<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Gasztowt
Tytuł Pan Sędzic
Podtytuł Opowiadanie o Litwie i Żmudzi
Data wyd. 1839
Druk F.-A. Saurin
Miejsce wyd. Poitiers
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


DZIAŁ SZÓSTY.
Nagroda zasługi wojskowéj w chłopie.

W tydzień pan Sędzic odebrał od swego przyjaciela list następujący:
«O czasy! o obyczaje! My żyjemy w epoce sromoty. Mylimy się przyjacielu, utrzymując że chłop jest człowiekiem. Gdy uważam jak z nim postępują ci którzy nim rządzą, zdaje mi się że to jest zwierze, ale i nad zwierzęciem czułe serce ma więcéj litości. Mieszkam od dni kilku w naszém powiatowém mieście, za rozkazem ojca, dla interesów familijnych. Tu przypatrywałem się i dotykałem jednego procesu, który jakkolwiek dzikim ci się wydawać może, jest jednak najprawdziwszym.
»Człowiek pewien nazwany K... włościanin jednego z prześmiardłych magnatów żmudzkich, zaciągnął się był, jako ochotnik, do wojska formowanego w 1812 roku, za rozkazem Napoleona. Po odbyciu wszystkich kampanij, w jakie ta wojna wzbudzająca nadzieje Polski, obfitowała, powrócił z Francyi ze szczątkami legionów polskich do Warszawy. Tam wysłużywszy jeszcze pod Konstantym lat kilkanaście, dostał dymisyą podoficera, i z tą powrócił ozdobiony krzyżem legii honorowéj, i okryty bliznami, oglądać rodzinną strzechę i uściskać swego ośmdziesięcio letniego ojca. Magnat przymusza go ażeby szedł na pańszczyznę, jako należący do niego. K... którego uszy odzwyczajone już były od dzikiego wyrazu pańszczyzna, którego oczy widziały tyle wolnych narodów, gdzie żołnierz wysłużony miał szczególne poważanie od wszystkich, rozumiał że to tylko dla żartu lub przez pomyłkę rozkaz ten był dany; za powtórzeniem jednak onego, idzie sam do dworu i pokazując swoję dymisyą, przedstawia w pokornych wyrazach niesłuszność żądania. Oburzona duma zaprawnego na krew ludzką tyrana, w pierwszym zapale złości daje rozkaz posłusznym na skinienie oprawcom, ażeby, położywszy na gołém ciele jego dymisyą, bić bizunami póty, aż się w proch obróci; co było uskutecznione, jeśli nie z dokładem, to pewno co do litery.
»Ośmdziesięcio letni starzec, ojciec K... dowiedziawszy się o tém zdarzeniu syna, zachorował tego samego dnia śmiertelnie. Moment reflexyi, przedstawił magnatowi całe niebezpieczeństwo na jakie się naraził, nie szanując na dymisyi podpisu wielkiego księcia Konstantego, ktory jest tak ostry i groźny. Cóż tu robić? Narada tedy z plenipotentem, człowiekiem biegłym w prawie, to jest w łajdactwie. Trzeba odesłać K... na Sybir, ale w transporcie może znaleść sposobność napisania prośby i rzecz odkryć; a więc trzeba go zaskarżyć kryminalnie i kazać umrzeć pod knutami. Pan asesor sądu niższego był nie o podal; przedstawiają mu tedy całą okoliczność; w targ z nim, i za kilkadziesiąt rubli i futro z siwych baranków, otrzymują przyrzeczenie, że śledztwo będzie zrobione podług życzenia magnata. Wiedz jeszcze że ten pan asesor, nie jest to z owych asesorów od korony w którychbym nie podziwiał podobnego kroku, ale to pan asesor osiadły obywatel, wybrany przez obywateli!.. Skarżą tedy K.. – że on jakoby zabił ojca swego, o którego śmierci, widząc jego chorobę i wiek podeszły, nie wątpili, i że spalił młyn wodny. Jako oskarżonego o ojcobójstwo i pożogę, pan asesor okuwa K... w kajdany i w dni kilka akt śledczy w należytéj formie wygotowany. Szła rzecz jeszcze, jakby ominąć sąd grodzki, pod którego opinią sprawa ta odesłaną być była winna, bo w sądzie grodzkim zasiadają przeciwnicy partyi sejmikowéj tego dzikiego magnata; trzeba tedy było wyrobić ukaz w sądzie głównym pierwszym departamencie, i ten kupiono. Lecz sąd grodzki obrażony za zgwałcenie jego prerogatywy, albo raczej chcący korzystać z téj sprawy, otrzymuje przez pośrednictwo pana strapczego ukaz wojennego gubernatora, nakazujący aby sprawa K... przeszła przez rewizyą sądu grodzkiego. Tu dopiero nowa bieda, może się rzecz wyjaśnić i pokazać, że ojciec K... żyje i że młyn cały. Nowa narada z plenipotentem, nie ma innego środka jak zapłacić grubo sądowi grodzkiemu, a przedewszystkiém kazać co najrychléj umrzeć K... w więzieniu. K... już nie żyje, téj nocy umarł z apoplexyi, podług świadectwa doktora powiatowego. Patrz ile tu razem niegodziwości, a to wszystko dokonane przez kogo? przez magnata i szlachtę! Odtąd, drogi Józefie, ja się wstydzę nazywać szlachcicem — są to potwory[1]






  1. Zdarzenie opowiadane, jest prawdziwe: tak jak i wszystkie inne znajdujące się w tém dziele. Jeżeliby który z przyjaciół szlachty chciał to poddać wątpliwości, będzie obowiązkiem autora ogłosić imiona i nazwiska wszystkich bohaterów sceny.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Gasztowt.