Pamiętnik Wacławy/Jutrzenka życia/III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pamiętnik Wacławy |
Podtytuł | Ze wspomnień młodéj panny ułożony |
Wydawca | S. Lewental |
Data wyd. | 1884 |
Druk | S. Lewental |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst „Jutrzenka życia” |
Indeks stron |
Mimowoli prawie po raz dziesiąty już może przebiegłam oczyma list matki. Zawierał on następne słowa:
„Przedmioty do stroju potrzebne, które ci posyłam, są przeznaczone dla tymczasowego twego użytku; po przybyciu do domu, znajdziesz daleko więcéj podobnych, które przygotowałam dla ciebie z myślą, abyś jak najświetniéj mogła w świat wstąpić. Całe sąsiedztwo moje, jak téż i liczni znajomi moi w mieście W., pałają ciekawością poznania ciebie. Młode panny przeczuwają w tobie niebezpieczną rywalkę; matki ich z góry już zaczynają na mnie poglądać z ukosa; ogólna wieść rozniosła tu, że jesteś piękną, a wychowanie, jakie odebrałaś w najlepszym zakładzie krajowym, rzuca na ciebie blask niemały. Przytém cały dom odświeżyłam na twe przybycie, powozy i uprząż sprawiłam nowiuteńkie, liberyą będziemy miały najmodniejszą. Fortepian Erarda stoi w salonie, oczekując twéj gry umiejętnéj, w garderobie przybycia twego oczekuje panna służąca, którą sprowadziłam z Warszawy, zastrzegłszy wprzód, aby wzięła tam kilkadziesiąt lekcyi od najlepszego fryzyera i krawca.
„Musisz mi zabłysnąć w świecie, jak brylancik piérwszéj wody. Oprawę urządziłam tak, aby dyament mój mógł wydać się w niéj jak najlepiéj. Lubo sama jestem jeszcze dość młoda i lubię świat, nie będę naśladowała pewnych matek, które, gdy nie są jeszcze zbyt zestarzałe, pragną gasić sobą wdzięk swych córek i zazdroszczą im powodzenia w towarzystwach. Przeciwnie, twoja chluba będzie moją chlubą, twoje szczęście mojém szczęściem, a ostatnie, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, nie powinno cię minąć.
„Dziś już najlepsze partye w okolicy z niecierpliwą ciekawością oczekują twego przybycia; najbogatsi młodzi ludzie zawczasu batystowemi chustkami przecierają szkiełka swoich pince-nez, aby za twojém pojawieniem się włożyć je na oczy i jak najlepiéj módz przyjrzéć się tobie. Serce moje mówi mi, że zobaczą więcéj jeszcze, niż się spodziewają.
„Nie przyjeżdżam po ciebie sama, bo daleka podróż zbyt była-by fatygującą dla mnie po ostatniéj przebytéj chorobie. Balbina, według rozporządzeń, jakie jéj w liście posyłam, załatwi pieniężne sprawy z pensyą i będzie towarzyszyła ci w drodze. Poczciwy mój kamerdyner, Józef, aż płakał z radości, że jedzie po ciebie; będzie więc także strzegł cię troskliwie. Za kilka dni będę cię już miała obok siebie, a z boleścią myślę, że na rok jeden tylko, bo według umowy z twoim ojcem, rok następny przy nim masz spędzić. Ale któż może wiedziéć, co się przez rok stanie?
„Jeśli spełni się pewien planik, jaki ukartowałam dla ciebie w méj głowie, zostaniesz na zawsze w mojém sąsiedztwie panią już swego domu i serca pewnego młodego sąsiada, który, oprócz dystyngowanéj powierzchowności i pięknego nazwiska, posiada wcale ładny majątek z gotyckim pałacykiem.”
Przebiegając oczyma ten list mojéj matki, poczułam zawrót głowy. Znowu porwała mię fala marzeń, unosząc po świecie; pokazywała salony, suknie, perły, koronki, salę balową, w któréj tańczyły chóry Archaniołów, a z pomiędzy nich zwolna i nieśmiało wysuwał się ku mnie ów sąsiad młody, o którym pisała matka moja, i batystową chusteczką wycierał szkiełko swego pince-nez...
Oczy moje wpadły na drugi list, który trzymałam w ręku; rozwinęłam go i czytałam następne słowa:
„Smutno mi bardzo, córko moja droga, że w chwili, gdy masz opuścić ustroń, w któréj się wychowałaś, w chwili tak ważnéj twego życia, nie mogę być przy tobie choćby przez dzień jeden, aby obdarzyć cię na drogę, jaką rozpoczniesz, ojcowskiém słowem i uściskiem. Obowiązki publicznego zawodu, któremu poświęciłem życie moje, powołały mię w kraje odległe. Wrócę za rok, to jest wtedy, gdy, według umowy méj, z matką twoją zawartéj, opuścisz dom jéj, aby na rok znowu przy mnie zamieszkać.
