Ossowa Felińskiego

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Ossowa Felińskiego
Pochodzenie Nowele, Obrazki i Fantazye
Wydawca S. Lewenthal
Data wyd. 1908
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Ossowa Felińskiego.


Przebywszy długie i szerokie lasy, trochę piasku, trochę biota, napatrzywszy się sosen, któremi się tak brzydzę jak czerotem i piaskiem, zbliżałem się wreszcie do Ossowéj. Po drodze mijałem Stepanhorod, osadę wśród najdzikszego Polesia leżącą, prawdziwie nie piękną, lub tak przynajmniéj dziwnie piękną, że jéj wdzięku dopatrzyć się trudno, cały bowiem ten obraz składa się tylko z głównych pierwiastków piasku, błota i sosen. Z tego materyału żaden jeniusz w świecie, nic prócz pustyni nie utworzy. Ożyw ją, czém chcesz, budowami, ludźmi, zwierzęty, będzie to zawsze smutna tylko pustynia. Ale daj mi brzozy, dęby, doliny, wzgórza, staw lub rzeczułkę czystą; choćby tam ludzi, choćby tam muchy nie było, już to pustynia nie będzie. Na nieszczęście w głuchém Polesiu rzadko ujrzéć innego składu obraz, wszędzie piasek, błoto i sosny zajmują na przemian przestrzenie i szpecą.
Często dzień cały, podróżny nie ma gdzie okiem spocząć na czém weselszém. To czyni podróż niektóremi stronami Polesia bardzo nudną. Spojrzysz w dół, pod twemi nogami obsuwa się piasek żółty, nagi, nie pokryty żadną roślinką, posypany tylko zwierzchu żółtemi igłami i szyszkami sosen. Przed tobą wyciągają się długie groble i tak zwane nakoty, a po obu ich stronach kępiaste puste błoto, na którém stożyska lub stogi pojedyńczo stoją i trawa gruba, szorstka kołysze się powoli od wiatru. Gdzieniegdzie przez rów pluszcze się wąż lub piskorz, a nad nim ulatuje sroka, wrona, krzykliwy bekas lub żałobliwie piszcząca czajka. Sosny, które otaczają błoto, nie są to owe piękne drzewa proste, bez gałęzi od spodu, z wierzchu uwieńczone koroną gęsto splecionych gałęzi; lecz krzywe, chore, mdłe; najczęściéj podsmalone pożarem od spodu, pół-czarne, pół-bladozielone, wynędzniałe jak ludzie na złym karmie i w złéj doli. Zważcie tedy, czy te strony Polesia, w których pejzaż składa się z tych tylko jednostajnych pierwiastków, mogą być piękne? Lecz razem nie myślcie, żeby całe Polesie takiém było. Są w niém i bardzo piękne miejsca; pierwsza Ossowa, do któréj już jedziem, wcale jest niepodobna do poprzedzającego opisu okolic Stepanhoroda.
Dla profanów, którzy lubéj Ossowéj znać wewnątrz i kochać nie mogą, jak ja ją kocham dla jéj mieszkańców, muszę powiedziéć, aby wzbudzić zajęcie, że była dawniéj własnością Aloizego Felińskiego, autora Barbary. Stoi tu jeszcze jego domek i jest jego pokoik, w którym swoje arcydzieło urodził.
Ossowa położona jest piękniéj nad inne okolice poleskie; dwór stoi na wzgórku nad przepływającą w dolinie rzeczką Bereżanką, nad którą rozrzucone są stare olchy. Nalewo gaj z dębów, klonów i lip starych cudnie zasłania niemiły widok na sosnowe lasy. Naprawo wieś się długo rozciąga aż do młyna i stawu, wśród któréj stara cerkiewka ocieniona drzewami się wychyla. Wszystko to opiéra się na tle oddaloném lasów. W tyle domu widać także wśród trzebieży wieś Kidry, wzgórza, laski, pola, a wreszcie las, opasujący każdy widok poleski.
