Opowiadanie mazowieckiego lirnika/całość
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Opowiadanie mazowieckiego lirnika | |
Pochodzenie | Odbitka z „Braterstwa“ | |
Data wyd. | 1865 | |
Druk | Drukarnia „Ojczyzny“ | |
Miejsce wyd. | Bendlikon | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
|
Gdzie wy przyjaciele moi?... jednych mogiła przysypała, drugich Moskale i Niemcy do wiezień wtrącili, komuż tu śpiewać? komu się z nowonarodzoną pieśnią pochwalić? Świat mnie cudzy i ja jemu, a chociaż włos siwy ledwie gdzie niegdzie wyskakuje, chociaż drogi mojéj jeszcze nie przeszedłem, już się samotnym widzę i bez słuchaczów. Pokąd się było młodym, pokąd wiosnowe myśli napełniały głowę, można było nie baczyć na otoczenie, i martwy kamień wtedy miał serce dla człowieka, dziś mi już trudno do kamieni się obracać, dziśby mi waszéj dłoni potrzeba przyjaciele, waszego dobrego słowa, a tu umarłych nie wskrzesić, ba nawet do mogił kochanych dojść nie można, nad któremi ojczyste drzewa poszumiają, albo syberyjskie śniegi w wysokie zgarniają się kopce.
W takich myślach pogrążonego doszedł głos wasz bracie Mateuszu, chłopska rodzina otwiera mi wrota swoje, i do gościnnego zaprasza ogniska, więc mnie ochota ogarnęła całego.
Aleć zkądże wam to bracia gromadzcy taka miłość dla mnie, czyście mojego serca podsłuchali bicie, czy was skrzypka mazowiecka, czy dusza śpiewaka pociągnęła? co bądź nie ociągając się, zbieram kości i może z ostatniemi śpiewami do waszych ubogich chat zachodzę.
Niechże będzie pochwalony Jezus Chrystus, i ten naród nasz poczciwy.
O! bracia moi, nim się z pomiędzy młodych rzeźwiejszy i miłościwszy głos odezwie, ja kończę swoje, a jeśli da Bóg, zobaczę nowego ludu śpiewaka, lirenkę moją ojczystą pokłoniwszy się jako od Boga wybranemu, u nóg położę.
Śpiewacy ludu polskiego, liro kmieca, jeszcześ ty się nie rozbudziła jak potrzeba; ojczyzna będzie kiedy się ty rozbudzisz — kiedy kmieć polski wolności zażąda, i kiedy sam z własnego serca wysokie pieśni wysnuje.
Miły Boże, daj rychło je usłyszéć, choćby nie tylko lirenka moja zamarła, ale i oczy i usta moje na wieki się zamknęły.
W kalecie mojéj tułackiéj różne się znajdują różności, które nosząc ze sobą po cudzych zamorskich krajach, myślę jakby do waszych ognisk wyprawić, o przestarych królach powieści i o dzisiejszych braciach poległych, coście ich własne mi rękami po mogiłach grzebali; wszystkie bo radości i wszystkie biedy tak mi do serca przychodzą łzy wydobywać, jak one ptastwo co się przed chaty wasze zbiega w posuszę, żeby kapkę wody zachwycić; różne pieśni noszę dla was, jedne już ułożone, inne jeszcze pod sercem leżące ale już żywe, już jeno dzień przy pierwszéj radości na świat do lotu gotowe i jeśli Bóg da pożyć, toć się chyba lepiéj zapoznamy, nie dla was to ojcowie starzy ale dla waszych dzieci na długie noce, żeby sobie co przepowiadać mieli i bajki i śpiewki i nabożne i świeckie rzeczy, moc tego...
Wiem ci ja, że nie odrazu można wyrozumieć, czego jeden chce od drugiego, ale to pewno, że jak poczciwa dusza to ją zrozumie, jako dobre prosto za serce bierze, a złe musi się napracować, nakusić nim się go nieszczęsny człowiek chwyci, dla tego ja myślę: że mnie zrozumiecie moi bracia, jako ja o Bogu jeno, o naszéj matce ojczyznie i o dobrych ludziach rozpowiadam, a gdybyście mnie nie zrozumieli, to mi się stanie jak owemu pielgrzymowi, który wędrując do ziemi świętéj po górach, po pustyniach, jednéj nocy zimowéj przyciągnął już na takie miejsce, gdzie święte miasto Zbawiciela naszego o kilka kroków daléj widać było, uradował się przeto i zawołał: „tedy droga do ziemi świętéj,“ i znużony siadł sobie na kamieniu i zasnął, a że to był mróz trzaskający, tak tedy i skostniał i Bogu ducha oddał, a z nim razem zamarzły w powietrzu i jego słowa: „tędy droga do Jerozolimy.“
Otóż kiedy na drugi rok drudzy pielgrzymi przyszli, co téż drogi nie wiedzieli, i bardzo się kłopotali: którędy się do ziemi świętéj obrócić, dał tak Pan Bóg, że wiatr wiosenny powiał i że słowa one zamarzłe pierwszego pielgrzyma odtajały i poczęły wołać: „tędy droga do ziemi świętéj,“ co usłyszawszy pielgrzymi, pochwalili Boga, i poszli i zaszli prosto do grobu Zbawiciela i świętego miasta Jerozolimy.
