Otello (Shakespeare, tłum. Ulrich, 1895)/Akt trzeci
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Otello |
Rozdział | Akt trzeci |
Pochodzenie | Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira) w dwunastu tomach. Tom V |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1895 |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Leon Ulrich |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Kassyo. Tu mi zagrajcie — zapłacę wam trudy —
Krótko, na dobry dzień generałowi.
Błazen. Cóż to, panowie, czy wasze instrumenta były w Neapolu, że tak przez nos gadają?
Muzykant. Co, mospanie? jak to rozumiesz?
Błazen. Mniejsza, jak to rozumiem; ale weź te pieniądze dla was przeznaczone. Muzyka wasza tak przypadła do smaku generałowi, że zaklina was na waszą dla niego miłość, abyście nie robili więcej hałasu.
Muzykant. Dobrze, panie, przestaniemy.
Błazen. Jeśli macie jaką muzykę, której nie słychać, to i owszem, prosimy o nią; ale jak powiadają, generał nasz nie bardzo się troszczy o słuchanie muzyki, którą słychać.
Muzykant. Nie mamy takiej muzyki.
Błazen. Więc zapakujcie do miecha wasze piszczałki i w drogę! Dalej, rozpłyńcie się w powietrze i zgińcie!
Kassyo. Czy słyszysz, poczciwy mój przyjacielu?
Błazen. Nie, nie słyszę twojego poczciwego przyjaciela, ale słyszę ciebie.
Kassyo. Jeśli łaska, schowaj na teraz te koncepta. Oto jest biedny dukat dla ciebie. Jeśli szlachcianka, która towarzyszy żonie generała jest już na nogach, powiedz jej, że niejaki Kassyo blaga ją o chwilę rozmowy. Czy zrobisz to?
Błazen. Już jest na nogach, panie, a byle zechciała nóg tych użyć, żeby przyjść do ciebie, zobaczę, jakby ją o tem zawiadomić.
Kassyo. Idź zobacz, dobry mój przyjacielu.
W dobry czas, Jago.
Jago. Więc nie spałeś wcale?
Kassyo. Nie, już świtało, gdyśmy się rozeszli.
Przebacz, że śmiałem do żony twej posłać,
Bo chcę ją prosić, bym mógł za jej wpływem
Chwilę z cnotliwą Desdemoną mówić.
Jago. Czekaj, natychmiast przyślę ją do ciebie,
Sam zaś Murzyna usunę ci z drogi,
Żebyś swobodnie cały twój interes
Mógł jej przedstawić bez wszelkiej obawy (wychodzi).
Kassyo. Z serca dziękuję. Jeszcze nie spotkałem
Z lepszem, poczciwszem sercem Florentczyka.
Emilia. Dzień dobry, Kassyo! Mocno ubolewam
Nad twem nieszczęściem; wszystko się naprawi.
Wódz o tej sprawie z żoną teraz mówi;
Ona cię broni, Murzyn odpowiada,
Żeś ranił męża z wielkiem tu znaczeniem
I wielkim wpływem, że cię przez roztropność
Oddalić musiał, ale, że cię kocha,
Że miłość jego i bez protektorów
Pierwszą sposobność uchwyci bez zwłoki,
Aby cię wrócić do dawnego stopnia.
Kassyo. Błagam cię, pani, jeśli się to zgadza
Z przyzwoitością, jeśli to być może,
Wyproś mi chwilę rozmowy sam na sam
U Desdemony.
Emilia. Chodź ze mną do zamku,
A znajdziem sposób, abyś mógł jej śmiało
Serce otworzyć.
Kassyo. Przyjmij moje dzięki. (Wychodzą).
Otello. Te listy, Jago, oddaj sternikowi,
Niech służby moje senatowi złoży.
Chcę teraz zwiedzić forteczno roboty,
Tam przyjdziesz do mnie.
Jago. Wykonam rozkazy.
Otello. Czy chcecie ze mną iść do cytadeli?
Szlachcic. Jesteśmy, wodzu, na twoje rozkazy. (Wychodzą).
Desdem. Dobry mój Kassyo, nie wątp ani chwilę,
Że zrobię wszystko, co w mej będzie mocy.
Emilia. Zrób, pani. Mąż mój nad tem ubolewa,
Jakgdyby sprawa jego własną była.
Desdem. Uczciwy człowiek. Bądź pewny, mój Kassyo,
Że pragnę męża mojego i ciebie
Widzieć, jak dawniej, w przyjaźni i zgodzie.
Kassyo. Szlachetna pani, jakibądź los czeka
Michała Kassyo, on zawsze zostanie
Twym najwdzięczniejszym, najwierniejszym sługą.
Desdem. Wiem i dziękuję. Kochasz mego męża,
Znasz go od dawna, i wierzaj mi, Kassyo,
Że nigdy jego oziębłość ku tobie
Nie przejdzie granic politycznych względów.
Kassyo. Lecz ach, o pani, wszak względy te mogą
Lub trwać tak długo, albo też się karmić
Tak delikatną trawą, tak wodnistą,
Okoliczności tak je przewlec mogą,
Że gdy mój stopień kto inny posiędzie,
Wódz mej miłości i usług zapomni.
Desdem. O, nie myśl o tem. Tu, wobec Emilii,
Mojem ci słowem ten stopień zaręczam.
Bądź pewny, że gdy przyjaźń raz ślubuję,
Spełnię przyjaźni wszystkie powinności.
Lub bezsennością ułaskawię męża,
Prośbą wynudzę, albo mu zamienię
Loże na szkołę, stół na konfesyonał,
Zaprawię wszystkie jego zatrudnienia
Kassya prośbami. Więc przestań się trwożyć,
Bo wprzódy umrze twoja protektorka,
Nim twoją sprawę puści w zapomnienie.
Emilia. Otello wraca.
Kassyo. Żegnam cię więc, pani.
