Otello (Shakespeare, tłum. Ulrich, 1895)/Akt czwarty
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Otello |
Rozdział | Akt czwarty |
Pochodzenie | Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira) w dwunastu tomach. Tom V |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1895 |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Leon Ulrich |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Jago. Czy w to uwierzysz?
Otello. Czy uwierzę, Jago?
Jago. Całować skrycie?
Otello. Występny całunek!
Jago. Albo przepędzić w łóżku z przyjacielem
Małą godzinkę bez żadnej złej myśli?
Otello. Przepędzić w łóżku bez żadnej złej myśli?
Jago, to przeciw piekłu hipokryzya!
Ci, co kochają cnotę, a tak robią
Piekło ich cnotę, oni kuszą niebo.
Jago. To grzech powszedni, jeśli nic nie robią.
Lecz jeśli żonie mej daruję chustkę —
Otello. I cóż więc?
Jago. Co więc? Chustka jej własnością,
A własność swoją, komu chce, dać może.
Otello. Toć jej własnością honor jest jej także,
Czy i nim może zarówno szafować?
Jago. Honor, to rzecz jest lotna, niewidzialna,
Często go mają ci, co go nie mają.
Lecz co do chustki —
Otello. Chciałbym jej zapomnieć.
Mówiłeś, Jago — słowa na mą pamięć
Jak kruk spadają na dom zarażony,
Wróżąc — mówiłeś, że miał chustkę moją.
Jago. Tak jest, i cóż stąd?
Otello. O, stąd bardzo wiele!
Jago. A cóż dopiero, gdybym ci powiedział:
Widziałem, jak cię skrzywdził, lub słyszałem,
Jak mówił o tem — są albowiem łotry,
Co gdy przez długie, przez namiętne prośby,
Albo przez chętny swej kochanki kaprys,
Po swojej woli myśli jej nagięły,
Natychmiast muszą wypaplać o wszystkiem.
Otello. Czy co powiedział?
Jago. Tak jest, lecz bądź pewny
Nie więcej jak jest gotowy odprzysiądz.
Otello. Cóż przecie mówił?
Jago. On mówił, że nieraz,
Że nieraz — nie wiem — że nieraz
Otello. Co? co? co?
Jago. Leżał —
Otello. Z nią leżał?
Jago. Leżał z nią lub na niej,
Możesz wybierać.
Otello. Leżał z nią! leżał na niej! Leżał z nią! oh, to okropnie! Chustka — wyznania — chustka. Niech wyzna i umrze, nie, niech wprzódy umrze a potem wyzna! Drżę na myśl samą! Natura nie zabłąkałaby się w ten szał namiętności bez tajemniczego przeczucia prawdy. Nie słowa mną tak wstrząsają — fe — nosy — uszy — usta. Byćże to może? Wyznaj! Chustka! O szatanie!
Jago. Działaj, wciąż działaj, moja ty trucizno!
Tak się to głupców łatwowiernych łapie;
Tak to niejedna pani skromna, czysta,
Niepokalana, potwarzom ulega.
Czy słyszysz, panie? Wodzu mój! Otello!
A, to ty Kassyo?
Kassyo. Co się krzyk ten znaczy?
Jago. Nasz wódz Otello wpadł nagle w konwulsye;
Wczora miał jeden, dziś drugi paroksyzm.
Kassyo. Nacieraj skronie.
Jago. O nie, nie rób tego.
Niemoc mieć musi swój bieg naturalny,
Albo inaczej usta mu się pienią,
A potem dzika napada go wściekłość.
Rusza się, widzisz? Oddal się na chwilę;
Wraca do zmysłów; jak tylko odejdzie,
Mam mówić z tobą o ważnym przedmiocie.
Jakże mój wodzu? Czyś głowy nie ranił?
Otello. Czy szydzisz ze mnie?
Jago. Uchowaj mnie Boże!
Chciałbym, byś los swój męskiem znosił sercem.
Otello. Człowiek z rogami jest potworną bestyą.
Jago. To w ludnem mieście potworów niemało,
Niemało bestyi cywilizowanych.
Otello. Czy wyznał?
Jago. Dobry panie, bądź człowiekiem,
Pomnij, że każdy, co ma żonę, jarzmo
Ciągnąć twe może. Są miliony ludzi,
Którzy swe noce w spólnem pędzą łożu,
Gotowi przysiądz, że ich jest wyłącznie.
Los twój jest lepszy. Bo żart to piekielny,
Arcyszyderstwo szatana, całować
Usta niewiernej w bezpiecznej komnacie,
I myśleć, że jest czystą. Niech wiem wszystko;
Wiedząc czem jestem, wiem czem ona będzie.
Otello. O, bez wątpienia! Jago, mędrzec z ciebie.
Jago. Odejdź na stronę a cierpliwie słuchaj.
Kiedyś tu leżał powalony żalem
I namiętnością duszy twej niegodną,
Wszedł Kassyo, ale odejść go skłoniłem,
Twą słabość zręcznym tłómacząc pozorem.