Otóż jest ta przypowiastka na to: żeby okazać, iż chociażby dzisiaj nikt dobrego słowa zrozumiéć nie chciał, jak przyjdzie wiosna, to jest, kiedy serca będą rostajałe, jako one śniegi w maju, dobre słowo zrozumieją i pójdą prostą drogą, którą im on zmarzły pielgrzym pokazywał.
A teraz na zaczęcie opowiada się o chłopie ze Zwierzyńca Marcinie Borelowskim, a kto poczciwy niech słucha.
MARCIN BORELOWSKI
Lelewel.
Oj Zwierzyniec nasz, Zwierzyniec! Coś dzieciątko to karmiła, Hej! ty chłopie, chłopie małe, Nadwiślańska topol szumi, Dosyć nam już Polskę marzyć, I świat piękny, ten świat cały, Nie ma rady, miły Boże, Cztery lat się z kijem włóczył, Czysto źródła biją. By się dobrać chleba? Lecz on wyssał miłość matki, I kamienie z ziemi skoczą, Zadzwoniła mu w téj nucie, Nocą tylko szablę kowa, Szlachta z wrogiem wojowała, Borelowski poszedł w lasy Daléj bracia, żwawo, śmiało, Ktoś tam kiedyś piękniej spisze Kto powiedział: że lud kmieci Ci giną dla wiary. Jemu stoła nie zastawią, Oj mogiło, tyś mogiło! Nie powstrzymał w dziele, Z opuszczeném czołem, Kto ma wolę, niech opowie |
Marcin Lelewel Borelowski urodził się na Zwierzyńcu za Krakowem, z ojca mularza kmiecia, nazwisko Lelewel nadali mu towarzysze boju z powodu cześci jego dla wielkiego historyka polskiego Joachima Lelewela, którego popiersie ze sobą wszędzie nosił. Marcin Borelowski w r. 1846, za przenoszenie broni i ułatwienie odbioru takowéj powstańcom, wówczas 17-letni chłopiec, wyrokiem wojennego sądu pruskiego na 50 plag skazany, pierwszy raz ucierpiał za ojczyznę. Jako terminator blacharski odbywał podróż po Węgrzech, Czechach, Austrji i Niemczech, a wróciwszy z wędrówki trudnił się to blacharstwem, to znowu go widzimy jak teatr w Tarnowie urządza, to przy kolei żelaznéj posługuje, wreszcie wziął się do studniarstwa i studnie jego roboty znajdują się w Galicji, Rzeszowie, Przeworsku, Przemyślu i innych miastach.
W r. 1859 przeniósł się do Warszawy, gdzie został majstrem studniarskim; w owym czasie tworzyć się poczęła organizacja narodowa, któréj Borelowski był najczynniejszym członkiem. On to urządzał propagandę pomiędzy wieśniakami za pomocą czeladzi rzemieślniczéj, on rozsyłał książki i pisma tajemne; w Warszawie Borelowski znajdował się aż do 8 lutego 1863 r., w którym to dniu wysłany został jako naczelnik do formowania oddziału w Podlaskiém, stanąwszy na miejscu, zebrał około 400 ludzi i dnia 5 marca pod Lubartowem i Brzeźnicą w spotkaniu z moskiewskim pułkownikiem Ciszewskim, pobił go i zabrał dwa działa; pod Adamkami przypuścił Moskali na groblę i tu udało mu się odeprzeć nieprzyjaciela własną jego bronią, to jest z pomocą owych zabranych dwóch armat; daléj zajął Zwierzyniec, Chełm w Lubelskiem i Dubienkę nad granicą Wołynia, ścigany przez Rzewuskiego, spalił magazyny moskiewskie w Hrubieszowie 22 marca i odparł Moskali ścigających go pod Krasnobrodem.
Między Łukowem i Zamchem dnia 17 kwietnia 1863 roku, atakowany przez 600 piechoty i 200 koni, przyjął bitwę i potłukł Moskali na głowę; w dniu 24 kwietnia, w lasach Józefowskich, poniósł stratę kilkunastu zabitych, między którymi nieodżałowanéj pamięci zginął Mieczysław Romanowski, ku którego pamięci w kalecie mojéj znajdują się następujące wiersze:
Na Moskala z Lelewelem,
Chodzili i wieszcze,
Grób jednego świeżém zielem
Nie porosły jeszcze.
