Pani Dubarry/Część I/Rozdział XXI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Leo Belmont
Tytuł Pani Dubarry
Podtytuł Miłośnica królewska
Rozdział Przez dziurkę od klucza
Pochodzenie Od kolebki do gilotyny
Wydawca Instytut Wydawniczy „Renaissance“
Data wyd. 1927
Druk Zakłady Graficzne E. i D-ra K. Koziańskich
Miejsce wyd. Warszawa — Poznań — Kraków — Lwów — Stanisławów
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

ROZDZIAŁ XXI.
Przez dziurkę od klucza.

Postanowiono na walnej naradzie, w której wzięli udział hr. Dubarry, Lebel i marszałek Richelieu, że kamerdyner królewski wyda maleńką ucztę z okazji imienin hr. Dubarry, na którą ten ostatni przyprowadzi Joannę, że w uczcie tej weźmie udział tylko kilka osób, które Joanna darzyła największą sympatją i dawała podniecać się przez nie do najweselszych figlów.
Król zachęcony przez Lebla obietnicą ujrzenia niezwykle czarującej kobietki zjawi się u Lebla incognito, a właściwie w zupełnej tajemnicy. Będzie poprostu ukrytym widzem w sąsiednim pokoju, obserwującym Joannę przez dziurkę w ścianie, odgraniczającej obserwatorjum od saloniku przyjęcia. Aby nie skrępować Joanny i dać jej możność swobodnego wydobycia z siebie wszystkich skarbów jej naturalnego uroku, obecność królewskiego widza miała być zachowana w sekrecie przed nią. Zresztą do sekretu przypuszczeni byli tylko gospodarz domu i z gości hr. Dubarry, oraz towarzyszący Ludwikowi dyskretnie na stanowisko obserwacyjne sam marszałek.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Nie będziemy odtwarzali obrazów, które król Ludwik umówionego wieczoru ujrzał przez misternie zamaskowaną przez pomysłowego Lebla dziurkę w murze. Poprzestańmy na świadectwie anonymowego pamiętnikarza, którym był zapewnie książe Richelieu, że król był oczarowany:
„Nie przypuścił mnie ani na chwilę do dziurki, abym pospołu z nim nasycał się kawałkiem raju, widzialnym przez wąski otwór, a nie puszczał od siebie, cisnąc z zachwytu mą rękę w sposób nieomal bolesny, oraz powierzając mi szeptem szczegóły oryginalnego widowiska. Z wykrzykników króla wniosłem, że ulegając namowom uczestników wieczorynki tańczyła prawie naga jakiś taniec grecki, że później podochocona szampanem tańczyła na stole jakiś tanieec, który określała, jako „murzyński, zapożyczony z budy teatralnej na jarmarku w Marsylii“... Śmiała się, figlowała „dowcipkowała“, a nawet wymyślała panu Saint-Fox, który ośmielił się objąć ją zuchwale podczas tańca. „Dała mu w papę!“ — wykrzyknął pewnej chwili król — „to jest naprawdę olśniewająca kobieta!“ Później naśladowała zapomocą całego składu peruk, przywiezionych przez pana Dubarry dla jej popisów — rozmaite damy dworu, które miała sposobność widzieć w domu hrabiowskim. Król dusił się ze śmiechu, wymieniając mi coraz nowe nazwiska osób karykaturowanych. Dziś już postarzała pamięć nie jest w stanie wskrzesić nazwisk tych pań, ale sądząc z okrzyków i śmiechu króla musiało to być „paradne“ i „fenomenalne“. Nigdy nie zazdrościłem tak bardzo przywilejom monarszym, jak w owej chwili, gdy król egoistycznie zagarnął jedyną dziurkę w murze, a ja zniewolony byłem łykać ślinkę“ — kończy pamiętnikarz.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Ta oryginalna scena oględzin przez dziurkę, której bracia Goncourt oddają pierwszeństwo przed innemi licznemi wersjami na temat pierwszej znajomości króla z przyszłą panią Dubarry — zakończyła się jeszcze oryginalniej. Oto w pewnej chwili król zapomniał się i wykrzyknął „brawo!“ klasnąwszy w dłonie. Zaniepokojona i zdumiona Joanna poskoczyła do sąsiedniego pokoju. Pośpieszył za nią gospodarz Lebel. Byla szara godzina. Dojrzała dwóch mężczyzn. Twarzy nie można było rozróżnić.
— Co to jest?! — wykrzyknęła. Ktoś nas podsłuchuje.
Jeden z mężczyzn ozwał się:
— Wybacz pani, że skorzystałem z małego okienka w ścianie, aby napawać oczy cudem.
— Podpatrywał! — tupnęła nogą. To jest świństwo! — zwróciła się do Lebla. Żeby jakiś...
— Ależ pani... to król! — ostrzegł ją, nim padło niewłaściwe słowo. Zamilkła oszołomiona.
— Powinienem wytłomaczyć się przed panią! — zaczął król, nieco skonsternowany. I podszedł, chcąc ująć ją za rękę.
Cofnęła się w postawie zawstydzenia. Saint-Fox wniósł zapalony kandelabr. Król ujrzał jej spuszczone oczy, rumieniec na twarzy, onieśmielenie, jakiego nie oczekiwał po jej poprzedniej brawurze... Zerwała się nagle, jak ptak... i pierzchła. Dubarry próżno biegł za nią, wołając: „Stój! król chce z tobą porozmawiać!”
Już była w podjeździe — zawołała stangreta. Niedługo znalazła się w domu.
— Nieszczęsna! — rzekł Dubarry, przybywszy wkrótce. Mogłaś była już dziś u Lebla zbliżyć się z królem. A teraz wszystko stracone. Król nie daruje ci tego afrontu.
— Przeciwnie! przetrawi obrazę przez dzień jutrzejszy i pojutrze zaprosi mnie do Tuillieries.
Omyliła się. Otrzymała zaproszenie nazajutrz.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Hrabia Dubarry, oddając jej wonny bilecik, przyniesiony przez Lebla, rzekł:
— Wiesz. Lebel mi mówił, że najbardziej oczarowało króla twoje zawstydzenie. Powiedz mi, dziewczyno, czy ty je odegrałaś, czy ono było prawdziwe?
— Sama nie wiem! — odparła. Zdaje się, że byłam zawstydzona naprawdę, i dlatego tuż odegrałam tak dobrze zawstydzenie!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Leopold Blumental.