Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin/Do Czytelnika

<<< Dane tekstu >>>
Autor Maria Steczkowska
Tytuł Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin
Data wyd. 1872
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Do Czytelnika.

Nie ma nigdzie gór, jako nasze Hale,
Ani górali, jak nasi górale.

S. G.

Poznanie cudów przyrody, któremi Bóg tak hojnie polską ziemię uposażył, jest obowiązkiem każdego, co się na niéj urodził, o ile czas i okoliczności pozwolą; i trudno zaiste dobrze trzymać o tych, którzy zwiedzili Alpy, wstąpili na dymiący wierzchołek Wezuwiusza, unosili się nad pięknością brzegów wspaniałego Renu, podziwiali sławną grotę Fingala i t. p., a nie znają Tatrów[1] z ich Morskiém Okiem i doliną Kościeliską; nie znają czarujących Pienin, pieczar Ojcowskich, Pieskowéj skały i tylu innych zachwycających okolic naszych, których piękność przyrodzoną, podnosi jeszcze często urok wiążących się do nich wspomnień narodowych.
Dzięki Bogu z dniem każdym niemal znika u nas owo uprzedzenie, owo uwłaczające nam samym lekceważenie tego co ojczyste; a lubo są jeszcze tacy, co nie wierzą, aby rodzinna ich ziemia mogła mieć piękne góry, huczące wodospady, rozkoszne łąki, czarowne widoki, i tych wszystkich wdzięków przyrody pod obcém biegną szukać niebem, liczba jednak hołdujących tym przesądom codziennie się zmniejsza, cichnie głos zbytecznego uwielbienia dla stron obcych, a coraz głośniéj brzmią pochwały dawane powabom naszéj krainy. Uczone badania lekarzy naszych, poparte licznemi doświadczeniami, w wielu razach przyznały mineralnym zdrojom naszym pierwszeństwo nad sławnemi zagranicznemi. Zmniejszają się téż corocznie owe liczne emigracyje do obcych kąpieli, a natomiast skuteczne źródła i urocze okolice Szczawnicy, Krynicy, Żegiestowa, coraz liczniejszych ściągają gości, którzy i jednym i drugim przyznawają odmawiane dotąd zalety.
Tatry, ów gród olbrzymi, na granicy ziemi naszéj wszechmocną Przedwiecznego wzniesiony ręką, Tatry, owe wspaniałe, piękne góry nasze, przed niedawnemi jeszcze czasy znane tylko geologom i botanikom zwiedzającym je w celach naukowych, co rok więcéj wabią miłośników przyrody dzikiéj, olbrzymiéj, groźnéj, ale obok tego pełnéj uroku i zachwycających, im tylko właściwych piękności. Kto raz wstąpi w tajemniczą Tatrów głębią, kto raz odetchnie lekkiém, ich powietrzem, kto zapozna się z tym poczciwym ludem, pod ich opieką i w ich cieniu wzrosłym, ten niezawodnie zostawi tam połowę serca; bo te wspaniałe szczyty, te czarujące doliny, rozkoszne polany, bystre potoki jakiś niepojęty wpływ wywierają na całą istotę człowieka, wabią i przywięzują do siebie tak silnie, że tęsknimy za niemi jakby za drogą sercu osobą.
Nikt podobno nie odgadł dotąd, w czém spoczywa owa czarodziejska gór władza; jestto zapewne jedna z tajemnic natury, któréj jednak zaprzeczyć nie można, bo doświadczenie sprzeciwia się wszelkim rozumowaniom. Nie znam nikogo, ktoby choć raz zwiedził góry, a nie uległ temu niepojętemu ich wpływowi, ktoby nie tęsknił za niemi, nie pragnął ujrzeć je raz jeszcze. Doznałam i ja tego wpływu, i mnie opanował ów nieprzeparty pociąg, jakim one wabią nas ku sobie.
Jużto od dzieciństwa góry miały dla mnie niepojęty jakiś urok. Gdy inni w złotych snach swoich widzą się to na pięknéj włoskiéj ziemi, wdzięczącéj się wiecznéj wiosny uśmiechem, to w świetnéj niegdyś stolicy płochéj mody, szalonych zabaw i zbytku, to w przepysznych parkach dumnych lordów angielskich, ja marzyłam o Tatrach; ich widoki, ich cuda w czarownych barwach snuły się przed oczyma wyobraźni; do ich téż poznania ograniczały się wszystkie życzenia moje. A jednak i te skromne życzenia długo nie mogły być spełnionemi.
