Pamiętnik Wacławy/Jutrzenka życia/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pamiętnik Wacławy |
Podtytuł | Ze wspomnień młodéj panny ułożony |
Wydawca | S. Lewental |
Data wyd. | 1884 |
Druk | S. Lewental |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst „Jutrzenka życia” |
Indeks stron |
Nade mną pochyliła się dobrze mi znana głowa piastunki mojéj, w czepcu śnieżnéj białości, z pod którego wyglądały pasma włosów siwych, z oczyma, które łagodnie i rozumnie patrzyły z za okularów. Uśmiechnęłam się do kobiety, która od urodzenia mego aż dotąd nie odstępowała mię ni na dzień jeden, i patrzyłyśmy na siebie przez chwilę. Wydało mi się, że w poczciwych oczach mojéj piastunki malował się niepokój.
— O czém tak długo myślałaś, Waciu? — spytała, siadając naprzeciw mnie na krześle.
— O piérwszym balu, na jakim się znajdę — odpowiedziałam bez wahania, bo nigdy żadnéj myśli nie taiłam przed dobrą kobietą.
W oczach piastunki mojéj zdwoił się niepokój.
Smutnie skinęła głową parę razy i rzekła:
— Źle jest, że w przeddzień wyjścia twego w świat myślisz tylko o przyszłych balach. Wolałabym, abyś o czém inném myślała.
Smutno mi się trochę zrobiło, gdy usłyszałam te słowa i po chwili odrzekłam:
— Moja Biniu! (tak zwykłam była od dzieciństwa nazywać moję piastunkę, któréj imię było Balbina), moja Biniu, pocóż mam odwracać myśl moję od wesołych obrazów, gdy mi się one same nasuwają przed oczy?
— Po co? — odparła Balbina, — po to, aby nie napełniać sobie głowy mydlanemi bańkami, które, choć błyszczą pięknie, ale prędzéj czy późniéj pękną i zostawią po sobie samę pustkę.
Posłuchaj mię, Wacławo, a lepiéj może zrozumiész, co chcę powiedziéć.
Tu piastunka moja splotła ręce na szaréj sukni i tak daléj mówiła:
— Ośmnaście lat temu, w tym samym pokoiku, na tém samém miejscu, na którém siedzisz w téj chwili, siedziała matka twoja, o rok młodsza, niż jesteś teraz i, tak jak ty, mająca nazajutrz opuścić pensyą. Obok niéj siedziałam ja, bo wyhodowałam ją, jak ciebie, na moich ręku. Otóż matka twoja zamyślona była także, a gdym ją zapytała, o czém myśli, odrzekła: „o piérwszym balu, na którym się znajdę”. Wówczas zdawało mi się rzeczą bardzo naturalną, że piękna i bogata panna, która z pensyi w świat wychodzi, myśli o balu. Ale gdy potém patrzyłam na życie twéj matki, to, lepiéj może niż kto inny znając jéj dobre i zarazem nieszczęśliwe serce, nieraz z przywiązania do niéj gorzkiemi zalewałam się łzami. Ztąd-to doszłam do przekonania, że źle jest, jeśli kobieta przygotowuje się do przyszłości, która ją czeka, myślami o balach, i wolała-bym, abyś ty, Wacławo, w przeddzień wyjścia twego w świat, o czém inném myślała.
Jakie mają być myśli, któremi pragnęła-bym, abyś była zajęta, nie potrafię ci dokładnie powiedziéć, ale radzę ci, abyś otworzyła list, któryś wczoraj otrzymała od ojca twego i raz jeszcze przeczytała go z uwagą.
Słowa te, wymawiane przez piastunkę moję łagodnie i z oddźwiękiem smutku w głosie, silne na mnie wywarły wrażenie. Rojenia wesołe pierzchnęły daleko, a gdym podniosła zamyśloną głowę, piastunki mojéj nie było już przy mnie.
Sięgnęłam do kieszonki szlafroczka i wydobyłam z niéj dwa listy: jeden był od matki mojéj, drugi od ojca.