Desdem. Nie, zostań, słuchaj, co będę mówiła.
Kassyo. Pani, nie teraz. Nie jestem dziś zdolny
Przemówić słowa w własnej mojej sprawie.
Desdem. Więc rób jak sądzisz. (Wychodzi Kassyo).
Jago. Ha, tego nie lubię!
Otello. Co mówisz?
Jago. Panie, nic — lub jeśli — nie wiem.
Otello. Czy to nie Kassyo od żony mej odszedł?
Jago. Kassyo, mój wodzu? Nie mogę przypuścić,
Aby się Kassyo jak zbrodniarz wykradał
Na twoje przyjście.
Otello. Zdaje mi się jednak,
Że to był Kassyo.
Desdem. Dzień dobry, mój mężu!
W porę przychodzisz, właśnie co mówiłam
Z człowiekiem, który ma prośbę do ciebie,
Którego twoja zabija niełaska.
Otello. O kimże mówisz?
Desdem. O twym poruczniku.
Dobry mój mężu, jeśli mam u ciebie
Choć trochę łaski, chociaż trochę wpływu,
Daruj mu, przyjmij jego przeproszenie.
Bo jeśli Kassyo nie kocha cię szczerze,
Grzeszy z umysłu nie przez nieświadomość,
Nie znam się wcale na uczciwej twarzy.
Racz go przywrócić.
Otello. Czy on teraz wyszedł?
Desdem. On, a tak smutny, tak upokorzony,
Że mi część smutku swojego zostawił.
I ja z nim cierpię. Przywołaj go, drogi.
Otello. Nie teraz, moja słodka; innym czasem.
Desdem. Ale to wkrótce?
Otello. Jak można najprędzej,
Dla twej miłości.
Desdem. A więc dziś wieczorem.
Otello. Nie, nie dziś wieczór.
Desdem. To jutro na obiad.
Otello. Jutro nie w domu, ale w cytadeli
Z oficerami twierdzy obiaduję.
Desdem. Więc jutro wieczór, lub we wtorek rano,
Albo w południe, lub we wtorek wieczór,
Lub, co najgorsza, choć we środę rano.
Powiedz mi, kiedy; ale czas, mój drogi,
Niech nie przechodzi trzech dni. On żałuje
Za błąd swój, który w moim biednym sądzie —
Gdyby, jak mówią, rygor nie wymagał
Czasem najlepszych kary dla przykładu —
Ledwo że wart jest prywatnej nagany.
Kiedyż ma wrócić? powiedz mi, Otello.
Ja nie wiem, nie wiem, o cobyś mnie prosił,
Cobym odmówić mogła, lub się wahać
Tak jak ty teraz. Jakto? Michał Kassyo,
Co był miłości twojej powiernikiem,
Stronę twą trzymał, jeślim kiedy słowo
Niechętne rzekła, jegoż mi tak trudno
Do twojej łaski przywrócić? O, jabym —
Otello. Dość na tem, droga, kiedy chce, niech przyjdzie,
Nic ci odmówić nie mogę.
Desdem. Otello,
To nie jest łaska, to jest, jakbym chciała
Prosić cię, żebyś rękawiczki nosił,
Zdrowy jadł pokarm, strzegł się przeziębienia,
I robił wszystko, co dobre dla ciebie.
O, gdy czas przyjdzie, w którym się odwołam
Prawdziwie do twej miłości, Otello,
Będzie to prośba ważna, jej spełnienie
Trudne i groźne.
Otello. Nic ci nie odmówię.
A za to, teraz, proszę cię, na chwilę
Dozwól mi, żebym sam z sobą pozostał.
Desdem. Jażbym odmówić miała? Nie, bądź zdrowy!
Otello. Bądź zdrowa! Wkrótce pośpieszę do ciebie.
Desdem. Idźmy, Emilio. Rób, jak ci chęć przyjdzie,
A zawsze znajdziesz posłuszną mnie żoną.
Otello. Drogie stworzenie! — Niech zginę, jeżeli
Nie kocham ciebie; gdy przestanę kochać,
Świat w chaos wróci!
Jago. Szlachetny mój panie —
Otello. Co mówisz, Jago?
Jago. Czyli Michał Kassyo
Wiedział cokolwiek o twojej miłości,
Gdyś się o rękę pani swojej starał?
Otello. Wiedział o wszystkiem. Dlaczego się pytasz?
Jago. Tylko ażeby myśl mą zaspokoić —
I nic, nic więcej!
Otello. Jaką myśl twa, Jago?
Jago. Nie byłbym sądził, że o wszystkiem wiedział.
Otello. Wiedział, i nieraz był mi pośrednikiem.
Jago. Czy tak?
Otello. Tak, pewno. Co w tem złego widzisz?
Alboż on nie jest uczciwy?
Jago. Uczciwy,
Mój wodzu?
Otello. Tak jest, uczciwy, uczciwy!
Jago. O ile znam go —
Otello. Jaka myśl jest twoja?
Jago. Moja myśl, wodzu?
Otello. Moja myśl, wodzu? Czemuż mnie powtarzasz,
Jakgdyby potwór jaki był w twej myśli,
Zbyt szpetny, aby na światło go wywieść.
Masz coś na myśli; słyszałem, jak rzekłeś,
Kiedy od żony mojej Kassyo odszedł:
Tego nie lubię! — i czegóż nie lubisz?
Gdym ci powiedział, że był mi pomocą
W moich zalotach, czy tak? zawołałeś,
I pomarszczyłeś, ściągnąłeś brwi twoje,
Jakgdybyś wtedy w mózgu twoim zamknął
Myśl jakąś straszną. Jeżeli mnie kochasz,
Myśl mi tę otwórz.
Jago. Ty wiesz, że cię kocham.
