Pamiętniki nieznajomego/Tom pierwszy/10 Maja

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Pamiętniki nieznajomego

Tom pierwszy

Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1872
Druk Kornel Piller
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom pierwszy
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

10. Maja.

Ty sobie pomyślisz, czytając to matuniu, że ja tylko trzpioczę się, bałamucę, latam, a nic się nie uczę; dziennik mój może ci to podać do myśli. A jednak tak nie jest, przysięgam ci na ojca którego nie znałem, na twoją matkę, którąm tak kochał, że umiem niepowrotny czas szacować. Nauka jest prócz tego dla mnie źródłem tylu przyjemności!
Najsuchsza jeszcze zajmuje i dotyka nas z którejś strony. A jestże taka, którąby suchą nazwać słusznie można? Suchą czyni ją chyba wykład, sposób w jaki się na nią zapatrują, oderwanie jej od tego, czego część żywotną składa. W każdej umiejętności jest wreszcie Bóg na początku, człowiek na ostatku; — ten, który wie i stwarza, i ten, który nie stworzywszy pojmuje... dwa wyrazy ogromnego szeregu istot... pierwszy i ostatni. W każdej umiejętności wyczerpanej do dna, znajdziesz wszystko, bo wszystko jest we wszystkiem, jeśli się zastanowisz surowiej. Całe stworzenie rządzi się jednem wielkiem prawem.
O moja matuniu! skarby drogie są w nauce, nie myśl abym jej miał zaniedbywać; nie lękaj się także bym Boga z oczu stracił. Nauczyłaś mnie widzieć go wszędzie, szukać go zawsze, i obejść się teraz bez Niego nie mogę... Nie myśl bym poeta, jak mnie pan Wrzosek, w listach do ciebie nazywa, dla poezji naukę rzucił. Nauka dostarcza materjału poecie, ona mu szerokie roztwiera pola, jasne ukazuje przestrzenie. Nie ma nauki suchej... wszak Pytagoras w nauce liczb znalazł poetyczną swą sfer harmonję, muzykę stworzenia; wszak Plato buduje świat na wzór poprzedników swoich z liczb i trójkątów; a przecież nie znam poety, coby mu zrównał. Homer jest poetą ludu, i ten przecie znał swą Helladę, znał jej dzieje, był na swój wiek uczonym. Nie! poezja nie wyłącza nauki, owszem, obejść się bez niej nie może. Ale kto ją ma w sercu, temu przesiąknie wszystko poezją, jak soki ziemi, przechodząc łodygę róży, w jej się zapach mienią, jak w pszczółce pokarm miodem się staje i woskiem.
Opiszę ci matuniu, moje zatrudnienia, abyś się przekonała że nie próżnuję przecie, choć w moim dzienniku same tylko widać rozmowy i przechadzki. Pozwoliłaś mi chodzić na filozofję i literaturę, ulubiony mój przedmiot; byłbym cię usłuchał, nawet gdybyś mi inny cel wyznaczyła. Ja cię tak kocham; a ty powiadasz, że Bóg kobiecie, matce, daje instynktową wiedzę tego, co jej dziecku potrzebne i dobre na przyszłość. Uczę się więc czego pragnąłem i uczę z zapałem. Większość naszych nauczycieli ze wszech miar na wdzięczną zasłuży pamięć. Są to ludzie zamiłowani w swym przedmiocie, a to zamiłowanie jest największą rękojmią dla uczniów. Wyżej pisałem podobno, że patrzą ze stanowiska materjalistów, ale czyż temu winni?
Uczyli się, młodymi byli, gdy nauka na tem stanowisku prawie wszędzie stała; nie dziw więc, że się i oni na niem znaleźli. Nie są to jenjusze, coby w jakikolwiek sposób reformować mieli; ale ludzie z talentem i sumienni. Jeden tylko, nazwiska ci nie powiem, cudzoziemiec, szyderstwem zbywa, najpoważniejszy przedmiot, który traktuje. Dwa wielkie imiona, dwa luminarze nasze, nie na moim horyzoncie świecą, są to pochodnie innej naukowej drogi, nie będę więc ich sądził. Ja z moich zwłaszcza rad jestem. Kocham Leona Borowskiego... jest to skeptyk w głębi podobno, ale człowiek głowy i serca, nauki wielkiej, wyrozumiały dla nas i przyjazny wszelkiemu młodemu talentowi. Mówiłem z nim kilka razy, zachęcał mnie nawet, jestem z tego trochę dumny.
W ciągu tygodnia uczęszczam regularnie na lekcje, które mi przypadają w różnych godzinach przed- i poobiednich. Krok mam tylko z mieszkania do sal uniwersyteckich, nie tracę więc czasu na przejścia i oczekiwania. Oprócz języków, historji, literatury i tego co do oddziału mego należy, chodzę na lekcje malarstwa, rysuję z natury.
Jest tu atletyczny wzór, który nam na pierwsze potrzeby wystarcza. Biorę prywatne lekcje muzyki, jenerał-basu i kompozycji. W pozostałych godzinach tyle jest do czytania obcego, naszego, dawnego i nowego! Muszę grać, rysować i spocząć; nie mogę być całkiem obcy towarzyszom moim... Widzisz więc matuniu, że dnie mam zajęte, a zawsze mi się krótkimi zdają. Na moje pragnienie nauki, życia doprawdy zamało.
Jedno, które mam, zaledwieby wystarczyło na przedmiot jeden. Ale cóż to jeden przedmiot? Wydzielaj go jak chcesz, zawsze to będzie odłamana cząstka. Mnie się widzi, że nic dobrze pojąć nie można, nie obejrzawszy wprzód całości. Wszystko się wiąże z sobą; wszystkiego się więc uczyć potrzeba, aby coś jednego umieć.
O! jak życie krótkie matuniu, gdy część jeszcze jego i Marylce i szczęściu oddać musimy; gdy nieprzewidziane wypadki, interesa, ta kuchnia życia, zabiorą znowu swoje. W najbardziej zajmującem miejscu tej księgi, która się życiem zowie, śmierć przyjdzie... Tak, ale ona nam da nieśmiertelność, wiedzę i szczęście, uspokojenie na wieki!






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.