Pamiętnik dr Cz. Gawareckiego/Wśród tajników życia
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pamiętnik |
Pochodzenie | Pamiętniki lekarzy |
Wydawca | Wydawnictwo Zakładu Ubezpieczeń Społecznych |
Data wyd. | 1939 |
Druk | Drukarnia Gospodarcza Władysław Nowakowski i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały pamiętnik Cały zbiór |
Indeks stron |
Bez zapału biorę do ręki skierowania do naświetlań rentgenologicznych chorych na raka. Przykrym jest uczucie bezsilności wobec niektórych odmian tego schorzenia.
Obserwowałem szereg osób z rakiem, które wiedząc o beznadziejności swego stanu, zachowywały spokój wzbudzający głęboki szacunek. Wyraz twarzy poważny, z tonem cichej skrywanej rezygnacji. Zgaszona radość życia a jednocześnie pewna wzniosłość a nawet dostojeństwo. Powaga wtajemniczonych w sens bytu. Prościej i łatwiej można nieraz porozumieć się z tymi osobami wzrokiem, gestem, nieuchwytną grą twarzy lub bezpośrednim przesłaniem myśli niż słowem.
Jakkolwiek niewiele zjawia się przypadków beznadziejnych, jednak przysłaniają radość pracy na rentgeno-terapii. Zdarzają się sytuacje wręcz przeciwne. Chory a częściej chora, wmawiają w siebie raka i to tę odmianę złośliwą, trudną lub beznadziejną w leczeniu. Rozmowy wówczas są dość męczące, choć nie pozbawione humoru.
Do najczęstszej kategorii, bo zjawia się do kilkunastu osób dziennie, należą nowotwory macicy. Tu praca daje pełne zadowolenie. Wnoszą kobietę przeważnie w sile wieku, czasem kwiecie lat, a nieraz zupełnie młodą lecz wyniszczoną, przedwcześnie zestarzałą, bladą, skrwawioną, zwykle pokrajaną przez chirurga. Wydawać by się mogła, że to przypadek stracony i przywożenie takiej osoby nie ma celu. A jednak po pewnym czasie chora przychodzi już sama, choć pod opieką, a później całkiem samodzielnie. Powraca do życia, pracy i rodziny. Dziwi mnie tylko brak obserwacji kobiet nad sobą. Czemu zwracają się do lekarza dopiero w stanie zmian daleko posuniętych. Leczenie długotrwałe, jak zwykle przy metodzie rentgenologicznej. Lecz ileż zadowolenia w tym wydzieraniu skazanej z objęć śmierci.
Żadna z tych kobiet, nawet najlepiej sytuowana materialnie, nie mogłaby pozwolić sobie nawet na część olbrzymich kosztów leczenia prywatnego. Walczyć z nowotworami można jedynie za pomocą wielkich organizacji. Instytucja mała nie wytrzyma ciężaru finansowego. Statystyki wszystkich krajów wykazują stałe wzrastanie rozpoznań tej choroby. Bez rozległego zasięgu i udostępnienia pomocy lekarskiej rzeszy ludności, nie „wyłapie“ się w porę tych, które nie przeczuwają nawet, że toczy je już złośliwy twór przyrody.
Któraż kobieta, idąc przez życie, nie potrzebuje pomocy ginekologa. Ileż było i jest jeszcze skrywanych nieporozumień małżeńskich, cichych lub jawnych tragedii i katastrof rodzinnych z powodu braku leczenia ginekologicznego. Są to sprawy, które się wyczuwa, nie zawsze rozumie, a wyjątkowo kiedy mówi o nich.
Życie lubi kontrasty. Nawet i tu w pracy pełnej powagi przydarzy się coś zabawnego.
Przychodzi dorosła córka z matką chorą na raka. Kiedy za pacjentką zamknęły się drzwi od sali do napromieniowań, córka zwraca się z ugrzecznieniem:
— Panie Doktorze, ja wiem, że matka ma raka, ale pragnęłabym dowiedzieć się, czy to samiec czy samica?
— Niby kto? Matka czy rak?
— Pan Doktór tylko żartuje, aby nie powiedzieć prawdy. Ja przecież wiem, że samca to można zabić promieniami, ale jak samica to nic nie poradzi, bo rozsiewa swoje małe po całym organizmie człowieka i nim zdążyło by się pozabijać mnożące się małe, zabiło by się i człowieka.
Co odpowiedzieć na tak logicznie choć naiwnie zbudowane rozumienie choroby zwanej rakiem?