Przyrzekł mi jednak, że wróci za chwilę
Pomówić ze mną. Ukryj się, mój wodzu,
Patrz, jak szyderstwo i uśmiech pogardy
Po całej jego rozleje się twarzy,
Skoro go skłonię, by na nowo prawił,
Gdzie, jak, jak często, jak długo i kiedy
Z żoną twą miewał schadzki i mieć będzie.
Zważaj na gęsta, ale bądź cierpliwy,
Lub powiem, żeś jest ulepiony z gniewu,
Że nie masz w sobie jednej żyłki męża.
Otello. Czy słyszysz, Jago? Będę najchytrzejszy
W mej cierpliwości, lecz Jago, czy słyszysz?
Razem najkrwawszy.
Jago. Tego nie potępiam.
Jest czas na wszystko. Oddal się, mój wodzu.
Pociągnę Kassya w rozmowę o Biance,
Kobiecie, która za całunków sprzedaż
Chleb swój i odzież kupuje. Biedaczka
Szaleje za nim; takich jejmościanek
Zwykłym jest losem uwodzić tysiące,
A przez jednego być znów zwiedzionemi.
Ilekroć razy Kassyo o niej słyszy,
Z serca się śmieje. Lecz otóż nadchodzi.
Śmiech jego rozum Otella przewróci,
Bo jego zazdrość głupia wytłomaczy
Biednego Kassya uśmiechy i żarty
Zupełnie mylnie. Dobry poruczniku,
Jak się masz?
Kassyo. Gorzej, gdy mi tytuł dajesz,
Którego ujma właśnie mnie zabija.
Jago. Miej Desdemonę za sobą a wygrasz.
(ciszej). Ach, gdyby skutek od Bianki zależał,
Jakbyś już dawno do łaski powrócił!
Kassyo. O biedna dziewka!
Otello (na str.). Patrz, jak się już śmieje.
Jago. Tak zakochanej jeszcze nie widziałem.
Kassyo. Ach, nieboraczka! myślę, że mnie kocha.
Otello (na str.). Przeczy, a śmiechem zaciera przeczenie.
Jago. Czy słyszysz Kassyo? (Mówi z nim na stronie).
Otello. A teraz nalega,
By rzecz opisał. Dobrze, dalej, dalej!
Jago. Ona powiada, że się z nią ożenisz.
Czy to myśl, twoja Kassyo?
Kassyo. Ha, ha, ha, ha!
Otello (na str.). Ha, tryumfujesz ze mnie, Rzymianinie!
Kassyo. Ja się z nią żenić? ja? żenić się z gamratką? Proszę cię, miej litość nad moim rozumem, nie myśl znowu, że do tego stopnia chory. Ha, ha, ha!
Otello (na str.). Tak, naturalnie; śmieje się, kto wygrał.
Jago. Na uczciwość, biegają wieści, że się z nią ożenisz.
Kassyo. Doprawdy?
Jago. Jestem łotrem, jeżeli zmyślam.
Otello (na str.). Już się rządzicie, jakby mnie nie było?
Kassyo. To plotki tej małpy. Zaślepiona miłością wmówiła w siebie, że ją wezmę za żonę, bo przyrzeczenia mojego nie ma, możesz mi wierzyć.
Otello (na str.). Jago znak daje; zaczyna się powieść.
Kassyo. Była tu przed chwilą; wszędzie włóczy się za mną. Rozmawiałem niedawno nad brzegami morza z kilku znajomymi Wenetczykami, aż tu wbiega mój gagatek i tak mi się rzuca na szyję —
Otello (na str.). Wołając: o drogi Kassyo! jakbym ją słyszał. Jego ruch to oznacza.
Kassyo. I wiesza mi się na szyi, na piersiach opiera głowę i płacze, i szczypie mnie i ciągnie; ha, ha, ha!
Otello (na str.). A teraz opowiada, jak go wciągnęła do mojej alkowy. O, widzę twój nos, lecz nie widzę psa, któremu go rzucę!
Kassyo. Nie zostaje mi, jak zerwać z nią stosunki.
Jago. W mojej obecności, bo patrz, otóż i ona.
Kassyo. Przez Boga, to tchórz mój, choć uperfumowany. Czemu włóczysz się ciągle za mną?
Bianka. Niech się dyabeł i mać jego włóczą za tobą! Co znaczy ta chustka, którą mi dałeś przed chwilą? Biorąc ją sławne zrobiłam głupstwo. Wzorek ci przehaftować? Co za prawdopodobieństwo, że znalazłeś tak
piękną robotę, a nie wiesz, kto ją tam zostawił. To zadatek jakiego wytłuczka; a ja mam wzorek kopiować? Daj ją, komu ci się podoba; skądbądź ją masz, nie myślę ani listka z niej haftować.
Kassyo. Co się to znaczy, słodka Bianko? Co ci się przyśniło?
Otello (na str.). Na nieba, to jest pewno chustka moja!
Bianka. Jeśli chcesz dziś wieczór wieczerzać ze mną, to dobrze; jeśli nie chcesz, przyjdź kiedy ci się spodoba.
