Pamiętnik chłopca/Kuźnia
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pamiętnik chłopca |
Podtytuł | Książka dla dzieci |
Wydawca | Księgarnia Teodora Paprockiego i Spółki |
Data wyd. | 1890 |
Druk | Emil Skiwski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Maria Obrąpalska |
Tytuł orygin. | Cuore |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały luty Cały tekst |
Indeks stron |
Prekossi przyszedł wczoraj wieczorem, aby mi przypomnieć obietnicę odwiedzenia jego kuźni, która jest na dole, w ulicy; otóż więc dzisiejszego rana, wyszedłszy z ojcem na miasto, uprosiłem go, aby tam ze mną wstąpił na chwilę. Podczas gdyśmy się do kuźni zbliżali, wybiegł z niej pędem Garoffi; jakieś zawiniątko miał w ręku, a płaszcz jego, fruwając z wiatrem, odsłaniał składy jego towarów. A! teraz już wiem, gdzie się zaopatruje w opiłki żelazne, które następnie wymienia na stare dzienniki ten pomysłowy handlarz! Stanąwszy we drzwiach, ujrzeliśmy zaraz Prekossiego, który, siedząc na kupce cegieł, z książką na kolanach, uczył się lekcyi. Natychmiast wstał i wprowadził nas do kuźni: była to izba pełna kurzu od węgli, na któréj ścianach, pokrywając niemal całkiem, wisiały dokoła młotki, obcęgi, zasuwy, sztaby, słowem żelaztwa przeróżne, a w jednym kącie na ognisku palił się wielki płomień, na który wciąż dmuchał miech ogromny, poruszany przez jakiegoś wyrostka. Prekossi ojciec znajdował się przy kowadle, a czeladnik trzymał sztabę żelazną, na ogniu.
— Aha, otóż jest! — rzekł kowal, zaledwie nas spostrzegł, zdejmując czapkę. Przyszedł do nas ten grzeczny kawaler, co to darowuje całe pociągi kolei żelaznéj! Przyszedł, bo chciał zobaczyć, jak się téż to w kuźni pracuje, wszak prawda? Otóż, służę paniczowi; zaraz zobaczysz.
I mówiąc to, uśmiechał się i nie miał już téj twarzy ponuréj, tych oczu zamglonych co dawniéj. Czeladnik podał mu długą sztabę żelazną, z jednego końca rozpaloną do czerwoności, i kowal oparł ją na kowadle. Robił jednę z tych sztab ozdobnych, wzorzystych, które się używają do balkonów i altanek na tarasach. Podniósł wielki młot i zaczął nim uderzać w żelazo, posuwając na kowadle jego część rozpaloną to w tę, to w ową stronę i wykręcając ją na rozmaite sposoby; i dziwnie było patrzéć, jak pod wprawnemi, szybkiemi uderzeniami młota żelazo się gięło, skręcało, przybierało stopniowo kształt piękny nawpół rozwiniętego liścia, jakby to był wosk miękki, w ręku lepiony. A tymczasem syn jego patrzył na nas z wyrazem pewnéj dumy, jakby chciał powiedzieć:
— Widzicie, jak to pracuje mój ojciec!
— No, cóż, paniczu, widziałeś, jak się to robi? — zapytał mnie kowal, gdy skończył robotę, kładąc przede mną ową sztabę, która teraz wyglądała jak pastorał biskupa.
Potém odłożył ją na stronę i inną wsunął do ognia.
— Piękna robota, naprawdę — powiedział doń mój ojciec i dodał: — Więc... pracujecie, hę? Chęć do pracy wróciła?
— A tak, wróciła — odrzekł robotnik, obcierając sobie pot z czoła i rumieniąc się zlekka. — A wiész pan, kto to sprawił, że wróciła?
Mój ojciec udał, że nie rozumie.
— Oto ten dzielny chłopak — powiedział kowal, wskazując palcem na syna, — ten poczciwy chłopiec, który się uczył pilnie i zaszczyt czynił swemu ojcu, podczas gdy ten ojciec... głupstwa robił, no i obchodził się z nim jak z bydlęciem. Kiedym zobaczył ów medal... Ach, ty mój malcze kochany, duży jak laleczka za grosz, chodź-że tu do mnie, chodź, niech na twoją buźkę popatrzę!
Chłopiec przybiegł natychmiast. Kowal go wziął, podniósł, postawił na kowadle, trzymając pod pachy, i powiedział:
— A wyszoruj-że nieco facyatę temu nicponiowi tatce.
I wówczas Prekossi pokrył pocałunkami czarną twarz ojca, a tak serdecznie całował, że się sam cały uczernił.
— Ot, tak, to lubię! — rzekł kowal i postawił go na ziemi.
— Tak, to dobrze, naprawdę, Prekossi! — zawołał ucieszony mój ojciec, i pożegnawszy uprzejmie kowala i jego syna, wyprowadził mnie z kuźni.
Podczas gdym wychodził, Prekossi powiedział mi:
— Przepraszam — i wsunął do mojéj kieszeni paczkę gwoździ.
Ja prosiłem go, aby przyszedł do nas, z naszego balkonu przyglądać się karnawałowi.
— Tyś mu podarował swój pociąg kolei żelaznéj — powiedział mój ojciec, gdyśmy szli do domu; — ale gdyby ten pociąg był nawet ze złota, pełny drogich kamieni, jeszczeby to był podarunek niedość cenny dla tego zacnego dziecka, które potrafiło serce ojca przerobić.