Pamiętnik chłopca/Pierwszy śnieg

<<< Dane tekstu >>>
Autor Edmund de Amicis
Tytuł Pamiętnik chłopca
Podtytuł Książka dla dzieci
Wydawca Księgarnia Teodora Paprockiego i Spółki
Data wyd. 1890
Druk Emil Skiwski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Maria Obrąpalska
Tytuł orygin. Cuore
Źródło Skany na Commons
Inne Cały grudzień
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
PIERWSZY ŚNIEG.
10, sobota.

Żegnajcie przechadzki w aleje Rivoli! Oto śnieg pierwszy, oto przyjaciel nas, chłopców! Od wczorajszego wieczora białe jego płatki padają, ciche, gęste, wielkie jak kwiat jaśminowy. W szkole była uciecha niemała na widok tych płatków, lecących na szyby i gromadzących się w dole okien w wielkie, białe wały; nauczyciel również poglądał i ręce sobie zacierał, i wszyscy byli radzi na myśl o gałkach ze śniegu i o ślizgawce, co niebawem nastanie, i o żywym ogniu, co zapłonie na kominku w domu. Jeden tylko Stardi nie zważał na to i siedział cały zatopiony w lekcyach podparłszy skronie pięściami. Przy wyjściu jakiż widok, jaka radość! Wszyscy rozbiegli się po ulicy, krzycząc, wywijając rękami, skacząc, drepcąc po śniegu, jak pieski po wodzie, nabierając go sobie pełne garście. Rodzice, którzy oczekiwali na zewnątrz, mieli parasole całkiem białe; hełm żołnierza straży miejskiej także był bielutki, wszystkie nasze tornistry w parę minut stały się białe. Wszyscy zdawali się nie posiadać z radości; nawet Prekossi, syn kowala, ten bledziutki, który nigdy się nie śmieje, i Robetti, ten, co dziecko od przejechania ocalił, biedaczek! i on także skakał na swoich kulach. Kalabryjczyk, który się nigdy śniegu nie dotknął, zrobił sobie z niego gałeczkę i zaczął zajadać jakby brzoskwinię. Krossi, syn przekupki warzyw, napełnił nim swój tornister, a murarczuk wszystkich do ogromnego śmiechu pobudził, bo oto gdy mój ojciec zapraszał go, aby do nas jutro przyszedł, on, mając usta pełne śniegu i nie odważając się ani go wypluć, ani téż połknąć, stał tylko, łykając i przewracając oczami, i nic nie odpowiedział. Również i nauczycielki nie szły, lecz wybiegały ze szkoły, śmiejąc się; i moja nauczycielka z pierwszéj wstępnéj, biedaczka, biegła wśród padającego śniegu, osłaniając twarz swoją woalką zieloną i kaszląc. A tymczasem setki dzieci z wydziałów poblizkich przebiegały, krzycząc i podskakując, po tym białym kobiercu, a nauczyciele, woźni i stróże miejscy wołali: „Do domu! do domu!“ — połykając płatki śniegu, które, oprócz ubielenia im brody i wąsów, jeszcze do ust trafiały. Lecz i oni także się śmieli z téj uciechy, z tego wesołego świętowania przez uczni nadeszłéj zimy...


Wy świętujecie nadejście zimy... Ale są dzieci, co nie mają ani ubrania, ani obuwia, ani ognia. Są tysiące takich, co z wyżyn schodzą do wiosek, po długiej, uciążliwej drodze, niosąc w rekach, okrwawionych od brył ostrych lodu, kawałek drzewa dla ogrzania szkoły. Są setki szkół, niemal zasypanych śniegiem, nagich i ciemnych jak jaskinie, gdzie dzieci duszą się od dymu, lub dzwonią zębami od zimna, patrząc z przerażeniem na te białe płatki, co padają na ziemię ciągle, bez przerwy, co się kładną grubą, coraz grubszą warstwą na dachy ich chat dalekich, nad któremi wiszą w górze lodozwały. Wy świętujecie zimę, dzieci. Pomyślcie o tysiącach istot, dla których zima niesie śmierć i nędzę.

Twój ojciec.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edmondo De Amicis i tłumacza: Maria Obrąpalska.