Otello. Wierzę, że kochasz, a wiedząc zarazem,
Żeś uczciwości i przyjaźni pełny,
Że ważysz słowa, nim je z piersi wypchniesz,
Twoje przestanki tem bardziej mnie trwożą,
Bo te oznaki w przeniewierczym łotrze
Zwykłą są sztuką, w człeku sprawiedliwym
Są ono skargą mimowolną serca,
Które wzruszenia utaić nie może.
Jago. Co do Michała Kassyo, jabym przysiągł,
Że on, jak sądzę, uczciwy jest człowiek.
Otello. I ja tak myślę.
Jago. Ludzieby powinni
Być, czem się zdają, lub bodajby nigdy,
Czem nie są, tem się i zdawać nie mogli!
Otello. Tak, ludzie winni być, czem się być zdają!
Jago. Dlatego sądzę, że Kassyo uczciwy.
Otello. Nie, nie, coś więcej jeszcze w tem się kryje.
Mów proszę do mnie, jak do własnej myśli,
Jak sam do siebie, i daj, proszę ciebie,
Najgorszej myśli najgorsze nazwisko.
Jago. Daruj mi, panie. Choć moja powinność
Zawsze ci z wiernem służyć posłuszeństwem,
To przecie moją nie jest powinnością,
W czem i niewolnik jest wolny. Myśl moją
Otworzyć! Powiedz, że fałszywa, podła.
Jestżeli pałac, gdzie się płaz obrzydły
Nie wczołga czasem? Gdzie jest pierś tak czysta,
Gdzieby występne czasem podejrzenie
Nie zasiadało do sądu pospołu
Z godziwą myślą?
Otello. A więc się sprzysięgasz
Na przyjaciela, Jago, skoro myśląc,
Że pokrzywdzony, jednak ucho jego
Dla myśli twoich obcem pozostawiasz.
Jago. Błagam cię, panie — ja bowiem, mój wodzu,
Mylę się może w moich przypuszczeniach.
Wyznaję, plagą to mojej natury
Śledzić występki; często ma nieufność
Tam błędy widzi, gdzie ich wcale niema.
W twej więc mądrości nie przywięzuj wagi
Do słów człowieka, co tak błędnie widzi;
Na tak niepewnej i wątłej podstawie
Nie buduj sobie gmachu niepokoju.
Ni się to z twoim pokojem i szczęściem,
Ni się to zgadza z moją uczciwością,
Z moim honorem i moim rozsądkiem
Myśl ci mą odkryć.
Otello. Co to wszystko znaczy?
Jago. Bo dobre imię w mężu i kobiecie
Najkosztowniejszy to klejnot ich duszy.
Kto kradnie złoto, kradnie coś — nic — metal,
Który jest jego, był moim, przede mną
Służył tysiącom; ale dobre imię
Kto mi wykrada, sam się nie zbogaca,
A mnie prawdziwie ubogim zostawia.
Otello. Muszę znać myśli twoje.
Jago. Nie, nie będziesz,
Choćbyś miał serce moje w twojem ręku,
Ani też będziesz, póki mam ie w piersiach!
Otello. Ha!
Jago. O mój wodzu, strzeż się, strzeż zazdrości,
Zielonookiej potwory, co sama
Z swej szydzi strawy! Mąż, choć oszukany,
Choć losu swego pewny, szczęsny żyje,
Jeśli nie kocha swojej krzywdzicielki;
Lecz potępieńca godziny ten pędzi,
Kto wątpiąc kocha, nie wierzy a kocha!
Otello. O biada!
Jago. Nędzarz, gdy przestał na swojem,
Dość jest bogaty, lecz skarby bez granic
Są tak, jak zima, ubogie dla tego,
Którego ciągle trwoży myśl ubóstwa.
Boże, strzeż braci moich od zazdrości!
Otello. Po co to wszystko? Alboż ty przypuszczasz,
Że jabym życie zazdrości chciał pędzić?
Co chwila nowem liczyć podejrzeniem
Zmiany księżyca? Wątpić raz, jest dla mnie
Raz postanowić. Przemień mnie na kozła,
Jeśli do duszy mej otworzysz przystęp
Twym podejrzeniom, czczym jak bańki wodne.
Ten mnie zazdrosnym nie zrobi, co mówi,
Że żona moja piękna i wesoła,
Lubi śpiew, uczty, tańce, towarzystwo:
Tam, gdzie jest cnota, wszystko jest cnotliwe.
Ani dla małej wartości mej będę
Stwarzał obawy i powątpiewania,
Boć miała oczy, mnie przecie wybrała.
Wprzódy chcę widzieć, niźli wątpić zacznę;
Gdy zwątpię, dowiedź, a z dowodem razem
Precz lub z miłością, albo precz z zazdrością!
Jago. Cieszę się z tego; teraz się nie lękam
Dowieść ci mojej wiary i miłości.
Słuchaj, co w usta powinność mi kładzie;
Jeszcze nie mówię wcale o dowodach;
Uważaj bacznie żonę twoją z Kassyem,
Ani zbyt ufnie, ni zbyt podejrzliwie,
Nie chciałbym, żeby twą szlachetną dobroć
Zdradą płacono; miej czujne źrenice.
Znam dobrze miasta naszego zwyczaje:
Weneckie panie pokazują gwiazdom
Figle, troskliwie ukrywane mężom;
Ich też sumieniem nie jest nie popełnić,
Ale utaić.
Otello. Czy takie twe zdanie?
Jago. Pojmując ciebie, ojca oszukała;
Gdy się zdawała spojrzeń twoich lękać,
Wtedy je właśnie kochała najwięcej.
Otello. To prawda!
Jago. Dobrze; ona, co tak młoda,
Mogła swym licom pozory te nadać,
I ojca ślepym jak sowa uczynić,
Tak ślepym, że w tem czary jakieś widział —
Ale źle robię; wodzu, racz wybaczyć
Zbytek miłości.
Otello. Wdzięcznym ci na wieki.
