<<< Dane tekstu >>>
Autor Andrzej Strug
Tytuł Ostatni film Evy Evard
Pochodzenie trylogia Żółty krzyż
tom II
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1933
Druk Drukarnia Zakładów Wydawniczych M. Arct, Sp. Akc.
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XXII

Spokój, martwa cisza rozpostarły się nad szerokim pasem ziemi, gdzie przez cztery lata oba fronty, obie linje okopów wytrwały niewzruszenie, wrośnięte w swoje miejsca. Po obu stronach, jak okiem sięgnął od widnokręgu do widnokręgu, nie dopatrzeć zielonego drzewa, ani kępy trawy, ani żywego stworzenia, ani żywego człowieka. Całą krainę opanowała pustynia zupełna, już ostateczna, gdyż nic więcej nie zostało tu do zniszczenia.
Oddawiendawna pociski orały ziemię już po stokroć wysadzoną w powietrze i zamienioną w pył, przewróconą i zrytą na każdym kroku. Dziura przy dziurze, lej z lejem, stykając się krawędziami, okryły pas między pozycjami, całą przestrzeń na tyłach obu stanowisk aż po zasięg najcięższych bateryj. Przeorane pola zasiane były gęsto i hojnie żelazem, czerepami, drzazgami granatów, garnkami po szrapnelach, obręczami miedzi, były znawożone, zlane, przeżarte nawskroś przez zjadliwe trucizny. Nie zostało śladu po domach, fermach, osiedlach, kościołach, cmentarzach, znikły pola uprawne, łąki, lasy, zarośla, drogi, mosty, aby żaden z ludzi, którzy tu siedzieli z dziada pradziada, wróciwszy po wojnie w rodzinne strony, nie poznał krainy, kędy się był urodził i wychował, aby nie mógł odnaleźć miejsca, gdzie leżała jego własna ziemia, gdzie stał dom, który rzucił był przed laty, uchodząc od nieprzyjaciela.
Połamane, kręte pasma opuszczonych okopów szły jak okiem zajrzał, dochodząc niemal do siebie lub odbiegając daleko. Potężne umocnienia, całe twierdze, głęboko wbudowane w ziemię, niespożyte schrony-granatniki, blokhauzy, opancerzone gniazda, kryte przejścia-tunele, osłony ziemne, palisady z tarcz stalowych, wielokrotnie kunsztownie splątane zasieki z drutu kolczastego, chytre, zabójcze zasadzki i sidła, dalekie podkopy, miny i kontrminy — po obu stronach walczących równoważyły siłę natarcia i siłę obrony i w ciągu czterech lat trzymały wojnę w miejscu, przykutą do osłon, odgrodzoną od przestrzeni, zamurowaną w żelazo-betonie.
Huragany pocisków, hekatomby ofiar, zimny wyrachowany kunszt wojenny i płomienne bohaterstwo i z jednej, i z drugiej strony porównu rozbijały się o martwy, nieustępliwy opór materji, jednakowo wiernie służącej tym i tamtym. Zawodziły wyrachowania, doktryny taktyczne, sposoby i wszystkie krwawe próby, zużywała się w ludziach siła wytrwania, odporność, czekali jedni i czekali drudzy, aż przeciwnik zubożeje na ciele, na duchu, ugnie się, załamie się w przerzedzonych szeregach, aż mu zabraknie chleba i pocisków i wiary w zwycięstwo. Bezradni poddali się w niewolę losu i czasu, zgadując dzień i godzinę, z rozpaczą wyglądając dnia i godziny, kiedy wróg wyczerpie się do kresu sił i już nie podoła natarciu, a ogień i żelazo, które zawodziły zawsze, wreszcie nie zawiodą, wyważą gć w koń cu z niezdobytych twierdz, wyżeną go w szczere pole.
Czekano, mordując się nawzajem, przez cztery lata ciągnął się potworny błąd wojny, opłacony miljonem trupów, miljonami rannych, miljardami w złocie. Udręczeniem narodów, zdziczeniem dusz, na co w ludzkiem pojęciu niema już liczby ani miary....
...Od okopów do okopów, od pierwszej do drugiej linji, od drugiej do trzeciej i daleko, daleko na tyły ciągną się gęstą siecią splątane i mylne, głębokie, wąskie chodniki, rowy dobiegowe, podchody, approsze, zamaskowane galerje, podziemne drogi, któremi krążyło mrowie żołnierskie, od czterech lat z ludzi zamienione w krety, żyjące w ziemi i pod ziemią, w wiecznej trwodze przed wolną szeroką przestrzenią i przed pełnem światłem dnia. Po tysiąc razy zawalone, zrujnowane przez pociski, po tysiąc razy odkopane, stoją teraz pustką, hordy, szczurów snują się w nich tylko, spasione na trupach, porzuconych na przedpolu, gdzie który padł. Nastał spokój dla rozwleczonych szczątków i kości, potarganych przez ogień działowy, codzień grzebanych i codzień wyrzucanych z grobu przez wybuchy granatów, przez torpile powietrzne i miotacze min.
Cisza — wyczerpały się, minęły i poszły stąd dalej w świat burze, huragany ognia i żelaza, ustał ich huk, trzask, zmilkło ponure wycie pocisków... Cisza grobowa, milczenie pustyni posiadło zamordowaną ziemię, wojna wyszła z okopów, a za ludźmi w szerokie pole ruszyła znudzona śmierć.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Tadeusz Gałecki.