Jago. Goń za nią! goń za nią!
Kassyo. Muszę; inaczej gotowa narobić breweryi na ulicy.
Jago. Czy pójdziesz dziś do niej na wieczerzę?
Kassyo. Taki przynajmniej mój zamiar.
Jago. To dobrze; być może, że zajrzę do was, bo mam z tobą do pogadania.
Kassyo. Proszę cię, przyjdź; czy przyjdziesz?
Jago. Rachuj na mnie i na tem koniec.
Otello. Jak go mam zamordować, Jago?
Jago. Czy widziałeś, jak się śmiał ze swojego łotrostwa?
Otello. O Jago!
Jago. A chustkę, czy widziałeś?
Otello. To była moja?
Jago. Twoja, na tę rękę ! Jawny dowód, jak wysoko ceni szaloną kobietę, twoją żonę. Ona mu dała swoją chustkę, a on ją dał swojej gamratce.
Otello. Chciałbym go całe dziewięć lat mordować!
Piękna kobieta! o, słodka kobieta!
Jago. Wodzu, trzeba ci o tem zapomnieć.
Otello. Niech zginie i przepadnie i pójdzie do piekła tej nocy, bo jej nie przeżyje! Nie, moje serce zmieniło się w kamień: uderzam w nie i czuję, że mi rani rękę. O, świat niema słodszego stworzenia! Godna zasiąść przy boku cesarza i rozkazy mu wydawać.
Jago. Nie, wodzu, nie twoja rzecz o tem myśleć.
Otello. Na gałąź z nią! Ja tylko mówię, jak jest; a jak ćwiczona w kobiecych robotach! a jaka śpiewaczka! ach! onaby z niedźwiedzia dzikość jego wyśpiewała. A myśli jej jak szczytne, jak bujne!
Jago. Tem występniejsza dla wszystkich tych przymiotów.
Otello. O tysiąc, tysiąc razy! A potem jak uprzejma!
Jago. To prawda, zbyt tylko uprzejma.
Otello. Bez wątpienia. A jednak, co za szkoda, Jago! och Jago, co za szkoda! Jago!
Jago. Jeśli się tak rozczulasz nad jej grzechem, to daj jej patent wolnego krzywdzenia cię, boć jeśli to ciebie nie obchodzi, to pewno nie obejdzie nikogo.
Otello. Posiekam ją na kawałki. Mnie rogi przyprawić!
Jago. Co za nikczemność z jej strony!
Otello. Z moim podwładnym!
Jago. Jeszcze nikczemniej.
Otello. Postaraj mi się o truciznę, Jago, tej nocy; nie będę się z nią rozprawiał, żeby jej postać i jej piękność nie zmieniły znowu mojego postanowienia. Tej nocy, Jago!
Jago. Po co trucizna? Uduś ją w jej łożu,
W tem samem łożu, które pokalała.
Otello. O dobrze, dobrze! Sprawiedliwość kary
Podoba mi się; dobrze, bardzo dobrze!
Jago. A co do Kassya, zostaw mi tę sprawę;
Usłyszysz o niej więcej przed północą.
Otello. Wybornie, Jago. Co znaczy ta trąbka?
Jago. Pewno z Wenecyi listy. Lodowiko
Przybył od doży; z nim jest żona twoja.
Lodowiko. Niech Bóg cię strzeże, godny generale!
Otello. Dziękuję.
Lodowiko. Doża, senat cię pozdrawia. (Oddaje mu listy).
Otello. Całuję wyraz wszechwładnej ich woli. (Czyta).
Desdem. Co za nowiny, dobry mój kuzynie?
Jago. Rad jestem, panie, że cię widzieć mogę;
Witaj nam w Cyprze!
Lodowiko. Dziękuję; a Kassyo
Jakże się miewa?
Jago. Kassyo? Żyje, panie.
Desdem. Wielki jest rozbrat między mężem moim
A między Kassyem; lecz ty to naprawisz.
Otello. Czyś tego pewna?
Desdem. Mężu?
Otello (czyta). „Nie zaniedbaj
Dokonać tego spiesznie, a gdy będziesz“ —
Lodowiko. On nic nie mówił, czytaniem zajęty.
Jest między nimi, jak mówisz, oziębłość?
Desdem. Najnieszczęśliwsza. Pragnę ich pogodzić
Z szczerej przyjaźni, którą mam dla Kassya.
Otello. Ogień i siarka!
Desdem. Mężu?
Otello. Maszli rozum?
Desdem. Czy on się gniewa?
Lodowiko. Może list to sprawił.
Senat podobno wracać mu nakazał,
A zarząd wyspy w ręce Kassya złożyć.
Desdem. Wierzaj, kuzynie, bardzo mnie to cieszy.
Otello. Czy tak?
Desdem. Mój mężu?
Otello. O, i ja się cieszę,
Widząc, że rozum tracisz i szalejesz.
Desdem. Cóż to jest, słodki Otello?
Otello. Dyablico! (Uderza ją).
Desdem. Nie zasłużyłam na to.