Leży śpiewak pod sosenką,
Jak dziecię w kolebce,
A lirenka mu pod ręką
Złote dumy szepce.
Śpiewak leży w ziemi świeżéj,
Marząc dni swobody,
Bo tak wierzył jak lud wierzy.
Romanowski młody.
Szumi puszcza okoliczna,
Szumi gaj paproci,
Na grób spada łza żywiczna
I ślicznie się złoci.
Z jednéj strony krążą kruki,
Gdzie krwi wsiąkły strugi,
A jaskółka swoje sztuki
Dokazuje z drugiéj.
Płakał po nim wódz poczciwy,
Gdy nieśli do grobu,
Zapłakały polskie niwy,
Dziś ich płaczą obu...
Po rozdzieleniu oddziału Lelewel połączył się z jenerałem Jeziorańskim, i w okolicach Janowa stoczył szczęśliwą bitwę pod Opolem dnia 1 czerwca, w któréj pobił i rozpędził dwie kompanje piechoty moskiewskiéj, za co mianowany został naczelnikiem siły zbrojnéj województwa podlaskiego.
Pod Biłgorajem z Ćwiekiem i Ejtminowiczem wspołu pobił Moskali nie straciwszy ani jednego ze swoich; 3 września, poniżéj Zwierzyńca, bił się z Moskalami od godz. 4—9 po południu i około 250 trupem położył, Moskale uciekali krzycząc: „municji, municji.“ Lelewel zaś pędził ich, bijąc, a broń porzuconą i armaty zabierając, i tak przeszedł kraj aż do Terespola, gdzie ostatnią szczęśliwą stoczywszy batalję, na drugi dzień 6 września nagle ze wszystkich stron przez wielkie siły moskiewskie otoczony, zginął jak dobry syn ojczyzny i prawy rycerz, ostatnie jego słowa były: „chłopcy, bijcie Moskala, a za moją duszę dajcie na mszę świętą.“ Pochowali go nasi na smętarzu Batorskim z wielkim płaczem, bo tak szczęśliwego i dobrego nie mieliśmy od czasów Kościuszki. (Żywot Marcina Borelowskiego Lelewela, przez Piotra Krakowianina. Kraków 1863 r.).
Będziesz latać za konikiem,
I gonić Tatara.
Za dawnych czasów, kiedy jeszcze Polacy bili się z Tatarami, zdarzyło się, że w sam dzień Bożego Ciała Tatarzy napadli na Kraków, kiedy cały lud za procesją chodził, i byliby okrutną rzeź uczynili, gdyby nie chłopek ze Zwierzyńca nazwiskiem Zbroja, który zebrawszy coś ludu naprędce, uderzył na pogańską czernię, a zwyciężywszy, onę niewinną ludność krakowską od śmierci uratował. Na pamiątkę tego zdarzenia, co rok na Boże Ciało w Krakowie, ze Zwierzyńca wypada przebrany za Tatara chłopek na koniku, i przebiegając ulice miasta, przypomina one sławne czasy pobicia nieprzyjaciół, chłopcy pędzają się za nim, aż pokąd ów przebrany Tatar sutego gościńca od panów krakowskich nie dostanie. Poczém Tatar na Zwierzyniec, a chłopcy się po domach rozchodzą.
Marcin stał z pogodném czołem,
Pod królem Zygmuntem.
Naprzeciw zamku w Warszawie, stoi wielki słup na którym znajduje się figura króla Zygmunta III, co bił Moskali i nienawidził ich wiary, za co mu syn jego Władysław IV taki słup na pamiątkę wystawił; o tym królu Zygmuncie gadają mieszczanie warszawscy, że kiedy ma być wojna, to swój dobyty pałasz opuszcza ku ziemi, a jak na pokój to podnosi.
Jeszcze Polska nie zginęła,
Na trąbce pocztarskiéj.
Kiedy nasi przyszli w kwietniu 1861 r. przed zamek, wołając na moskiewskiego księcia: żeby sobie Moskale poszli precz i niemordowali niewinnego ludu, i kiedy Moskwa już stała gotowa do rzezi, naraz pocztyljon wracający na pocztę widząc wielką moc ludu, zagrał: „Jeszcze Polska nie zginęła,“ na trąbce pocztarskiéj, głos ten przypomniał ludziom dawną swobodę i dawne szczęście, i już wtedy pomyśleli sobie, nie ma tu rady, tylko trzeba bić Moskala i powstali i byliby zwyciężyli, ale u nas to tak zawsze, jeden do Moskala i do Sasa, a drugi do lasa, i takeśmy upadli, ale nadzieja w Bogu że nie na długo.