Pamiętnik chłopca/Próżność
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pamiętnik chłopca |
Podtytuł | Książka dla dzieci |
Wydawca | Księgarnia Teodora Paprockiego i Spółki |
Data wyd. | 1890 |
Druk | Emil Skiwski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Maria Obrąpalska |
Tytuł orygin. | Cuore |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały grudzień Cały tekst |
Indeks stron |
Wczoraj chodziłem na przechadzkę w aleję, Rivoli z Wotinim i jego ojcem. Przechodząc przez ulicę Dora Grossa, spostrzegliśmy Stardiego, tego, co kopie nogami tych, co mu przeszkadzają słuchać nauczyciela; stał nieruchomie przed wystawą sklepową księgarza, z oczami utkwionemi w kartę geograficzną, i kto go wie, od jak dawna już tam stał, bo on i na ulicy się uczy; ledwie raczył kiwnąć nam głową na nasze powitanie ten dzikus. Wotini ubrany był pięknie. Buciki miał safianowe, z wyszyciem czerwonem, ubranko z haftami, z chwastami z jedwabiu, kapelusz biały kastorowy i zegarek. To téż się pysznił! Ale tym razem miał źle wyjść na téj swojéj próżności. Przebiegłszy spory kawał drogi po alejach i zostawiwszy daleko poza nami ojca Wotiniego, który szedł powoli, zatrzymaliśmy się wreszcie, aby zaczekać na niego, przy ławeczce kamiennéj, obok jakiegoś chłopca, skromnie ubranego, który zdawał się być zmęczony i siedział zadumany, z pochyloną głową. Jakiś człowiek, zapewne ojciec tego chłopczyka, przechadzał się tam i napowrót pod drzewami, czytając gazetę.
Usiedliśmy. Wotini zajął miejsce pomiędzy mną a chłopcem. I zaraz sobie przypomniał, że jest pięknie ubrany, i zapragnął wzbudzić podziw i zazdrość w sąsiedzie. Podniósł nogę i rzekł do mnie:
— Czy widziałeś moje wojskowe buciki?
Powiedział to, aby chłopiec spojrzał w tę stronę. Ale chłopiec nie poruszył głową. Wówczas opuścił nogę i pokazał mi swoje jedwabne chwaściki, patrząc z pod oka na chłopca, i powiedział mi, iż te jedwabne chwaściki wcale mu się nie podobają i że chciałby je zmienić na srebrne guziki. Ale chłopiec i na chwaściki nie spojrzał. Wtedy Wotini zaczął obracać na palcu swój piękny, biały kapelusz. Ale chłopiec, jakby naumyślnie, ani jedném spojrzeniem nie zaszczycił również kapelusza. Wotini, który zaczynał się gniewać, wydobył zegarek, otworzył go, pokazał mi kółka. Ale tamten nie poruszył się wcale.
— Czy to srebrny wyzłacany? — spytałem go.
— Nie — odrzekł, — złoty.
— Lecz nie cały przecież złoty — powiedziałem, — i srebra trochę w nim być musi...
— Ale gdzież tam! — odparł, i, aby zmusić chłopca do spojrzenia na zegarek, podsuwał mu go przed oczy i powiedział: — Zobacz, proszę; wszak prawda, że złoty?
Chłopiec odrzekł krótko:
— Ja nie wiem.
— Oj, oj! — zawołał Wotini z gniewem — jakaż to duma!
Podczas gdy to mówił, nadszedł jego ojciec, który usłyszał ostatnie wyrazy; popatrzył uważnie przez chwilę na owego chłopca, potém rzekł ostro do syna:
— Milcz! — I nachyliwszy się do jego ucha, dodał: — To niewidomy.
Wotini porwał się z ławki, zadrżał i spojrzał w twarz chłopca. Chłopiec miał oczy szkliste, bez wyrazu, bez wzroku. Stał więc jak wryty, upokorzony, zawstydzony, milczał przez chwilę, spuściwszy w dół oczy. Potém wybełkotał:
— Ach! jakże mi przykro... nie wiedziałem...
Lecz chłopiec, który wszystko zrozumiał, odrzekł z dobrym i smutnym uśmiechem:
— O! nic nie szkodzi.
Otóż Wotini jest próżny, to prawda, ale nie ma złego serca. W ciągu całéj przechadzki nie uśmiechnął się już ani razu.