Lodowiko. Generale,
W Wenecyi niktby uwierzyć mi nie chciał,
Choćbym przysięgał, że sam to widziałem.
To nadto. Przeproś ją; czy widzisz? płacze.
Otello. O ty dyablico! Gdyby łzy niewieście
Mogły zapłodnić ziemię, owoc wydać,
Z każdejby kropli wylągł się krokodyl.
Precz z moich ocza!
Desdem. Nie chcę cię dłużej widokiem mym gniewać.
Lodowiko. Posłuszna żona. Błagam cię, mój wodzu,
Pozwól niech wróci.
Otello. Pani!
Desdem. Co, mój panie?
Otello. Czego chcesz od niej?
Lodowiko. Ja od niej, mój wodzu?
Otello. Ty, ty. Wszak chciałeś, ażeby wróciła.
O, ona może powracać, odchodzić,
I wracać znowu; może płakać, płakać,
I jest posłuszna, jak mówisz, posłuszna,
Bardzo posłuszna, no, proszę, płacz dalej!
Co do tej sprawy, dobrze grana boleść!
Mam wracać śpiesznie. Idź precz! a niebawem
Poślę po ciebie; do Wenecyi wrócę
Wedle rozkazu. Idź precz! (Wychodzi Desdemona).
Moje miejsce
Kassyo zastąpi. Spodziewam się, panie,
Że raczysz przyjąć dziś u mnie wieczerzę.
Witaj nam, panie, na cypryjskiej ziemi!
Kozły i małpy! (Wychodzi).
Lodowiko. Jestże to Murzyn, którego nasz senat
Nazywa mężem do wszystkich spraw zdolnym?
Jestże to dusza, której wstrząść nie mogła
Namiętność żadna? dusza, której hartu
Żaden strzał losu, żaden cios wypadków
Nie zdołał przeszyć i zadrasnąć nie mógł?
Jago. Zmienił się bardzo.
Lodowiko. Czy zmysły utracił?
Czy mu się w głowie mózg nagle przewrócił?
Jago. On tem jest, czem jest; nie moja rzecz sądzić,
A czemby mógł być, jeżeli tem nie jest,
Daj Bóg, by został!
Lodowiko. Jakto, bić swą żonę!
Jago. To źle, wyznaję. Ale z duszy pragnę,
By uderzenie złem największem było.
Lodowiko. Zwykłeż to jego jest postępowanie?
Lub czy te listy krew jego zburzyły,
I wywołały chwilowe szaleństwo ?
Jago. Niestety, panie, uczciwość mi broni
Mówić, com widział, czegom się dowiedział;
Sam go uważaj, własne jego czyny
Bez słów go moich dokładnie opiszą.
Nie trać go z oczu, patrz tylko, co robi.
Lodowiko. Żal mi, żem w sądzie o nim tak się zawiódł.
Otello. Więc utrzymujesz, żeś nic nie widziała?
Emilia. Ani słyszała, nie marzyła nawet.
Otello. Przecież z nią razem widywałaś Kassya?
Emilia. Ale nic złego wtedy nie widziałam;
Słyszałam każde wymówione słówko.
Otello. Jakto? Czy nigdy nie szeptali cicho?
Emilia. Nie, panie, nigdy.
Otello. Czy cię z rozkazami
Nie odsyłali?
Emilia. Nigdy.
Otello. To po wachlarz,
Po rękawiczki, maskę, po cokolwiek?
Emilia. Nie, panie, nigdy.
Otello. To rzecz niepojęta!
Emilia. Ja za jej cnotę, panie, daję w zakład
Mą duszę własną. Gdy inaczej sądzisz,
Odepchnij myśl tę, bo zwodzi twe serce.
Jeśli łotr jaki szepnął ci do ucha,
Niech go przekleństwem węża niebo skarze!
Bo jeśli ona nie jest czysta, wierna,
Niema szczęśliwych mężów na tej ziemi,
Najczystsza żona, jak potwarz jest czarna.
Otello. Powiedz, niech przyjdzie! (Wychodzi Emilia).
Nagadała dosyć;
Aleć ostatnia rajfurka to samo
Z równą wymową powiedziećby mogła;
A to jest zręczna i chytra gamratka,
Klucz i szkatuła wszetecznych tajemnic;
A jednak klęknąć, modlić się gotowa,
Toć ją widziałem modlącą się nieraz.
Desdem. Co chcesz, mój panie?
Otello. Zbliż się tu, kurczątko!
Desdem. Co mi rozkażesz?
Otello. Podnieś twoje oczy
I w twarz mi spojrzyj!
Desdem. Cóż to za myśl straszna?
Otello (do Emilii). A ty, wacpani, do twego rzemiosła;
Zostaw kochanków, drzwi zamknij na rygiel,
Chrząkaj lub kasłaj, jeśli się kto zbliży.
No, do rzemiosła twego, do rzemiosła!
Desdem. Na klęczkach błagam, co znaczy to wszystko?
Rozumiem wściekłość, w słowach twych zawartą,
Słów nie rozumiem.