Jak już wspomniałam, od niedawnego dopiero czasu Tatry zaczęły być częściej zwiedzane; niedawno temu, jak znikło owo zaklęte koło, otaczające te góry, dotąd małéj tylko liczbie wybranych znane. I ja téż przed kilkunastu dopiero laty byłam tak szczęśliwą, że je zobaczyłam z blizka. Pobyt w Tatrach, dziewięć dni zaledwie trwający, i to przy nie bardzo sprzyjającéj pogodzie, przelotnie tylko, powierzchownie dał mi poznać te cudnie piękne góry. Jakby we śnie uroczym przesunęły się przed oczyma memi zachwycające widoki Morskiego Oka, Kościeliska, Zakopanego; a co tak rzadko się zdarza, tutaj rzeczywistość przewyższyła wszystkie moje oczekiwania, obok niéj zbladły najcudniejsze obrazy, jakie mi wyobraźnia żywemi malowała barwy. Ale takie powierzchowne zwiedzenie téj wspaniałéj świątyni, godnéj zaiste wszechmocnéj Stwórcy ręki, nie zaspokoiło mię bynajmniéj, owszem rozdrażniło tylko wyobraźnię, wzmogło ów tajemniczy do gór pociąg, i tak żywą za niemi obudziło tęsknotę, że sama myśl o Tatrach lub w kilkomilowéj odległości dostrzeżone na widnokręgu ich szczyty, jakimś rzewnym przejmowały mię smutkiem, bo nadzieja powtórnego ich zwiedzenia i dokładniejszego rozpatrzenia się pomiędzy niemi, jaką cieszyłam się przez całą następną zimę, słabła z dniem każdym i nareszcie znikła zupełnie. We dwa dopiero lata spełniły się życzenia moje; i więcéj niż spełniły! Ja, com pragnęła zwiedzić raz jeszcze Tatry, choćby znowu równie tylko powierzchownie jak pierwszym razem, u stóp ich wraz z rodzicami i siostrą cały przemieszkałam miesiąc, cały miesiąc miałam przed oczami ich zastęp wspaniały; zwiedziłam można powiedzieć wszystkie doliny i polany bliższe miejsca naszego zamieszkania, byłam na kilku znaczniejszych szczytach, oddychałam czystém i wonném gór powietrzem, zapoznałam się z poczciwymi góralami, przylgnęłam do nich całém sercem i od nich nawzajem najserdeczniejszéj doświadczałam przychylności.
Doznając w Tatrach tyle przyjemności, tyle wzniosłych i niezapomnianych wrażeń, pragnęłam aby jak najwięcéj rodaków moich poznało piękności swéj rodzinnéj ziemi, bo wtedy pewno nie tak skwapliwie biegliby pod obce nieba szukać wrażeń, które we własnym znaleść mogą kraju. Ta obojętność zwłaszcza kobiet na cudne gór naszych widoki, budziła we mnie mimowolne uczucie żalu, a zarazem nasuwała pytanie, jaka być może tego przyczyna? Było nią jeżeli się nie mylę, przesadzone wyobrażenie o trudach i niebezpieczeństwach nieodłącznych od każdéj wycieczki w nasze góry, do których nie przecisnął się jeszcze przemysł i cywilizacyja. Mężczyźni wracający z takiéj przejażdżki, czy to dla popisania się z własną odwagą, czy téż zbyt mało trzymając o naszych siłach i wytrwałości, zamiast zachęcać, straszyli nas przesadném opowiadaniem o zawrotnych przepaściach, skalistych turniach na które z niebezpieczeństwem życia piąć się trzeba; o zaspach śniegu, o ustawnych słotach, nawet o mrozach i tysiącznych niewygodach na jakie się tam zwiedzający naraża. A gdy nawet pomimo to wszystko, przyszła komuś chęć puszczenia się na los szczęścia w te niby niedostępne góry, nie łatwo było wywiedzieć się w jaki sposób najdogodniéj i najprzyjemniéj odbyć można podobną wycieczkę, bo każdy inną wskazywał drogę, każdy inaczéj doradzał, jak to nam samym się zdarzyło przy pierwszéj w Tatry podróży. Prócz dzieł opisujących Tatry pod naukowym względem i rzadkich artykułów rozrzuconych po czasopismach, a najczęściéj z fantazyi raczéj niż z natury kreślonych, z wyjątkiem poetycznych opisów Goszczyńskiego[2] nie było żadnego podręcznego dziełka, żadnego opisu któryby dał poznać piękności gór naszych, a zarazem wskazał najwłaściwszy sposób ich zwiedzenia.
Chęć przysłużenia się rodakom podała mi myśl uporządkowania wspomnień i zapisków, kreślonych jedynie dla własnéj przyjemności, co dało początek „Obrazkom“ które w r. 1858 nieśmiało w świat puściłam, ufając że szczere moje chęci zjednają im pobłażanie, i niedostatki zasłonią.