Jago. Widzę, że słowa moje na twej myśli
Wrażenie robią.
Otello. Bynajmniej, bynajmniej!
Jago. Zda mi się jednak, wodzu, że zrobiły.
Mam też nadzieję, że, co powiedziałem,
Weźmiesz za dowód mej szczerej przyjaźni.
Ale spostrzegam, że jesteś wzruszony —
Tylko cię proszę słów mych nie naciągaj
Do rozleglejszych przypuszczeń i wniosków,
Jak podejrzenie.
Otello. Możesz być spokojny.
Jago. Gdybyś naciągał, wtedy mowa moja
Zgubneby tylko osiągnęła skutki,
Do których myśli moje nie zmierzały.
Kassyo jest moim zacnym przyjacielem
Lecz, panie, widzę, że jesteś wzruszony.
Otello. Nie — nie, nie bardzo! — myślę, że cnotliwa
Jest Desdemona —
Jago. Niech długo tak żyje!
I ty, o wodzu, długo żyj z tą myślą!
Otello. A przecie, jakże natura zbłąkana —
Jago. Ach, tu sęk właśnie; bo otwarcie powiem,
Ozięble widzieć mnogich zalotników
Własnego miasta; urody i stopnia,
Odrzucić związki, do których, jak widzim,
Wszystko w naturze ciągnie mimowolnie,
Jasnym jest znakiem woli wyuzdanej,
Nienaturalnych i potwornych myśli.
Przebacz; nie mówię w mojem przypuszczeniu
O niej wyraźnie, choć lękać się mogę,
Że myśl jej, sądem lepszym kierowana,
Zechce cię z dziećmi swej ziemi porównać,
I — i — żałować.
Otello. Bądź zdrów, bądź zdrów, Jago!
Powiedz mi więcej, gdy się więcej dowiesz.
I żonie powiedz, niech na nią ma oko.
Zostaw mnie, Jago.
Jago. Żegnam cię, mój wodzu.
Otello. Po com się żenił? — Uczciwy to człowiek,
A bez wątpienia on wie, widzi więcej,
Daleko więcej niźli mi objawił.
Jago (wracając). Panie, ja chciałbym, ja śmiałbym cię prosić,
Rzecz tę, na teraz czasowi zostawić;
I choć jest słuszna, byś przywrócił Kassya,
Bo bez wątpienia ma zdolność po temu,
Gdybyś chciał jednak przywrócenie odwlec,
Będziesz mógł poznać myśl jego i środki.
Zważaj, czy ona prośbę jego wspiera
Z ciągłem, upartem, gwałtownem natręctwem —
Wiele stąd będzie wnieść można. Tymczasem
Myśl, że zbyt jestem w sądzie popędliwy,
Jak mam przyczyny lękać się, że jestem;
Miej za niewinną Desdemonę, błagam.
Otello. Bądź pewny, będę umiał się miarkować.
Jago. A więc raz jeszcze żegnam cię, mój wodzu.
Otello. Uczciwość jego przechodzi granice,
A doświadczoną myślą sprawy ludzkie
Zna i przenika. Jeżeli ją znajdę
Błędnym sokołem, chociażby jej dłużec
Był do mojego przyczepiony serca,
Pognam ją świstem, z wiatrami ją puszczę,
Na los niech leci[1]! Może, żem jest czarny,
Jak salonowiec nie umiem z pieszczotą
Słów cedzić słodkich, lub żem się pochylił
Na lat dolinie — ale mniejsza o to —
Ona mnie zwiodła, a gardzić nią odtąd
Ulgą mi będzie. O klątwo małżeństwa!
Czemuż tych słodkich stworzeń się możemy
Panami mienić, a nie mamy siły
Żądz ich okiełznać! Lepiej być ropuchą,
Karmić się wieży zapadłej wilgocią,
Niż jeden kątek istot ukochanych
Innym zostawić. To wielkości plaga,
Że los jej sroższy, twardszy od nędzarzy;
To przeznaczenie jak śmierć nieodzowne:
Dwurożna plaga wtedy już nam grozi,
Gdy nam dzień pierwszy wschodzi. Otoż ona.
Ona fałszywa! Więc się niebo samo
Urąga sobie! Nie, wierzyć nie mogę!
Desdem. Dobry Otello, obiad już gotowy;
Zacni wyspiarze, których zaprosiłeś
Czekają na cię.
Otello. Prawda, moja wina.
Desdem. Czemu tak słabym, cichym mówisz głosem?
Czyś chory?
Otello. Czuję niezwykły ból głowy.
Desdem. Skutek niewczasu; ale za godzinę
Ból ten ustanie; skronie tylko twoje
Pozwól mi ścisnąć.
Otello. Chustka ta za mała.
Daj pokój, proszę. Śpieszmy się do gości.
Desdem. O jak mi smutno, że cierpisz, mój drogi!
Emilia. Szczęście, że chustkę tę znalazłam przecie;
To jej pamiątka pierwsza od Murzyna,
A mąż mój dziwak więcej niż sto razy
Prosił, nalegał, żebym ją wykradła;
Nie mogłam dotąd, Desdemona bowiem
Tak dar ten kocha, bo on ją zaklinał,
Aby go wiecznie przy sobie nosiła,
Że chustkę ciągle przy sercu swem trzyma,
Ciągle całuje, ciągle z nią rozmawia.
Z chustki dla męża wyhaftuję wzorek;
Co z nią chce zrobić, o tem Bóg wie tylko,
Ja przywidzeniom jego zadość czynię. (Wchodzi Jago).
Jago. Cóż to? O czemże dumasz tak samotnie?
Emilia. Tylko nie gderaj, bo mam coś dla ciebie.
Jago. Coś dla mnie? Wierzę, masz o co nie trudno.
Emilia. Co?
Jago. Głupią żonę.
Emilia. Tylko? i nic więcej?