Otello. Powiedz mi, kto jesteś?
Desdem. Jestem twą żoną, twoją wierną żoną.
Otello. Przysiąż więc na to i potęp się sama,
Bo dyabły, widząc twą anielską postać,
Lękałyby się chwycić cię. Więc przysiąż,
Żeś jest uczciwą; potęp się podwójnie!
Desdem. Niebo mi świadkiem —
Otello. Niebo ci jest świadkiem,
Żeś jest fałszywą, jak piekło!
Desdem. I komuż?
I z kim, mój mężu? Jak jestem fałszywą?
Otello. O, Desdemono! Precz, precz, precz!
Desdem. Niestety!
O dniu boleści! I dlaczegóż płaczesz?
Jamże łez twoich powodem, Otello?
Jeśli przypuszczasz, że wpływ mego ojca
Stał się przyczyną twego odwołania,
Nie skarż mnie o to; jeśliś ty utracił,
I jam też jego utraciła miłość.
Otello. Gdyby zesłało niebo na mnie próby
Ciężkich utrapień, na mą głowę nagą
Lunęło deszczem hańby i boleści,
W nędzy bezdenne popchnęło mnie morze,
Mnie, me nadzieje, w niewolę podało,
Jeszczebym znalazł w jakim duszy kątku
Pociechy kroplę; lecz zrobić mnie celem,
Który pogardy wytykają dłonie
Swoim leniwym a szyderczym palcem —
Ale to nawet, i tobym wycierpiał!
Lecz być wygnanym z świątyni, gdziem złożył
Serce me całe, której tak mi trzeba,
Że bez niej chwili jednej żyć nie mogę;
Źródło to stracić, bez którego strumień
Mego żywota albo do dna wyschnie,
Lub się w kałużę zmieni, gdzie plugawe
Płodzą się żaby — spojrzyj, cierpliwości,
Ty cherubinie z różanemi usty,
A na ten widok na twojem obliczu
Uśmiech na wściekłość zmieni się piekielną!
Desdem. Tuszę, mój mężu, że w cnotę mą wierzysz.
Otello. Tak, jak w much letnich, co ledwo wylęgłe,
A już się płodzą. — O ty jasny kwiecie,
Tak wdzięczny, piękny i tak słodkiej woni,
Że wszystkie zmysły mdleją odurzone,
Bodajeś nigdy był się nie urodził!
Desdem. Jakąż nieznaną popełniłam zbrodnię?
Otello. Na toż stworzony był ten piękny papier,
By napisano na nim: nierządnica!
Coś popełniła? Ty, ty wszetecznico!
Licabym moje na kuźnię przemienił,
A skromność moją na węgiel w niej spalił,
Gdybym chciał twoje czyny rozpowiadać.
Coś popełniła? Na czyny twe niebo,
Nos swój zatyka, księżyc oczy mruży;
Rozpustny wietrzyk, co wszystko całuje,
Chowa się z wstydu wśród ziemskich przepaści,
Słuchać ich nie chcąc! Ha, coś popełniła?
Ty nierządnico bezczelna!
Desdem. Otello,
Krzywdzisz mnie!
Otello. Toś więc nie jest nierządnicą?
Desdem. O nie, nie, mężu, jakem chrześcijanka!
Jeżeli ciała tego strzedz dla ciebie
Od wszelkich dotknięć nieprawych, występnych,
Być nierządnicą nie jest, to nie jestem.
Otello. Co? Więc nie jesteś?
Desdem. Nie, jak chcę zbawienia!
Otello. Byćże to może?
Desdem. O, przebacz nam, Panie!
Otello. Więc cię przepraszam. Ja cię dotąd brałem
Za tę wenecką, chytrą nierządnicę,
Co Otellowi swą oddała rękę.
Hej, mościapani, co pełniłaś urząd
Na opak z Piotra świętego urzędem,
Strzegąc bram piekła, ty! ty! o tak, ty!
Rzecz już skończona — weź to za fatygę —
Teraz drzwi zamknij, a zachowaj sekret (wychodzi).
Emilia. Niestety, pani, co to wszystko znaczy?
Pani, co tobie? o pani, co tobie?
Desdem. Napół uśpionam.
Emilia. Co się z panem dzieje?
Desdem. Z kim?
Emilia. Z moim panem.
Desdem. Kto jest panem twoim?
Emilia. Ten, słodka pani, co jest twoim mężem.
Desdem. Ja nie mam męża. Przestań do mnie mówić!
Nie mogę płakać, nie mam odpowiedzi,
Prócz tej, co może we łzach gorzkich płynąć.
Proszę cię, połóż ślubne prześcieradło
Dziś na mem łożu — nie zapomnij tylko! —
Zawołaj twego męża.
Emilia. Co za zmiana! (Wychodzi).
Desdem. Na los ten ciężki zasłużyłam przecie:
Czem jednak mogłam tej największej zbrodni
Choćby najmniejsze dać mu podejrzenie?
Jago. Co mi rozkażesz, pani? Co ci, pani?