Odtąd ledwo nie corocznie bawiąc parę miesięcy u podnóża Tatrów w Zakopaném, z niemałą widziałam radością, że te wspaniałe góry nasze, coraz więcéj są zwiedzane i że prawie każdy odjeżdża zachwycony ich pięknością, unosząc z sobą najmilsze wspomnienia i postanowienie powrotu na rok przyszły. Z uczuciem wewnętrznego zadowolenia widziałam nieraz książeczkę moję w ręku zwiedzających, co pomimowolnie nasuwało mi myśl, że to może ona zachęciła niejednego do téj wycieczki, może ona otwarła drogę w te urocze góry. Dobre nad spodziewanie przyjęcie jakie zyskała drobna moja praca, skłania mię do powtórnego wydania „Obrazków“ w zupełnym braku pierwszego.
Prawda że w przeciągu tych kilku lat, Tatry niejednokrotnie były opisywane, jużto w pismach czasowych, że tylko wspomnę prześliczny opis K. Łapczyńskiego[3]; jużto w osobnych dziełkach[4]. Ależ i moja książeczka przez ten czas nowemi zbogaciła się obrazkami, corocznie bowiem jak już wspomniałam odbywając wycieczki w Tatry, zwiedziłam kolejno całe to pasmo, od Koperszadów bialskich i dzikich dolin u stóp Kolbacha i Łomnicy, na wschodnim jego krańcu, aż do szczytów orawskich stanowiących ostatnie ogniwa Tatrów na zachodzie. Tak więc uzupełnione i pewną całość stanowiące „Obrazki“, poprawione przy tém i sprostowane w wielu szczegółach, podaję lubownikom ojczystych piękności.
Jak w pierwszém, tak i w obecném wydaniu, „Obrazki“ nie są przewodnikiem w ścisłém słowa znaczeniu, lubo i pod tym względem starałam się podać niektóre wskazówki z własnego doświadczenia; głównie jednak miałam na celu zapoznanie rodaków z tą najpiękniejszą, a przynajmniéj najwięcéj malowniczą częścią naszéj ziemi, z temi wspaniałemi Tatrami, którym nawet obcy turyści, po zwiedzeniu wszystkich gór europejskich, przyznają prawdziwe ale całkiem odrębne, im tylko właściwe piękności. Chciałam téż zaznajomić czytelników z poczciwym ludem góralskim tak bardzo różniącym się od mieszkańców równin charakterem, obyczajami, oświatą, a przy niektórych wadach, mających zalety tak piękne, tak ujmujące, że jedna sobie najszczerszą życzliwość i przychylność każdego kto go pozna bliżéj.
W opisach moich pozwoliłam sobie zupełnéj swobody; opowiadam wycieczki tak jak je odbywałam, bo sądzę że te rozmaite drobne przygody wędrowców, nie będą bez zajęcia dla czytających, a tém lepiéj dadzą poznać przyjemności i niewygody jakich można doświadczyć w górach.
Dla tych którzy już zwiedzali Tatry, taki opis, budzący własne wspomnienia, będzie jak ów kwiateczek górski zasuszony w książce na pamiątkę i wywołujący z zapomnienia owe chwile prawdziwie swobodne, co jak sen uroczy rozjaśniły życie powszednie nieraz tak bezbarwne i ciężkie.
Może téż mój opis, choć niewprawném piórem kréślony, zachęci kogo, aby wprzód nim pojedzie podziwiać alpejskie lodowce, zboczył do naszéj polskiéj Szwajcaryi i w szałasie góralskim wychylił kubek żentycy z ręki gościnnego bacy pierwéj, nim w zagranicznym hotelu zabiegliwy Niemiec, z układnym a obłudnym uśmiechem, poda mu po polsku przepłaconą filiżankę kawy.
Jeżeli moje „Obrazki“ zajmą przejemnie jaką chwilkę przy wspólném czytaniu w kółku rodzinném, a Tatrom nowych wielbicieli zjednają, będzie to sowitą nagrodą téj drobnéj pracy, któréj jedyną zaletą sumienność i wierność.





  1. Idąc za słownikiem Lindego, używam w obecnéj książce Tatrów, zamiast bardzo twardego drugiego przypadku Tatr, dodając, że i górale miękczą tenże przypadek mówiąc Tater.
  2. Dziennik podróży do Tatrów. Petersburg 1853.
  3. Lato pod Pieninami i w Tatrach. Tyg. illustrowany. Rok 1862. Nr. 157—167.
  4. Przewodnik w wycieczkach na Babią Górę, do Tatr i Pienin przez X. E. Janotę. Kraków, 1860, tudzież Przewodnik illustrowany do Tatr, Pienin i Szczawnicy W. Eliasza, Poznań, 1870.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Maria Steczkowska.