A cóżbyś teraz dał mi za tę chustkę?
Jago. Za jaką chustkę?
Emilia. Co, za jaką chustkę?
Murzyna pierwszy dar swej Desdemonie,
Którąś tak często wykraść nakazywał.
Jago. Czy ją wykradłaś?
Emilia. Nie, z rąk Desdemony
W mej obecności upadła przypadkiem,
I mam ją; widzisz?
Jago. Daj mi ją, kochanko.
Emilia. Co z nią chcesz zrobić? Czemu tak natrętnie
Nagliłeś o nią?
Jago (Wyrywa jej chustkę). Co tobie do tego!
Emilia. Jeśli przyczyna nie jest wielkiej wagi,
Zwróć mi ją, proszę. Biedna moja pani!
Gdy jej nie znajdzie, gotowa oszaleć.
Jago. Mów, że nic nie wiesz; chustka mi potrzebna.
Zostaw mnie teraz. (Wychodzi Emilia).
Bez zwłoki tę chustkę
Podrzucę w domu Kassya, tam ją znajdzie.
Wszak małe, lekkie jak wietrzyk drobnostki
W oczach zazdrosnych mają wagę tekstu
Z Pisma świętego. Może się to przydać.
Murzyn zaczyna czuć wpływ mej trucizny:
Te niebezpieczne myśli są trucizną,
Której smak naprzód ledwo czuć się daje,
Ale działając zwolna, krew jak miny
Siarczane pali. A więc, jak mówiłem —
Lecz patrz, nadchodzi! Mak ni mandragora[2],
Ani napoje senne całej ziemi
Do oczu twoich słodkich snów nie wrócą,
Któreś miał wczora. (Wchodzi Otello).
Otello. Ha, ha, mnie niewierna!
Jago. Co, generale? Nie myśl więcej o tem.
Otello. Precz, precz, tyś serce me ujął w tortury!
Przysięgam, lepiej wiele być zwiedzionym,
Niż wiedzieć o tem mało.
Jago. Co, mój wodzu?
Otello. Czułżem rozkosze ukradzione przez nią?
Jam ich nie widział, nie myślałem o nich;
Spałem spokojny, byłem wesół, Kassya
Całunków na jej ustach nie znalazłem.
Komu skradzionych nie potrzeba skarbów,
Nie mów mu o nich, nie jest okradziony.
Jago. Z boleścią słucham słów twoich, mój wodzu.
Otello. Byłbym szczęśliwy, gdyby obóz cały,
Cały, kosztował jej słodkiego ciała,
Byłem nie wiedział o tem! Lecz, ach! teraz
Spokojna myśli, na wieki bądź zdrowa!
Wojsk pływające pióra, groźna wojno,
Dla której duma cnotą, bądźcie zdrowe!
Bądźcie mi zdrowe rżące me rumaki,
I głośna trąbko i rycerskie bębny,
Ostra piszczałko, królewskie sztandary,
Chwało, przepychu, cała dumo wojny!
I wy, o działa, których groźne gardła
Nieśmiertelnego Jowisza głos straszny
Naśladowały, bywajcie mi zdrowe!
Otella praca skończona na wieki!
Jago. Byćże to może? Mój panie, mój wodzu —
Otello. Podlcze, myśl, żebyś dowiódł jej niewiary,
Myśl, żebyś dowiódł, naocznie mi dowiódł,
Lub, klnę się na mą nieśmiertelną duszę,
Byłoby lepiej psem ci się urodzić,
Niż spotkać moją wściekłość rozbudzoną!
Jago. Czy aż do tego przyszło?
Otello. Pokaż mi to,
Albo przynajmniej tak mi tego dowiedź,
By nie zostało dziurki, szparki jednej
Dla wątpliwości, lub biada ci, biada!
Jago. Szlachetny panie —
Otello. Jeśli ją potwarzasz,
Jeśli mnie męczysz, przestań się już modlić,
Grozę do grozy przyrzucaj, twe zbrodnie
Niech ziemi trwogę, niebu łzy wycisną,
Bo do twojego potępienia więcej
Nic już nie dodasz!
Jago. O ratuj mnie, Boże!
Jestżeś człowiekiem? Maszże zmysły, duszę?
Wodzu, Bóg z tobą! odbierz godność moją.
Głupcze, uczciwość twoja jest twą zbrodnią!
Potworny świecie! pamiętaj, pamiętaj,
Że niebezpiecznie uczciwą iść drogą!
Od dzisiaj, wodzu, dzięki twej nauce,
Nie znam przyjaciół, skoro miłość rodzi
Takie owoce.
Otello. Czekaj! Może jesteś
Uczciwym człekiem.
Jago. Winienem być mądrym:
Uczciwe głupstwo traci swój zarobek.
Otello. Na niebo, myślę, że ona jest czystą,
I znowu myślę, że nie jest; raz myślę,
Żeś jest uczciwym i znowu, żeś nie jest!
Dowiedź mi tego! Jej imię tak świeże,
Jak twarz Diany, teraz jest tak czarne,
Jako twarz moja. Jeżeli są stryczki,
Noże, trucizna, ogień, wód głębiny,
Nie zniosę tego! Gdybym miał dowody!
Jago. Spostrzegam, panie, toczy cię namiętność;
Żałuję teraz, że ją rozbudziłem.
Chciałbyś dowodów?
Otello. Chciałbym? Mieć je muszę!
Jago. I możesz. Ale jakich chcesz dowodów?
Chceszli być widzem i oczy roztwierać,
Kiedy ją Kassyo —
Otello. Śmierć i potępienie!
O!
Jago. Trochę trudno będzie ich nakłonić,
Żeby ci takie dali widowisko.
Wtrąć ich do piekła, jeśli tak ich kiedy
Inne jak własne zobaczą źrenice.
I cóż więc? dobrze, gdzie szukać dowodów?