Desdem. Nie wiem, o Jago. Ci, co uczą dzieci,
Łatwą je pracą i dobrocią uczą;
On środków równie łagodnych mógł użyć,
Bo jestem dzieckiem, kiedy mnie kto łaje.
Jago. Co się to znaczy?
Emilia. Niestety, pan mój tak ją znierządniczył,
Tak wzgardliwemi obrzucił ją słowy,
Ze znieść uczciwe nie może ich serce.
Desdem. Czy zasłużyłam, Jago, na to imię?
Jago. Na jakie imię?
Desdem. Na imię to, którem,
Jak ona mówi, nazwał mnie Otello?
Emilia. On nierządnicą ją nazwał; pijany
Żebrak tak swojej nie zwałby gamratki!
Jago. Skądże to wszystko?
Desdem. Nie wiem; to wiem tylko
Że tem nie jestem.
Jago. Pani, nie płacz! nie płacz!
O dniu boleści!
Emilia. Po toż pani moja
Tylu szlachetnych wyrzekła się związków,
Swojego ojca, przyjaciół, swej ziemi,
By ją nazwano w końcu nierządnicą?
Kto by nie płakał?
Desdem. To jest los mój gorzki!
Jago. A bodaj przepadł! Skądże mu to przyszło?
Desdem. To Bóg wie jeden.
Emilia. Niech mnie powieszą, jeśli tej potwarzy
Jaki przeklęty łotr nie ukartował,
Jaki zausznik, nikczemny pochlebca,
Jaki niewolnik liżący się, chytry,
Aby w nagrodę urząd jaki dostał.
Jago. To być nie może; niema takich ludzi.
Desdem. Jeśli są tacy, niech im Bóg przebaczy!
Emilia. Niechaj im stryczek przebaczy! niech piekło
Kości ich pożre! Czemuż nierządnicą
Ma ją nazywać? Z kimże ją kto widział?
I gdzie, i kiedy? Jakie podobieństwo?
Murzyna uwiódł jakiś łotr wierutny,
Jakiś nikczemny, jakiś podły łajdak.
Czemuż go, Boże, czemu nie odkryjesz,
W wszystkie uczciwe ręce nie dasz bicza,
Aby nagiego chłostały potwarcę
Po ziemi całej, od wschodu na zachód?
Jago. Mów tylko ciszej!
Emilia. Wieczna hańba na nich!
I tobie także podobny jegomość
Przewrócił głowę i rozum tak zmącił,
Żeś mnie z Murzynem w podejrzeniu trzymał.
Jago. Waryatka z ciebie — ale dosyć na tem!
Desdem. Niestety! Jago, jakże mego męża
Przebłagać zdołam? Idź, proszę, do niego,
Na to niebieskie światło ci przysięgam,
Czem rozgniewałam go, nie wiem; tu klękam,
Jeżelim kiedy wolą albo słowem,
Czynem lub myślą złamała mu wiarę;
Jeśli me oczy, uszy, zmysły moje,
Dla innych, chwilę o nim zapomniały;
Jeśli nie kocham, jeśli nie kochałam,
Jeśli go wiecznie nie będę kochała,
Choćby rozwodem żebraczką mnie zrobił,
Niech bez pociechy umrę! Gniew jest silny;
Gniew jego może pozbawić mnie życia,
Lecz mej miłości skazić nie potrafi.
Ha, nierządnica! Nie mogę bez zgrozy
Wymówić słowa, a popełnić czynu,
Którym na imiębym to zasłużyła,
Skarby całego świata mnie nie skłonią!
Jago. Ukój się, pani! Gniew jego przeminie.
Pewno sprawami państwa rozdrażniony
Mści się na tobie.
Desdem. Bodajby tak było!
Jago. Tak jest, zaręczam. (Słychać trąby)
To znak wieczerzy. Weneccy posłowie
Czekają na was w pałacowej sali.
Idź, pani, nie płacz; wszystko będzie dobrze.
Jak się masz, Roderigo?
Roderigo. Coś mi się wszystko zdaje, że nie postępujesz ze mną uczciwie.
Jago. A to dlaczego?
Roderigo. Jago, co dzień zbywasz mnie jakim nowym wykrętem, a jak teraz spostrzegam, usuwasz raczej ode mnie wszelkie sposobności, zamiast pokrzepiać moich nadziei choćby najmniejszym postępem. Nie zniosę tego dłużej, jak nie myślę schować do kieszeni w milczeniu, co już przez moją głupotę wycierpiałem.
Jago. Czy chcesz mnie słuchać, Roderigo?
Roderigo. Słuchałem cię już zbyt długo, bo słowa twoje nie idą w parze z czynami.
Jago. Najniesłuszniej mnie oskarżasz.
Roderigo. Prawdę tylko mówię. Zmarnotrawiłem cały mój majątek. Za połowę klejnotów, które ci dałem, aby je wręczyć Desdemonie, uwiódłbym zakonnicę. Powiedziałeś mi, że je przyjęła, a w zapłatę dała mi oczekiwania i nadzieje śpiesznych względów i zażyłości, lecz dotąd czekałem na nie daremno.