Któż nie słyszał o Felińskim, kto nie czytał jego patetycznéj Barbary, jego gładkich, bo niestety, gładkich tylko gładkiego Delila przekładów? Ale mało kto zna jego życie i jego Ossowę. Wybór Delila i Alfierego dość charakterystycznie pokazuje smak jego i teoryą literacką. Feliński nie był to jeniusz, ani nawet wielki poeta, ale w wysokim stopniu odgadł i wyuczył się mechanizmu języka, miał wielką wprawę we władaniu nim i wiele cierpliwości w odrabianiu i szlifowaniu swoich robót. Zbyt zimny na poetę, nawet w swojéj oryginalnéj Barbarze, jakże jest przejęty manierą Alfierego, jak mało dał jéj ruchu, a jak wiele słów!
W jego gabinecie, nad kominem jest jakby wydarty ze stereotypowéj edycyi Didota portret czyli biust uwieńczony, a raczéj tłusta karykatura Wirgiliusza. Pokój ten, w którym pracował, ma jedno okno, drzwi szklane na ogród, jest zimny, długi i smutny, trochę go tylko ożywia kominek.
Feliński dostał Ossowę w spadku, miał na niéj nadzieję wielkich spekulacyj. Położona w ogromnych lasach, naówczas jeszcze nie tkniętych, które większą część dwóchset kilkudziesiąt włók obszerności majątku tego zajmowały, — zdawała mu się nie bez przyczyny zdatną do zasilenia długiego handlu drzewnego, który w owym czasie właśnie się ożywiał. Jakoż zaniedbawszy zwyczajne gospodarstwo, wziął się Feliński szczerze do wyrabiania lasu, balów, klepki, potażu, najmował ludzi, kupował charcz, zaciągnął długi, a że wszystkiemu chciał sam podołać razem, i pisał Barbarę, ciął las, robił klepkę i tłómaczył Delila, nie bardzo dobrze poszły spekulacye. Dodajmy do tego, że zły obrót użytych do przedaży komisantów, złe lata, słowem fatum zrządziło, że kilkakrotne, kilkoletnie próby, nic mu prócz coraz rzeczywistszych strat nie przyniosły. Zrażony naówczas, porzuciwszy spekulatorstwo, przyjąć musiał posadę naukową w Liceum Krzemienieckiém, daleko dla niego korzystniejszą od wyrabiania lasu. Feliński miał syna, ale ten kąpiąc się w rzece utonął, miał dwóch braci i familia jego żyje jeszcze.
Dowiedziawszy się niektórych szczegółów jego życia, ze smutkiem myślałem o nim. Był on lubiony w sąsiedztwie, które bardzo umiało cenić jego talenta, litując się jak nad słabością, nad szczególną manią spekulacyi, któréj złe skutki przewidywali wszyscy. Nieszczęściem, jeden talent zawsze prawie daje człowiekowi mniemanie, że może być zdatnym do wszystkiego, gdy tymczasem nic prawdziwszego nad to, że podział talentów prowadzi za sobą podział pracy. Niezmiernie mało jest ludzi, których można uważać za zdatnych do wszystkiego; — a i ci, albo w czémś jedném są najznamienitsi, albo we wszystkiém, co czynią, znośnie tylko mierni. Nie pojmujem, jak Feliński spodziéwał się pogodzić skutecznie zatrudnienia spekulatora i poety; — te dwa stany umysłu tak sobie przeciwne jak dwa bieguny. Spekulacye zostawione są tym ludziom z nizkiém czołem, o świecących oczach, o chudéj twarzy i skrzywioném ciele, którzy do niczego więcéj za to nie są zdatni, prócz do robienia pieniędzy. Tacy ludzie są czasem potrzebni raz w kilkaset lat na podkrzepienie upadającéj fortuny lub wzniesienie jakiéj nieznanéj familii, mającéj zająć miejsce innéj znikłéj. Lecz poeta mógłżeby kiedy zniżyć się aż do spekulacyi, aż do drobnostkowych rachub zysku, którym poddać się tylko może głowa, rozum i oczy takie, dla których świat cały i niebo zakryte są holenderskim dukatem.
