<<< Dane tekstu >>>
Autor Stendhal
Tytuł Pamiętnik egotysty
Wydawca Bibljoteka Boya
Data wyd. 1933
Druk Drukarnia Zakładów Wydawniczych M. Arct S. A.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł orygin. Souvenirs d'égotisme
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XI

Nie wiem, co mnie zawiodło do pana de l’Etang. Zażądał ode mnie, zdaje mi się, egzemplarza Historji malarstwa we Włoszech, pod pozorem że chce napisać recenzję w Lyceum, jednym z owych przelotnych dzienniczków, jakie stworzył w Paryżu sukces Edinbourgh Rewiew. Chciał mnie poznać.
W Anglji, arystokracja gardzi literaturą. W Paryżu, jest ona rzeczą zbyt ważną. Niepodobieństwem jest dla Francuzów mieszkających w Paryżu mówić prawdę o dziełach innych Francuzów mieszkających w Paryżu.
Zrobiłem sobie jakiś dziesiątek śmiertelnych wrogów przez to, że powiedziałem redaktorom Globu, w formie rady i mówiąc z nimi wprost, że Glob ma ton zbyt purytański i że zanadto może brak mu lekkości i dowcipu.
Dziennik literacki, sumienny jak była Edinbourgh Rewiew, możliwy jest jedynie o tyle, o ile będzie drukowany w Genewie i wydawany tamże przez przedsiębiorcę zdolnego do sekretu. Naczelny redaktor jeździłby co rok do Paryża i otrzymywałby w Genewie artykuły do każdomiesięcznego numeru. Wybierałby, płaciłby dobrze (200 fr. za arkusz druku), i nie wymieniałby nigdy swoich współpracowników.
Zaprowadzono mnie tedy do pana de l’Etang, w niedzielę o drugiej. Trzeba było przebyć dziewięćdziesiątpięć schodów, ponieważ Akademja jego mieściła się na szóstem piętrze domu, który należał do niego i do jego sióstr, przy ulicy Gaillon. Z okienek jego widać było jedynie las kominów z okopconego tynku. Jest to dla mnie jeden z najbrzydszych widoków; ale cztery małe pokoiki, które zajmował pan de l’Etang, pełne były sztychów oraz innych zajmujących dzieł sztuki.
Miał wspaniały portret kardynała de Richelieu, na który spoglądałem często. Obok widniała duża, ciężka, tępa twarz Racine’a. Prawdopodobnie zanim tak utył, ten wielki poeta doznawał uczuć, których wspomnienie nieodzowne jest do napisania Andromaki i Fedry.
Zastałem u pana de l’Etang, przy lichym ogniu — było to zdaje mi się, w lutym 1822 r. — osiem czy dziesięć osób, które mówiły o wszystkiem. Uderzył mnie ich zdrowy rozum, ich dowcip, a zwłaszcza delikatny takt pana domu, który, mimo iż nieznacznie, kierował dyskusją w ten sposób, aby nigdy nie mówiło trzech naraz, ani też aby nie nastawały żałosne chwile milczenia.
Nie umiałbym wyrazić dość szacunku dla tego towarzystwa. Nigdy nie spotkałem nic, nie powiem wyższego, ale nic dającego się z niem porównać. Uderzyło mnie to pierwszego dnia, a przez parę lat trwania tego salonu, dwadzieścia razy może chwytałem się na tem samem uczuciu podziwu.
Takie towarzystwo możliwe jest jedynie w ojczyźnie Woltera, Moliera, Couriera.
Niemożliwe jest w Anglji, bo u pana de l’Etang żartowanoby sobie z jakiegoś księcia tak jak z każdego innego, i bardziej niż z każdego innego gdyby był śmieszny.
Niemcy nie mogliby wydać takiego salonu; zanadto tam są przyzwyczajeni entuzjazmować się lada głupstwem filozoficznem będącem w modzie. (Anioły pana Ancillon). Zresztą, poza swoim entuzjazmem, Niemcy są za głupie.
Włosi rozprawialiby, każdy gadałby przez dwadzieścia minut i stałby się śmiertelnym wrogiem swego antagonisty. Za trzeciem zebraniem, posypałyby się satyryczne sonety jednych na drugich.
Bo dyskusja była tam ostra i szczera o wszystkiem i ze wszystkimi. Wszyscy byli grzeczni u pana de l’Etang, ale przez wzgląd na gospodarza. Często musiał on ochraniać odwrót jakiegoś śmiałka, który, szukając nowej myśli, zabrnął w niedorzeczność nazbyt oczywistą.
Zastałem tam pana de l’Etang, pp. Alberta Stapfer, J. J. Ampère, Sautelet, de Lussinge.
Pan de l’Etang to jest charakter w typie zacnego wikarego z Wakefield. Aby dać o nim pojęcie, trzebaby półtonów Goldsmitha albo Addisona.
Przedewszystkiem, jest bardzo brzydki; ma zwłaszcza — rzecz rzadka w Paryżu — czoło nieszlachetne i niskie; jest dobrze zbudowany i dość wysoki.
Ma wszystkie małostki mieszczucha. Kiedy kupi za trzydzieści sześć franków tuzin chustek do nosa w sklepie na rogu, w dwie godziny później wierzy, że jego chustki są rzadkością i że za żadną cenę nie dostałoby się w Paryżu podobnych...


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Stendhal i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.