Pamiętnik dr S. Skopińskiej/Praca w cegielni i w fabryce nawozów sztucznych

<<< Dane tekstu >>>
Autor Sabina Skopińska
Tytuł Pamiętnik
Pochodzenie Pamiętniki lekarzy
Wydawca Wydawnictwo Zakładu Ubezpieczeń Społecznych
Data wyd. 1939
Druk Drukarnia Gospodarcza Władysław Nowakowski i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały pamiętnik
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Praca w cegielni i w fabryce nawozów sztucznych.

Wokoło Starołęki ciągnęły się cegielnie, których było tu, jak prawie w każdej miejscowości, położonej w pobliżu wielkiego miasta, dosyć dużo.
Noszenie lub wożenie gliny oraz wyrabianie i wypalanie cegieł jest pracą zarówno ciężką, jak i szkodliwą dla zdrowia, a przy tym wszystkim źle płatną.
Czemu tak było, że robotnik cegielni był gorzej opłacany niż robotnik innych fabryk — tego nie wiem. Wobec niższych, niż gdziekolwiek zarobków do pracy w cegielniach zgłaszały się przeważnie kobiety. Oczywiście, że wkrótce każda z nich stawała się moją pacjentką. Wyczerpanie i osłabienie mięśnia sercowego, połączone z poszerzeniem lewej komory serca i obrzękami nóg, było zjawiskiem bardzo częstym. Ale jeszcze częstszą była gruźlica płuc. Porządek rzeczy zwykle bywał taki: chorą robotnicę kierowałam do sanatorium, tam wszystkie poprawiały się znacznie, lecz wróciwszy do swych zajęć w cegielni, gdyż lepszego zajęcia widać nie mogła żadna z nich znaleźć, proces się ponawiał. Ponieważ jednak były to kobiety przeważnie dojrzałe, więc objawy gruźlicy nie występowały u nich w sposób tak gwałtowny, jak u młodzieży robotniczej. Przeważnie po starannej kuracji wracały do zdrowia.
Na przeciwległym brzegu Warty we wsi Czopy, vis a vis gmachów fabrycznych Romana Maya w Luboniu, leżała wieś Czapury. Jeździłam tam kilkakrotnie do pewnego robotnika, pracującego w fabryce Maya. Miał on lat 50 i był dość otyły. Nagle zasłabł i począł pluć krwią. Pamiętam dokładnie chatkę wiejską, w której mieszkał. Położona była ona w bok od bardzo piaszczystej drogi, prawie nad samą rzeką. Naprzeciwko szumiał las, a wokoło, jak spojrzeć, ciągnęły się nadbrzeżne piaski.
Nie można powiedzieć, by warunki zewnętrzne usposabiały w tym wypadku do gruźlicy, tym bardziej, że nikt w rodzinie pacjenta nie chorował. Gdy zaczęłam dokładnie zbierać anamnezę chorego, usłyszałam wówczas opowiadanie:
— U nas, w fabryce nawozów sztucznych, to każdy po 10-ciu latach pracy jest zupełnie chory. I nikt nie wie dlaczego. Chorym robi się tak jakoś słabo... — w tej chwili pacjent mój zaczął silnie kasłać i po chwili pokazał mi grudkę zakrzepłej krwi, którą odplunął na chusteczkę.
Jak zdołałam zauważyć, gazy, wydobywające się przy fabrykacji nawozów sztucznych, działały tak szkodliwie na naczynia krwionośne płuc i pod ich wpływem naczynia te pękały.
Chorego leczyłam dość długo. Pacjent się wyleczył, ale do pracy w fabryce już nie wrócił. Przydałaby mu się emerytura, lecz wtedy robotnicy nie mieli ubezpieczenia emerytalnego.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Sabina Różycka.