Spójrzcie na tych co się dorobili lub dorabiają majątku — któż oni są? pewnie nie poeci. W ich żyłach płynie krew zimna, skrzepła, gęsta, serce bije powoli, oczy się tylko i to czasem iskrzą. W ich przodkach naliczysz dawnych przerodzonych wychodźców Judei, szczątki krwi giermańskiéj, kroplę wędrowną z żył John Bulla, lub gałąź szczepu włoskiego skarlałego od lat kilkuset. Spekulator żyje w pieniądzu, jego oko widzi grosz pod ziemią, w wodzie, w drzewie, w niebie i na każdém miejscu, widzi go we krwi własnych dzieci, w uśmiechu własnéj żony; gdyby mógł go z siebie wyciągnąć dla siebie, samby wlazł w alembik. I takim to się udaje; przytomność umysłu zwróconego przez całe życie w jeden punkt, wprawa, szalbierstwo, instynkt, wszystko im pomaga. Ale człowiek prosty, poczciwy, człowiek poeta jeszcze! bardziéj niż kto inny nie wyjdzie na spekulacyach, chyba osobliwszym przypadkiem. Jeśli sobie przyswoi za prawą rękę spekulatora jakiego, spekulator go odrze, oszuka, ukłoni się i pójdzie. Biédny Feliński!
Jeśli w jego dziełach, niezbyt popularnych, nie ma on dość upowszechnionéj pamięci u świata, została przynajmniéj po nim językowi w puściźnie jota, którą on wskrzesił, za którą krzyczano na niego w niebogłosy, którą nareszcie przyjęto powszechnie. Zdaje mi się, że piérwszy Tygodnik Warszawski ośmielił się jéj użyć; — a z jakąż zgrozą patrzała Warszawa, sarkało Wilno, na ten ogon! Wydobyto zapylone biblie XVI wieku szukając tam joty, zapisano tyle papieru; zmarnowano tyle czasu, a nakoniec przyjęto. Czy nie lepiéj było zacząć od tego, na czém miano skończyć? Prawda, że wszystko na świecie, nim wejdzie w upowszechnienie, musi przychodzić krwawo jak ta jota, bo człek jest schylony pod panowaniem nałogu, pod ciężarem przesądu, pod brzemieniem uporu, a to wszystko czas tylko leczy.
Kilka listów Felińskiego, które mi się zdarzyło czytać, okazywać się zdają wielką żywość charakteru, pisane prędko, wprawnie, niedbale, płynęły jak myśl. Znać w nich człowieka, który się śpieszy i ceni swój czas. Wielkie litery, ręka wprawna, frazesa pospolite, ale żywe. Jest w nich wesołość i życie, — łatwo uwierzyć tym, którzy powiadają znając go, iż był żywy, wesół, poruszający łatwo towarzystwo, czuły i dość wielomówny.
W listach, których wyjątki dała nam panna Tańska, często o swojéj Ossowie wspomina, i o projektach, jakie miał na nią, wynurza się nawet z upodobaniem, jakie miał dla niéj[1].
W r. 1796 tak pisze o niéj: „Oprócz tego wypuszcza mi matka i nieintratną wioseczkę w Polesiu Ossowę, z któréj ja jednak bardzo kontent jestem. Będę w niéj gospodarował á la dziedzic, to jest mając wzgląd nadal i spodziéwam się znaléźć tam dość zatrudnienia przyjemnego i nieprzyjemnego, dosyć wygody i zupełną spokojność. Tak dzieląc mój czas na mieszkanie w Klepaczach, w Ossowie i w Wojutynie, na przejażdżki czasem do Lwowa, do Zasławia, nie rozumiem, żebym się nudził, a jeśli się to zdarzy, to będzie moja wina“.
Tegoż roku w grudniu tak swoję Ossowę opisywał: „Postawiłem tego lata domek tu w Ossowie, i mam już jeden pokoik skończony, w którym mieszkam. Domek nie tak wielki jak w Wojutynie, ale zdaje mi się, że wygodniejszy, może dlatego, że go sam stawiałem. Chcę na nim napisać, co Ariost napisał na swoim: Parva sed apta mihi, sed nulli obnoxia, sed non sordida; ale nie śmiem dodawać: parta meo sit tamen sera domus, bo mi matka na niego daje pieniędzy.
„Z Klepacz niewiele jeszcze uzbierałem, bo choć mam dosyć zboża, ale teraz nie płaci, a Ossowa wiész, że nie bardzo intratna. Pisząc ci tak wiele o téj Ossowie, która podobno ma odtąd zostać moją wsią rezydencyonalną, kiedy mam w niéj domek, ogródek i książki, muszę ci dać o niéj jakieżkolwiek wyobrażenie. Jest to wioseczka mająca tylko ośm dusz męskich[2], ma rzeczki, gaiki i wiele położeń romansowych, ale chleba dosyć mało, leży o dwie mile od Dąbrowicy, miasteczka położonego nad Horyniem“.