Jago. Dobrze, dalej, bardzo dobrze!
Roderigo. Bardzo dobrze, dalej! nie mogę już dalej, a niema w tem nic dobrego. Myślę, że mnie traktujesz nieuczciwie, i zaczynam spostrzegać, że mnie wystrychnąłeś na dudka.
Jago. Bardzo dobrze!
Roderigo. A ja ci powiadam, że nie bardzo dobrze! Dam się poznać Desdemonie, a byle mi chciała zwrócić klejnoty, wyrzeknę się zalotów, oświadczę żal za moje występne nalegania; w przeciwnym razie możesz być przekonany, że będę na tobie strat moich poszukiwał.
Jago. Czy skończyłeś?
Roderigo. Tak jest, skończyłem, a przysięgam, że nie powiedziałem słowa, któregobym nie miał na myśli wykonać.
Jago. No, teraz dopiero spostrzegam, że masz ducha; odtąd też lepsze niż kiedykolwiek buduję na tobie nadzieje. Daj mi rękę, Roderigo. Powziąłeś ku mnie najsprawiedliwszą urazę, choć przysięgam, że szczerze pracowałem w twoim interesie.
Roderigo. Nie pokazało się to wcale.
Jago. Wyznaję, że się to nie pokazało; twój zarzut nie jest bez dowcipu i sensu. Lecz, Roderigo, jeżeli prawdziwie masz w sobie to, co teraz mam więcej niż kiedykolwiek przyczyn wierzyć, że masz, to jest postanowienie, odwagę i męstwo, dowiedź tego tej nocy, a jeżeli następującej zaraz nocy nie będziesz miał Desdemony, spiskuj na moje życie, sprzątnij mnie podstępnie.
Roderigo. Zobaczmy, o co idzie. Czy to w granicach rozsądku i możebności?
Jago. Słuchaj: przyszedł szczególny rozkaz z Wenecyi, mianujący Kassya następcą Otella.
Roderigo. Czy być może! Więc Otello i Desdemona wracają do Wenecyi?
Jago. O nie! Otello płynie do Maurytanii i zabiera z sobą piękną Desdemonę, chyba że jaki niespodziewany wypadek jego tu pobyt przedłuży, a najpewniejszym takiego rodzaju wypadkiem byłoby sprzątnienie Kassya.
Roderigo. Co rozumiesz przez sprzątnienie Kassya?
Jago. Rozumiem zrobienie go niezdolnym do zajęcia posady Otella: rozpłatanie mu czaszki.
Roderigo. I chciałbyś, żebym ja to zrobił?
Jago. Tak jest, jeśli chcesz oddać sobie usługę i sprawiedliwość. Kassyo wieczerza tej nocy z pewną jejmościanką, u której mam się z nim spotkać. Nic on jeszcze nie wie o swojej świetnej fortunie; jeżeli zechcesz czatować na niego przy wyjściu, które tak urządzę, że wypadnie między dwunastą a pierwszą, możesz go napaść w najlepszą porę; ja też będę w blizkości, żeby ci dopomódz w potrzebie; toć przecie we dwóch przyjdziem z nim do ładu. Chodź ze mną, a nie wytrzeszczaj tak oczu; chodź tylko za mną, a ja ci tak wykażę potrzebę jego śmierci, że zadać mu ją będziesz uważał za obowiązek. Już czas wieczerzy; noc przemija; do dzieła!
Roderigo. Chcę wprzódy coś więcej słyszeć o twoich przyczynach.
Jago. Będziesz je miał. (Wychodzą).
Lodowiko. Tylko się dalej nie fatyguj, proszę.
Otello. O nie, przechadzka potrzebna mi teraz.
Lodowiko. Dobranoc, pani; dzięki za uprzejmość!
Desdem. Jesteś nam, panie, miłym zawsze gościem.
Otello. A teraz, panie, idźmy! — Desdemono —
Desdem. Mój mężu?
Otello. Idź natychmiast spać się położyć; za chwilę wrócę.
Odeślij twoją towarzyszkę; zrób, jak ci mówię.
Desdem. Zrobię, jak rozkazujesz.
Emilia. A jak on teraz? Zda się spokojniejszy.
Desdem. Słyszałaś, mówił, że za chwilę wróci;
Polecił, żebym natychmiast spać poszła,
Żebym bez zwłoki ciebie odesłała.
Emilia. Mnie odesłała?
Desdem. Taka jego wola.
Dlatego daj mi, proszę, nocny ubiór,
I bądź mi zdrowa; nie chcę go rozgniewać.
Emilia. Bodaj go nigdy oczy twe nie znały!
Desdem. Tego nie powiem, bo ja go tak kocham,
Że nawet jego groźby, gniewy, fuki —
Odejm tę śpilkę — urok dla mnie mają.
Emilia. Wedle rozkazu w ślubne prześcieradła
Łoże oblekłam.
Desdem. Wszystko mi to jedno.
O Boże, co za dziwne myśli nasze!
