splotem najcenniejszych przymiotów umysłu i obyczaju.” (Witkiewicz).
Genialność tej rasy przejawiła się też w formach pięknych, które dziś możemy oglądać: w sprzęcie i w budownictwie. Dawny sprzęt górala — stół, półka, łyżnik, czerpak, czy też inny, który sam sobie w chwilach wolnych strugał — jest dowodem rzadkiego poczucia piękna, wykwintnego smaku, dużej kultury estetycznej twórcy. A co do budownictwa na Podhalu — dawna chałupa góralska, wzór niejako, ma już ustaloną sławę. Logiczność jej drzewnych spojeń, proporcje, piękno konstrukcji, dozwoliły rozwinąć ją i wydźwignąć (czyn genialny Witkiewicza) do wspaniałej willi.
Nie byłby pełnym obraz kultury przeszłości, gdyby się pominęło najbardziej charakterystyczne: strój i gwarę. Strój odpowiedni swym celom, piękny, malowniczy — gwarę o właściwym, swoistym rytmie, pełną porównań, obrazową i — jak widzimy z tworzonych w tej gwarze arcydzieł sztuki — żywą, podatną do rozwinięć.
Jednem zdaniem: w przeszłości tej orlej, buntowniczej rasy widzimy bogate umysłowe i uczuciowe cechy, pełną, swoistą, odrębną kulturę, zdolną do samoistnego trwania i rozwoju.
Cóż powiedzieć o współczesności na Podhalu?.. Znaną ona nam aż nadto, i zapewne niewielu jest czujących synów Podhala, którymby się nie stała przykrą lub bolesną.
W zetknięciu z chorą kulturą miast, o pozorach wyższości, psuje się stara kultura Podhalan. Tworzą się w niej szczerby i szczeliny, któremi sączy się w dusze, nieumocnione oporem, niwel rozkładu. — Te cenne przymioty umysłu i obyczaju, które pierwsi zwiedzacze Tatr spotykali u dawnych Podhalan „życie współczesne przerabia na małoduszność, tchórzostwo, dwulicowość, prowadzące do smutnych zawodów przy wszelkich sprawach społecznych, których rozwiązanie zależne jest od charakteru jednostek. To, co było niegdyś ową podziwianą u górali przez Staszyca grzecznością, staje się tchórzliwem staraniem się, by nie wejść w kolizję z tym lub owym autorytetem. Dawna wytworna obyczajowość wyradza się w małoduszną hipokryzję. Obyczaje coraz bardziej grubieją i prostaczeją”. (Witkiewicz).
Psuje się stara kultura, psuje się dawny obyczaj, niszczeje szlachetna rasa. Wiele czynników na to się składa; w dużej mierze i szablon oświaty, urabiający dusze młodych góralczyków według schematu, a nie zdający sobie sprawy z odrębności rasy, jej cech szczególnych i zadań, jakie ma na zagonie ludzkości do spełnienia.
„Gdyby n. p. hodowca roślin — powiada Witkiewicz — zmuszał palmy, róże, fiołki i ananasy róść i rozwijać się w warunkach kultury, potrzebnej dla sybirskiej rzepy, zapewne wszyscy uznaliby go za warjata — niemniej hodowla ludzi odbywa się w ten właśnie sposób. Podczas kiedy w hodowli zwierząt domowych stosuje się najtroskliwiej obmyślany i ściśle do celów życia przystosowany sposób postępowania, z ciągłem uwzględnianiem właściwości i przeznaczenia danych osobników, w hodowli ludzi niema o takiej staranności mowy. — Nikt nie ściga się na perszeronach ani na koniach piwowarskich, jak nie zaprzęga do wozu pełnej krwi wyścigowca ani używa do kręcenia kieratu arabskich źrebców i wszyscy wiedzą, że byłby to nonsens, że byłoby to niszczeniem ras, niszczeniem ich szczególnych przymiotów, przez które są właśnie pożyteczne — ale z ludźmi takich ceremonij się nie robi”.