„Wychodzisz w świat. Znam towarzystwo, jakie cię otoczy: jest ono błyszczące, świetne z pozoru, a tym samym blaskiem zechce odziać ciebie, niby okuć w ciasny pancerz blaszki pozłoconéj.
„Ale nie ufaj zbyt połyskom, dziecię moje, i nie oddawaj im całego serca twego. Wejdź w życie z myślą, że zabawy i zbieranie hołdów nie są celem, dla którego żyć ma kobieta. Odurzą cię one i upoją z razu, ale staraj się co prędzéj o wytrzeźwienie. Strzeż się utonięcia we fraszkach. Nie zapominaj, że po-za tém bawiącém się i błyszczącém kołem, które cię otoczy, jest świat rozleglejszy. Na świecie tym ludzie pracują pługiem, piórem, myślą podniesioną wysoko, ręką czynną a nigdy nie usypiającą; na świecie tym jest wiele boleści, ale i radości wysokich, i są wielkie cnoty, rozsiane z rzadka, lecz przyświecające ziemi, jak szeroko rozpalone pochodnie. W ten-to świat jak najczęściéj posyłaj ducha twego i szanuj wszystko, co z niego pochodzi, a przyjdzie chwila, w któréj zapragniesz znaléźć w nim miejsce dla siebie.
„Kiedy ci przyjdzie to pragnienie, ja będę przy tobie, aby ci powiedziéć, jak i kędy iść ma droga twoja. Tymczasem strzeż pilnie młodego serca twego i myśli twéj wpół dziecięcéj jeszcze, aby ich nie rozproszyć na pył błyszczący, z którego podstawy życia wykuć nie podobna. Mam nadzieję, że gdy wrócę do kraju, znajdę cię zdrową na ciele i duszy, i będę mógł przelać w twego ducha zasady i przekonania, których sam przez całe życie byłem wiernym wyznawcą.”
Długi list mego ojca brzmiał cały w podobnym tonie. Gdym go odczytała, pierzchły z przed mych oczu błyskotliwe obrazy, wywołane pismem méj matki, i już nie fala marzeń mię kołysała, ale nieznane dotąd myśli porywały w światy nieznane. Zamiast sali balowéj, ujrzałam wyobraźnią przestrzeń szeroką pustą z razu, ale która stopniowo zapełniała się rojem ludzi, to pług ciągnących po glebie rodzinnego kraju, to siedzących nad księgą z pochylonemi czołami, to tułających się w łzach i boleści po różnych stronach ziemi, to modlących się po Świątyniach, lub przy domowych ogniskach pędzących życie w pokoju i miłości.
Nie byłże to ów świat pracy, myśli, cierpień i szlachetnych radości, o którym pisał mi mój ojciec?
Tak, ten-to świat pokazały mi myśli moje, połączone z jego myślami.
Do świata tego mocno uderzyło moje serce.
A oweż salony, karety, liberye, sale balowe, ów sąsiad młody, który w gotyckim swym pałacyku oczekiwał mego do domu matki przybycia, zawczasu wycierając chusteczką szkiełko swego pince-nez? Czyliż to wszystko całkiem zniknęło mi z przed oczu? Nie; niby rój latających iskierek, migotały przede mną błyskotki, ale nie mogły zasłonić potężnego obrazu, na którym, wielkiemi wymalowane zarysami, zobaczyłam ludzkość, kraj mój ojczysty, nieszczęśliwych i pracujących spółbraci, a wpośród tego wszystkiego miejsce niezajęte, na którém ja miałam stanąć, aby pracować, cierpiéć, modlić się i cieszyć wraz z innymi.
Dwa obrazy stały przede mną: jeden błyskotny i powiewny, drugi smętny i surową owiany powagą.
Piérwszy był światem mojéj matki, drugi światem mego ojca.
Dlaczego pomiędzy światami, w których zamknęło się każde z rodziców moich, tak wielka zachodziła różnica? Dla czego każde z nich, kochając mię zarówno, w tak różny sposób objawiało miłość swoję i tak odmienne drogi pragnęło gotować przede mną? Dla czego wreszcie ja, co posiadałam i ojca, i matkę, miałam przy jednym i przy drugiéj przebywać tylko z kolei, po roku, wedle umowy, jaką oni między sobą zawarli, aby dzielić się moją obecnością, chociaż sercem mojém podzielić się nie mogli, bo ono zarówno do nich obojga należało?
Czemuż, gdy wejdę w świat mojéj matki, będę zmuszoną oddalić się od świata mego ojca, a może i całkiem utracić go z oczu? A jeśli przestrogi i pojęcia ojcowskie głęboko w sercu wyryję i wedle nich kierować mém życiem zechcę, toć już usunę od siebie czarę z napojem blasku i wesela, podawaną mi przez kochającą matki méj rękę?
Smutek zaciężył mi na sercu, opuściłam głowę w zadumie, a wywołane wspomnieniami o rodzicach stanęły mi przed pamięcią dziecięce lata moje.