Niepodobieństwo, żebyś to mógł widzieć,
Chociażby byli jak małpy gorący,
Krewcy, jak kozły, a jak wilki w trui
Lubieżni, jak chłop pijany wszeteczni.
Ale, powtarzam, gdy okoliczności,
Wiodące prostą ku drzwiom prawdy drogą,
Wystarczą tobie, te możemy znaleźć.
Otello. Daj mi żyjący dowód jej niewiary!
Jago. Nowy ten urząd nie jest mi do smaku,
Ale w tę sprawę raz już uwikłany,
Przez moją przyjaźń i głupią uczciwość,
Muszę iść dalej. Przed kilkoma dniami
Kassyo noc spędził w jednem ze mną łóżku —
Ja z bólu zębów oka nie zmrużyłem —
Są pewni ludzie niespokojnej duszy,
Co przez sen czasem o sprawach swych mruczą:
Takim jest Kassyo. Tej nocy słyszałem,
Jak przez sen mówił: „Słodka Desdemono,
Bądźmy ostrożni, tajmy naszą miłość!“
Potem dłoń moją chwycił, ściskał, mówiąc:
„Słodkie stworzenie!“ Potem mnie całował,
Jakby chciał wyrwać z korzeniem całunki
Na moich ustach rosnące; założył
Nogę na nogę, wzdychał i całował,
Mówiąc: „Przeklęty los ten, który ciebie
Dał Murzynowi!“
Otello. Potwornie, potwornie!
Jago. Lecz to sen tylko.
Otello. Lecz sen, który zdradza
Czyn dokonany. Chociaż to sen tylko,
Dowód to wielki.
Jago. A może dopomódz,
Poprzeć dowody, które podejrzenia
Słabo stwierdzają.
Otello. Poszarpię ją w sztuki!
Jago. Lecz bądź ostrożny; nie widzimy czynu;
Może być jeszcze niewinną. — Lecz powiedz,
Czyś kiedy w ręku żony twojej widział
Chustkę, na której szyte są poziomki?
Otello. Ta chustka była pierwszym moim darem.
Jago. Ha! nie wiedziałem; lecz podobną chustką,
A jestem pewny, że była twej żony —
Widziałem, Kassyo pot ocierał z czoła.
Otello. Jeśli ta chustka —
Jago. Czy ta albo nie ta,
Chustka jej była i przeciw niej świadczy.
Otello. Bodaj niewolnik miał w piersiach żyć tysiąc!
Jedno za mało, mało dla mej zemsty.
Widzę, że wszystko prawda. — Patrzaj, Jago,
Miłość mą całą tak puszczam z wiatrami —
I już jej niema! —
Z podziemnych pieczar powstań, czarna zemsto!
Miłości, ustąp korony i tronu
W mem sercu, ustąp wściekłej nienawiści!
Wezdmij się, piersi, bo jesteś ciężarną
Padalców żądłem!
Jago. Uspokój się, wodzu.
Otello. O krwi, krwi, krwi chcę!
Jago. Cierpliwość, powtarzam
Twoja myśl jeszcze przemienić się może.
Otello. O nigdy, Jago! Jak Pontyjskie morze,
Którego pchnięte lodowate wody
Nie czują nigdy odstępnego biegu,
Do Helespontu wiecznym płyną prądem,
Tak myśl ma krwawa kroku nie odwróci,
Nigdy do cichej miłości nie spłynie,
Póki jej straszna zemsta nie pochłonie! (Klęka)
Teraz przez niebo to jasne nad głową,
Pomny świętości wykonanych ślubów,
Teraz przysięgam —
Jago. Wstrzymaj się na chwilę (klęka).
Bądźcie mi świadkiem wy światła niebieskie,
I wy żywioły, świat ten ściskające,
Bądźcie świadkami, gdy Jago poświęca
Swój dowcip, serce, ramion swoich siłę
Pokrzywdzonego Otella usłudze!
Choćby mi wydał najkrwawsze rozkazy,
Sumienie moje zgryzoty nie znajdzie,
Aby mnie wstrzymać.
Otello. Miłość twą przyjmuję,
Nie czczą podzięką, ale chętnem sercem,
I bez przewłoki na próbę ją stawiam.
Powiedz mi, Jago, nim dzień trzeci minie:
Kassyo nie żyje.
Jago. Przyjaciel mój umarł,
Umarł z twej woli. Lecz niech ona żyje.
Otello. O, z nierządnicą do piekła! do piekła!
Pójdź ze mną, Jago, musimy wynaleźć
Śmierć jaką nagłą dla pięknego czarta.
A teraz jesteś moim porucznikiem.
Jago. Wodzu, na zawsze jestem twoim sługą. (Wychodzą.).
Desdem. Hej, błazenku, czy wiesz, gdzie się kryje Kassyo?
Błazen. Nie śmiałbym powiedzieć, że się gdziekolwiek kryje.
Desdem. A to dlaczego?
Błazen. Boć to żołnierz, a powiedzieć o żołnierzu, że się kryje, to pachnie sztyletem.
Desdem. Więc dobrze, czy wiesz, gdzie mieszka?
Błazen. Powiedzieć ci, gdzie mieszka, byłoby ogłosić się łgarzem.
Desdem. A to dlaczego?
Błazen. Bo nie wiem, gdzie mieszka, musiałbym więc wymyśleć mieszkanie, a mówiąc, że tam mieszka, omieszkałbym prawdzie.
Desdem. Czy nie mógłbyś się o niego wypytać, wywiedzieć się o nim od ludzi?
Błazen. Będę o niego świat katechizował, to jest robił pytania, a przyniosę odpowiedź, jaką dostanę.
Desdem. Poszukaj go, powiedz mu, niech tu przyjdzie, dodaj, że wymogłam na mężu przebaczenie dla niego i mam nadzieję, że wszystko skończy się szczęśliwie.