To też szablon niwelacyjny przenika warstwy dusz góralskich, rozpuszcza jak kwas mydlany ich właściwości rasowe i pozostawia wiotkie dusze, wyprane z cech oryginalnych. — Zrozumiałem jest, że na takim nijakim podłożu krzewi się bezcharakterność, największa nędza duszna współczesnego ludu na Podhalu. Spotyka się ją masowo we wszystkich dziedzinach tutejszego życia, tak w życiu rodzinnem, towarzyskiem, jak w handlowych działaniach, jak w polityce. — Zdarzyło się mi słyszeć, jak jeden z wybitniejszych chłopów, zajmujący się polityką, prawił: „Były — powiada — wybory na posła do parlamentu. My mieli swojego upatrzonego kandydata. Za nim my sie ogłosili i ta my se już postanowili zacięcie, jeze niech co chce padnie, niech nas na kostecki porąbią, posiekają, to go nie opuścimy do końca. Staneni my jak mur! No i dobrze. Przeszło jedno głosowanie, drugie — widzimy, ze nie wytrzymiemy — tak my sie... zwyrtli. Idziemy do przeciwnego kandydata: Zróbmy — mówimy — unią...”
Takich Unionistów, Zwyrtaców jest na Podhalu niemało.
A tak zwane „wyższe sfery”, z któremi się lud styka? Te nie dają mu nic dobrego, bo poprostu nie mają co dać. Co najwyżej rozwój pewnych pojęć. Ale wiemy, że przyrost pojęć nic nie przynosi dla duszy, jeżeli nie idzie w parze z kulturą wyższych uczuć, na których wzrasta charakter. Przynosi tylko ułatwienie łapczywości, wkłada niejako lepszą broń do ręki przy współzawodnictwie łakomych instynktów.
Taka to oto ta nasza kultura. Zbarbaryzowanie współczesne zalewa wszystkie dziedziny życia, nie omijając i sztuki. Szablon wszechwładny krzewi się i w budownictwie, w tem oku złotem kultury podhalskiej. Złe naśladownictwo, bez żadnej logiki w formach, w konstrukcji rozszerza się i znajduje uznanie powszechne: jako niby „styl zakopiański”.
Sumując choćby tylko te zauważenia: widzimy z trwogą we współczesnem życiu na Podhalu zatratę cech oryginalnych, właściwości rasowych, tak w życiu jak i w sztuce. Jeżeli tak dalej pójdzie, to czeka rasę podhalańską zupełne zniwelowanie. Po jakimś czasie stać się może, że będzie w dolinie tej masa ludności, ot, szarej — nie będzie już Podhalan.
Jakież wskazania na przyszłość nasuwają się myśli strwożonej, by nie dopuścić upadku Podhala, lecz owszem z mielizny je współczesnej wydźwignąć i ku sławie, należnej dzięki zaletom rasy, doprowadzić?
Przedewszystkiem winien powstać odpór przeciw temu, co atakuje mateczniki kultury rodzimej. Więc odpór przeciw szablonowi we wszystkich dziedzinach życia, walka z niwelacyjną cywilizacją miejską, narzutową — w nas i nazewnątrz.
Dalej, winien być wywarty nacisk sielny na przywrót obyczaju dawnego — w wyższej formie, zastosowanej do wyższych współczesnych wymagań — tak, by ta kultura obyczaju, nie odgradzając chłopa od inteligenta, stała się wspólną wszystkim Podhalanom.
Powinna być podjętą niejednakowa praca nad przywróceniem i rozwojem zaniedbanych lub usuniętych przez szablon współczesny starych form sztuki rodzimej. — Tu na Podhalu, zwłaszcza w Zakopanem, gdzie jest „Szkoła przemysłu drzewnego”, gdzie jest sporo wyjątkowo uzdolnionych stolarzy, niema ni jednej dla wyrobu stylowych mebli na większą skalę zamierzonej Spółki stolarskiej. Czyż to nie wstyd dla Podhala, że ukończeni uczniowie wymienionej szkoły, nie mając pola do pracy w swym zawodzie, imają się fiakierstwa lub, jak się w kilku wypadkach zdarzyło, poddzierżawiania karczem?
Dalej powinny być podjęte nieprzerwane, uparte starania, by Podhale zabudowywało się z jakąś myślą przecie, podług niefałszowanych wzorów rodzimego stylu, by i w tem licu miało swój charakter, swój rdzennie własny a nie szablonowy albo, jak się przytrafia, zgoła już ohydny wyraz. Zwłaszcza instytucye samorządowe na Podhalu, zamierzające budowle, winny tu dawać przykład.