Jeśli przed tobą umrę, moje ciało
W jedno z tych owiń, proszę, prześcieradeł.
Emilia. Ach, nie myśl o tem! Co za myśl dziwaczna!
Desdem. Matki mej panna, nazwiskiem Barbara,
Miała kochanka, który ją opuścił,
Umiała ona piosenkę o wierzbie.
Pieśń była stara, ale malowała
Dobrze, jej losy; nucąc ją umarła.
Ta pieśń mi teraz ciągle w myśli stoi,
I coś mnie nagli, bym zwiesiła głowę
I tak śpiewała, jak biedna Barbara.
Śpiesz się.
Emilia. Czy nocny mam znieść pani ubiór?
Desdem. Rozbierz mnie tylko. Jakże ci się zdaje?
Ten Lodowiko miły bardzo człowiek.
Emilia. Przy tem urodny.
Desdem. A jak pięknie mówi!
Emilia. Znam w Wenecyi jedną panią, któraby poszła boso do Palestyny za jedno dotknięcie jego dolnej wargi.
Desdem. (śpiewa).
I.
Szumią nad dziewczyną gałązki wierzbowe,
O wierzbo zielona!
Dłoń sparła na sercu, na kolanach głowę,
O wierzbo zielona!
Świeża srebrna struga jej wtórzy westchnienie,
O wierzbo zielona!
Słone łzy jej oczu zmiękczyły kamienie.
Włóż to do szufladki.
O wierzbo zielona!
Śpiesz się tylko, bo wkrótce powróci.
O wierzbo zielona, ty będziesz mi wiankiem.
II.
Niech nikt go nie gani, on słusznie mną gardzi —
Nie, nie ten wiersz teraz. — Cicho! Kto stuka?
Emilia. To wiatr.
Desdem. (śpiewa).
Jam rzekła, niewierny! on na to, coż z tego.
O wierzbo zielona!
Gdy inną ja kocham, ty kochaj innego.
A więc dobranoc! Swędzą mnie powieki;
Czy to łzy znaczy?
Emilia. Nie, to nic nie znaczy.
Desdem. A mnie mówiono, że to łzy ma znaczyć,
O ci mężczyźni! Powiedz mi, Emilio,
Czy są, jak myślisz, na ziemi kobiety,
Zdolne tak ciężko mężów swych pokrzywdzić?
Emilia. O są, są, pani, wątpliwości niema.
Desdem. Chciałabyś zrobić to za ziemię całą?
Emilia. Czybyś ty, pani, nie chciała?
Desdem. Emilio,
O nie! te gwiazdy niebieskie mi świadkiem.
Emilia. I ja przy gwiazdach świadkachbym nie chciała;
Rzeczy te lepiej robią się po ciemku.
Desdem. Więcbyś zrobiła to za świata cenę?
Emilia. Świat, rzecz to wielka, i wielka to cena za grzech nie wielki.
Desdem. Nie, nie wierzę, abyś chciała to zrobić.
Emilia. A mnie się zdaje, żebym zrobiła, a odrobiłabym zrobiwszy. Naturalnie, nie chciałabym takiej dopuścić się sprawy ani za obrączkę, ani za łokieć batystu, ani za sukienkę, ani za spódniczkę, ani za kapelusz, ani za jakie inne podobnego rodzaju bagatele, ale za świat cały! Ba! ktoby nie przyprawił rogów, żeby go zrobić monarchą? Za taką cenę gotowam ryzykować się na czyściec.
Desdem. Niech zginę, jeślibym występek ten popełniła za świat cały!
Emilia. Lecz pomnij, pani, że występek jest tylko występkiem na świecie, a mając świat za twoją pracę, byłby to występek na twoim własnym świecie i mogłabyś go łatwo na cnotę przemienić.
Desdem. Nie myślę, żeby była taka kobieta na ziemi.
Emilia. O, tuzinami; a w dodatku tyle, żeby niemi można było zaludnić świat, który w grze tej był stawką.
Lecz, mojem zdaniem, jeśli żony grzeszą,
Mężów to wina. Lub stygną w uczuciach,
Skarb nasz na obce wylewają łona,
Lub wybuchają z zazdrością zgryźliwą,
Krępują wolność, biją nas czasami,
W gniewie zbyt nasze ścieśniają wydatki;
My też żółć mamy, choć skore przebaczać,
Nie gardzim zemstą. Niech wiedzą mężowie,
Że tak jak oni, żony zmysły mają,
Widzą, smakują kwasy i słodycze,
Wąchają wonie. Czego oni pragną,
Gdy inne nad nas przenoszą? Rozkoszy.
Tak sądzę; czyli namiętność ich goni?
Tak myślę; czyli ułomność w tem ludzka?
Tak, bez wątpienia. A w naszych też piersiach
Czy namiętności, ułomności niema?
Niech nas szanują, lub niech pamiętają,
Że grzesząc, przykład do grzechu nam dają.
Desdem. Dobranoc! — Boże, racz mną tak kierować,
By złe naprawić, a nie naśladować! (Wychodzą).