W r. 1800 już pokończył był ulepszenia w Ossowie i tak o niej pisał: „Wioseczkę dziedziczną Ossowę, na którą mam dymisyą od matki, oporządzam, jak mogę. Skończyłem domek, założyłem ogródek, poprzyrabiałem łanów; pobiłem rowy w miejscach mokrych, poprostowałem drogi i w przeszłym roku odgraniczyłem się i okopczyłem, skończywszy szczęśliwie sprawę w trybunale graniczną, przez lat kilkanaście od mego ojca popieraną. To jest wszystko dobrze“.
Prawda, że dobrze, bo Feliński na wioseczkę, która w r. 1796 miała ośm dusz męskich, dostał powierzchni ziemi dwieście kilkadziesiąt włók, w większéj części pod najpiękniejszym lasem towarnym. W roku 1805 otworzyły się projekta handlowe. „Téj jesieni — pisze — skończyłem dział z bracią (miał ich dwóch). Na mnie wypadła Ossowa. Mam tedy teraz dwa dziedzictwa o trzydzieści mil od siebie odległe i Ossowę i część Wołosowa (po żonie); wypada więc jedno przedać albo puścić dzierżawą. Tak wypadnie zapewne, że będziemy mieszkać w Ossowie, gdzie już przywykłem i trochę udoskonaliłem. Potém, że lepsza wioska odrębna i spokojna, niż część we wsi z sąsiadami. Będę téż miał fabryczkę balów i klepek, które tam popłacają. Może dla ich przedania pojadę do Gdańska i wstąpię do was“.
W r. 1809 w marcu przyjmował w Ossowie Feliński autora Ludgardy, Ks. Antonowicza i hrabię Tarnowskiego. Tak czas jego w pracy podwójnéj, korespondencyi i zajęciu ciągłém, upływał. W roku 1811 posłał Feliński Barbarę napisaną w Ossowie, w pokoiku swoim, przyjaciołom i wyprawił ją stąd na świat.
W r. 1814 puścił Ossowę Józefowi Stachowskiemu, późniejszemu jéj nabywcy, w posesyą, — lecz nie bez żalu, który w liście jego w grudniu z Ossowéj jeszcze pisanym wydaje się: — „Interesa, po śmierci stryja i brata mojéj żony na mnie spadłe, przymuszają mnie opuścić na czas jakiś Ossowę. Zadzierżawiłem ją na trzy lata, a sam z familią przenoszę się do drugiego małego dziedzictwa o dwie mile od Żytomierza. Żegnając to lube miejsce, ten ogród, który sam zaszczepiłem, ten dom, który zbudowałem i gdziem lat ośmnaście przyjemnie spędził, żegnając moich szczęśliwych sąsiadów, żegnam i ciebie“.
W r. 1817 już Ossowa była sprzedana: „Przedałem — pisze — Ossowę dla spłacenia posagu siostrom i dla uniknienia szkód nieuchronnych, jakich przez zadzierżawienie albo przez odległe gospodarstwo ciągle doznawałem“. Niestety! straty te winien był Feliński swoim nieszczęsnym widokom handlowym, które go w długi wpędziły. Otóż i cała historya Ossowéj Felińskiego.
Znajomi Felińskiego żyją tu jeszcze i mile go wspominają. Powiadają, że miał coś w sobie okazującego wyższość umysłową, jaka tylko ludziom niepospolitym jest dana. Swoje poezye niegodziwie czytał. Mówią, że gdy swoję Barbarę przed starą matką deklamował, téj ku końcowi tak się żal losu młodéj królowéj zrobiło, że zaczęła go najmocniéj prosić, aby inny, szczęśliwszy jéj dał koniec. „Wszak to od ciebie zależy — rzekła — zróbże ją szczęśliwą!“
Co za naiwny dowód czucia i przejęcia się stworzonym przez poetę światem! Feliński czytywał zwykle wieczorami swojéj staréj matce książki pospolicie francuskie, a że staruszka nie umiała tego języka, z największą cierpliwością czytając tłomaczył. To dowodzi, jak patryarchalnie był do niéj przywiązany.

1839.








  1. Rozrywki T. VI. r. 1826, N. XXXV, p. 283 i dalsze.
  2. Dziś ma ich półtorasta; co za różnica ludności!





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.