Powinno też być przedsięwzięte, pilniej niż dotąd, kultywowanie języka i przekazanych nam w pamięci ludu pieśni, melodyj. Tylko na stopniu bardzo niskiej kultury muzykę świecką uważa się jako coś niepoważnego, służącego do zabicia czasu, do okrasy festynów lub tańca. By ją uprawiać i rozwijać jako sztukę piękną — przez myśl nie przejdzie, nie to chłopom, ale i mało-miejskiej inteligencji, a przecież muzyka najwierniej może wyraża charakter rasy, w której się zrodziła, jest niejako wyspowiedzią duszy plemiennej — i dla rozwoju uczuć ma wielkie znaczenie.
Wreszcie powinno się skupić wszelkie odpowiednie siły dla wydobycia tej krainy z nędz materjalnych i podniesienia jej do warunków współczesnego życia. Tu współczesność nie byłaby psuciem, ba pomocą orjentacyjną. A na tem polu Podhale daleko jest w tyle za innym. Uprawia swój jałowy zagon wśród ludzkości siłą zwyczaju, jak straceniec, bez uwagi na to, co się dookoła dzieje. Nowoczesne warunki wymagają niezbędnie zmiany sposobów, tak uprawy roli, jak i wytwarzania przedmiotów handlu. Już się kopaczką skarbu nie dokopie. Spółki, zrzeszenia gospodarcze, wytwórcze i konsumowe, związane z czasem w jedną wielką kooperatywę, obejmującą całokształt życia rolnego i przemysłowego na Podhalu — oto zadania na najbliższą przyszłość. W tym celu walka z tak pieniącemi się, jak te chwasty w owsie na Podhalu, samojednictwem, łakomstwem, łapczywością, zazdrością, z wszelkimi instynktami niespołecznego egoizmu, jest jedną ze spraw piekących, choć najmniej zachęcającą.
Te powyżej wymienione wskazania na przyszłość są to konieczności pilne, jak opatrunki choremu, by gangrena zatraty nie rozeszła się po organizmie.
Lecz aby te zadania móc ze skutkiem przedsięwziąć, nasuwa się jako najkonieczniejsze: walka o charakter. Bez charakterów, na których można fundować, nic się nie zrobi.
Praca to Herkulesowa, trudniejsza niż zaśmiecona stajnia Augiasza. Nie tak to łatwo ludzi zmienić. Prawie niepodobieństwem się wydaje. A jednak trzeba.
Aby lud podhalański wyrwać z młyna szablonów współczesnych, mielącego dusze i wszelkie zamysły dobre na otręby — aby mu dać charakter, trzeba coś niezwyczajnego duszom tym ukazać, coś, co je wstrząsnąć musi — i jakby na nowe życie — ze spania obudzić.
Cóż to być może?
Zapewne — ani artystyczne usiłowania, ani moralne zabiegi, ani społeczne prace, ani inne podobnie wysokie zaczyny. Wszystko to są, jak my wyżej uzasadnili, konieczne zadania, i — jeśli Podhale niema zniweczeć doznaku — spełnić się je musi, ale — nie łudźmy się: — w duszach one przemiany nie sprawią. Ani oświata, jak ją pojmują ludzie dobrzy, ani gadanie o Polsce, której szlachecka tradycja jest daleką tutejszemu życiu.
Musi się stawić coś mocniejszego na oczy, co ten cud odrodzenia sprawić może.
Dlaczego wobec staroświeckiej nuty krew w Podhalaninie poczyna się burzyć?... Oto uderzył w strunę jego uczucia ton przeszłości.
Ten ton odrębny przeszłości wydobyć — rzucić go na ekran przyszłości jako hasło — oto, co sprawić może odrodzenie.
Czy rozumiecie mię, panowie?... Dumę przeszłości Podhala wydźwignąć z poniżenia i uczynić ja własną dumą.
Tradycja jest tą podwaliną, na której wstaje gmach przyszłości. Plemię bez tradycji żyć nie może, zamiera. Podhale jest w tem szczęśliwem położeniu, że o przyszłość swą może się pokusić.
Jeśli Podhale ma się wyrazić w historji przyszłej, to musi stać się odrębnem — jak było — podniesionem o cały ton czasu...