Błazen. Sprawa nie przechodzi granic ludzkiego rozumu, spróbuję, czy mi się uda (wychodzi).
Desdem. Gdziebym tę chustkę zgubiła, Emilio?
Emilia. Nie wiem.
Desdem. Prawdziwie, wolałabym zgubić
Kieskę dublonów. Gdyby mąż mój nie był
Szlachetnej myśli, obcy nikczemności
Właściwej wszystkich zazdrośników sercom,
Ta strata chustki zbudzićby w nim mogła
Złe podejrzenia.
Emilia. Czy on nie zazdrosny?
Desdem. Nie. Zda się słońce, pod którem się rodził,
Wyssało z niego zazdrość do kropelki.
Emilia. Właśnie nadchodzi.
Desdem. Teraz go nie puszczę,
Dopóki Kassya do łaski nie wróci. (Wchodzi Otello).
Jak się masz mężu?
Otello. Dobrze, moja pani.
(Na str.). Męko obłudy! (Głośno) A ty, Desdemono?
Desdem. Dobrze, mój mężu.
Otello. Daj mi twoją rękę.
Jak widzę, pani, ręka jest wilgotna.
Desdem. Nie czuła wieku, nie znała cierpienia.
Otello. To płodność znaczy, serce szczodrobliwe.
Ręka wilgotna, gorąca. Ta ręka
Wymaga postu, modlitw, samotności,
Utrapień ciała i ćwiczeń pobożnych;
Siedzi tam dyabeł młody a gorący,
Który do buntu zbyt tylko pochopny.
Dobra to ręka, ręka szczodrobliwa!
Desdem. Tak możesz śmiało powiedzieć, Otello,
Boć ci ta ręka serce me oddała.
Otello. O, hojna ręka! Dawniej zwykle serca
Dawały rękę; wedle nowej mody
Ręka bez serca.
Desdem. Tego nie rozumiem.
Lecz wróćmy, mężu, do twej obietnicy.
Otello. Drogie kurczątko, jakiej obietnicy?
Desdem. Wezwałam Kassya do rozmowy z tobą.
Otello. Jakże mi katar okrutnie dokucza!
Daj mi twą chustkę.
Desdem. Oto jest, mój mężu.
Otello. Tę, co ci dałem.
Desdem. Nie mam jej przy sobie.
Otello. Nie?
Desdem. Nie, mój mężu.
Otello. To bardzo źle robisz.
Mej matce dała chustkę tę cyganka,
Która przez czary mogła w myślach czytać,
Mówiąc, że póki chustkę tę zatrzyma,
Ojciec mój będzie w miłości jej wierny;
Jeśli ją straci, lub da w podarunku,
Mój ojciec od niej swe odwróci serce,
Pogoni myśli do nowych miłostek.
W godzinę śmierci matka mi ją dała,
I zaleciła, jeśli pojmę żonę,
Dać jej tę chustkę. Spełniłem jej rozkaz.
Strzeżże jej pilnie, strzeż jej jak twych źrenic;
Dać ją lub stracić byłoby nieszczęściem,
Któremu niema równego na ziemi.
Desdem. Byćże to może?
Otello. Powiedziałem prawdę.
Jest w jej tkaninie siła czarodziejska;
Sybilla, która zliczyła na ziemi
Dwieście obiegów koła słonecznego,
W szale wieszczego natchnienia ją szyła;
Jedwab był snuty z zaklętych robaczków,
Ufarbowany w serc dziewiczych soku,
Przez mądre głowy wydystylowanym.
Desdem. I czy to prawda?
Otello. Prawda niewątpliwa.
Pilnujże chustki!
Desdem. Więc dałoby niebo,
Żebym jej nigdy, nigdy nie widziała!
Otello. Ha, co? dlaczego?
Desdem. Skądże ta gwałtowność?
Otello. Czy ją straciłaś? Mów, czy ją straciłaś?
Desdem. Boże!
Otello. Co mówisz? Odpowiedz, straciłaś?
Desdem. Nie, nie straciłam. Lecz gdybym straciła?
Otello. Ha!
Desdem. Lecz powtarzam, że jej nie straciłam.
Otello. Więc mi ją pokaż.
Desdem. Chętnie, lecz nie teraz.
To wykręt, żeby prośbę mą odrzucić.
Proszę cię, przywróć Kassya do twej łaski.
Otello. Przynieś mi chustkę! zaczynam się trwożyć —
Desdem. Nie znajdziesz nigdy lepszego człowieka.
Otello. Chustka!
Desdem. Mój drogi, mówże mi o Kassyu —
Otello. Chustka!
Desdem. Człowieku, który życie całe
Swe szczęście na twej miłości opierał,
Niebezpieczeństwa dzielił z tobą.
Otello. Chustka!
Desdem. Źle postępujesz.
Otello. Precz! (Wychodzi).
Emilia. Czy to nie zazdrość?
Desdem. W takim go stanie nigdy nie widziałam.
Tak jest, spostrzegam, w chustce czary były.
Co za nieszczęście, że ją utraciłam!
Emilia. Poznajem mężów nie w rok ni w dwa lata.
Naprzód są tylko żołądkiem, my strawą,
Którą łakomo, chciwie pożerają,
A nasyceni odpychają z wstrętem.
Lecz widzę Kassyo z mym mężem nadchodzi.
Jago. Nikt, jeśli ona tego nie załatwi.
Patrz, co za szczęście! Idźże i nalegaj.
Desdem. Jak się masz, dobry Kassyo? Co nowego?
Kassyo. Z starą przychodzę prośbą, droga pani.
Niech twoja dobroć przywróci mi życie,
Odda mi cząstkę przyjaźni dowódcy,
Któregom zawsze sercem przywiązanem
Czcił i szanował. Nie zniosę przewłoki.
Jeśli obraza moja tak śmiertelna,
Że żal obecny, minione zasługi,
Ni obietnice przyszłej gorliwości
W jego mnie przyjaźń wkupić nie potrafią,
Wiedzieć mi o tem dobrodziejstwem będzie;
Wtedy pociechy przymuszonej szatą
Myśli oblokę i na innych drogach
Pobiegnę szukać jałmużny fortuny.
Desdem. Niestety, dobry Kassyo, ma obrona
Nie w porę dzisiaj; mąż mój bowiem dzisiaj
Nie jest mym mężem; nibym go poznała,
Gdyby twarz jego jak myśl się zmieniła.
Niechaj mi w niebie tak Bóg dopomoże,
Jak jam ci chciała na ziemi dopomódz;
Moje natręctwo zrobiło mnie celem
Gniewu Otella. Musisz być cierpliwy.
Zrobię, co będę mogła; zrobię więcej,
Niżbym dla siebie samej zrobić śmiała.
Przestań więc na tem.
Jago. Czy pan mój był w gniewie?
Emilia. Tylko co wyszedł w dziwnym niepokoju.
Jago. Możeż się gniewać? Widziałem, jak kule
Szeregi z jego wyrywały kolumn,
Jak z objęć jego, niby duch piekielny,
Brata wydarły — możeż on się gniewać?
Coś w tem ważnego — muszę się z nim widzieć —
Coś jest ważnego, kiedy on się gniewa.
Desdem. Idź proszę, zobacz. (Wychodzi Jago). Jakieś sprawy państwa,
Może z Wenecyi a może na Cyprze
Nagle odkryty spisek niebezpieczny
Zmąciły jego myśl czystą; w tym razie
Dusza, choć wielkich spraw zajęta myślą,
Z małemi walczy. Tak bywa zazwyczaj.
Niech nas zaboli palec, wnet rozleje
Po zdrowych członkach uczucie boleści.
Zresztą pomyślmy, człowiek nie jest Bogiem,
Nie można zawsze od niego wymagać
Dni jak dzień ślubu. O łaj, mnie, Emilio!
Niezręczny szermierz, chciałam w mojej duszy
Skarżyć Otella o niedobre serce,
Lecz widzę, że mych przekupiłam świadków,
I że fałszywe moje zaskarżenie.
Emilia. Daj Boże, aby wedle twojej myśli,
Były to skutki interesów państwa.
A nie podejrzeń, zazdrosnych przywidzeń!
Desdem. Ach, dobry Boże! dałamże mu powód?
Emilia. Nie dość zazdrosnym na tej odpowiedzi.
Nie zawsze bowiem zazdrość ma powody,
Jest, bo jest; jest to okrutna potwora
Z siebie poczęta, z siebie urodzona.
Desdem. Oddal ją Boże od duszy Otella!
Emilia. Amen, o pani!
Desdem. Śpieszę do niego. Zatrzymaj się, Kassyo!
Jeśli myśl jego przystępniejszą znajdę,
Użyję wszelkich sprężyn w twojej sprawie.
Kassyo. Dziękuję, pani, z głębi mego serca.
Bianka. Poszczęść ci Boże, przyjacielu Kassyo.
Kassyo. Co za przyczyna z domu cię wygnała?
Jakże się miewasz, piękna moja Bianko?
Słodka kochanko, właśniem szedł do ciebie.
Bianka. A ja do ciebie. Nie przyjść tydzień cały!
Siedm dni i nocy! Dwadzieścia i cztery
Godzin siedm razy! A zegar kochanków,
W nieobecności, sto razy nudniejsze
Bije godziny; jak nudny rachunek!
Kassyo. Przebacz mi, Bianko, lecz przez ten czas cały
Gniotły mi duszę myśli ołowiane.
W szczęśliwszych chwilach, wierzaj, słodka Bianko,
Wszystkie stracone godziny odpłacę.
Chustki tej wzorek przehaftuj mi, proszę.
Bianka. Ach, skądże, Kassyo, dostałeś tej chustki?
Pewno zadatek od nowej kochanki.
Ha, teraz widzę, co cię wstrzymywało!
Na toż mi przyszło? Kassyo, dobrze, dobrze!
Kassyo. Kobieto, słuchaj! co ci się przyśniło?
Rzuć czartu w zęby twoje podejrzenia,
On ci je natchnął. Widzę, żeś zazdrosna;
W chustce dar widzisz mej nowej kochanki;
Tak nie jest, wierzaj.
Bianka. Skądżeś do niej przyszedł?
Kassyo. Sam nie wiem; w moim domu ją znalazłem;
Wzorek jest piękny; nim się kto upomni,
Chciałbym, ażebyś kopią z niego zdjęła.
Zrób to; a teraz zostaw mnie na chwilę.
Bianka. Zostawić? Czemu?
Kassyo. Czekam na Otella;
A to ni sprawie mojej dopomoże,
Ani się z mojem zgadza też życzeniem,
Żeby mnie widział w kobiet towarzystwie.
Bianka. Dlaczego, proszę?
Kassyo. Nie przez brak miłości.
Bianka. Lecz brak kochania. Proszę cię, przynajmniej
Ku mojej stronie odprowadź mnie trochę,
I powiedz, czy cię zobaczę tej nocy.
Kassyo. Bianko, nie mogę iść z tobą daleko;
Tu muszę czekać. Lecz przyjdę wieczorem.
Bianka. Co robić! trzeba uledz konieczności. (Wychodzą).
- ↑ Sokolnik puszczał sokola pod wiatr; ptak bowiem z wiatrem puszczony zwykle nie wracał. Jeśli więc sokolnik chciał się go pozbyć, puszczał go z wiatrem, a był prawie pewny, że go więcej nie zobaczy.
- ↑ Mandragora, pokrzyw, roślina, o której cudowne rozpowiadano rzeczy. W opinii ludu, między tysiącami własności, przypisywano jej także własność opium.