Pani Dubarry/Część II/Rozdział XXX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pani Dubarry |
Podtytuł | Miłośnica królewska |
Rozdział | Wola królewska. Nieudane pakty |
Pochodzenie | Od kolebki do gilotyny |
Wydawca | Instytut Wydawniczy „Renaissance“ |
Data wyd. | 1927 |
Druk | Zakłady Graficzne E. i D-ra K. Koziańskich |
Miejsce wyd. | Warszawa — Poznań — Kraków — Lwów — Stanisławów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część II Cały tekst |
Indeks stron |
W Pobliżu Compiègne odbywały się manewry wojskowe. Hrabina zrezygnowała ze zwykłego incognito i ze skromnych powozów. Na ten raz wyjechała w sześciokątnej karocy, w otoczeniu wspaniałej świty, jakby na znak protestu przeciw współczesnej karykaturze jej osoby.[1] Udała się na wspaniałe przyjęcie do księcia Condé, a z tamtąd do obozu Royal-Lieu.
W swoim pięknym faetonie zdawała się królową obozu. Pułkownik de la Tour du Pin kazał pułkowi huzarów i artylerji przedefilować przed królewską miłośnicą. Choiseul wezwał go nazajutrz i czynił mu ostre wymówki. Dubarry dowiedziała się o tem i zjawiła się u króla z zapłakanemi oczyma. Król zaprosił był właśnie genialnego portrecistę Droûais do odmalowania jej w męskim kostjumie myśliwskim z gładko zaczesanemi włosami. Ubiór ten dziwnie pasował do jej filuternej twarzyczki. Pozowanie trzeba było odłożyć. Król był gniewny. Wybadał przyczynę łez. Napisał list z wymówkami do swego pierwszego ministra. List był długi. Brzmiał:
„Obiecałeś mi pan, że nie będziesz mówił o niej, skoro nie umiesz się z nią pogodzić. Tymczasem incydent z pułkownikiem de La Tour dowodzi, że nie potrafisz dotrzymać obietnicy.
„Czego pan chcesz?!... Mówiono mi, że drażnią Cię wieści, iż na prośbę pani Dubarry ma cię rzekomo zastąpić na stanowisku ministra jej protegowany pan d‘Aiguillon. Jak możesz wierzyć takim bredniom?! Nic Ci nie grozi z jej powodu. Wierzaj mi, że ona nie czuje nienawiści do Ciebie, zna Twoją wartość i nie chce Twojej krzywdy. Ale i Ty powinienbyś... „Szczucie przeciw niej jest niesprawiedliwością. Leżanoby u jej nóg, gdyby nie to, że.. Ach, taki już jest świat!...
„Ona jest śliczna i podoba mi się. To powinno panu wystarczyć. Miał-żem wziąć z Twojej rekomdendacji jakąś austrjacką księżniczkę, której nie widziałem na oczy? Wierzaj mi, że gdyby była podobną do Niej, pojąłbym ją chętnie za żonę.
„Sądzę, że na ten raz uwaga moja wystarczy panu”.[2]
Choiseul był upokorzony. Przypomniał, że pani Dubarry ongi poleciła mu powiedzieć, że jeżeli zechce pójść jej na spotkanie, gotowa jest: „wpół drogi wyjść mu naprzeciw“. Widział, że wpływy jej rosną stale, że związek: Richelieu, d‘Aiguillon, Maupeou, Maillebois. Broglié — potężnieje, że niepodobna wydrzeć z serca Ludwika ślicznej Dubarry — widział, że dąsaniem się swojem nic nie wskóra, że jego talent, wielkość planów, zaufanie królewskie do jego polityki zagranicznej, zasługi przy utrwalaniu pokoju, że to wszystko nie zdoła przeważyć w starciu z kliką miłośnicy. I postanowił ukrócić hazard wojowniczy siostry, zrezygnować z walki, paktować z faworytą. W tym celu zjechał się z nią dla pogawędki w Fontainebleau. Ale dwugodzinna rozmowa nie przyniosła pożądanych owoców.
Wprawdzie pierwszy minister potrafił rozpocząć od komplementów, które sprawiły przyjemność pani Dubarry. Wyraził podziw dla jej piękności w słowach układnych. Podniósł z podziwem fakt, że nie używa szminki, ani pudru, co zdumiewa cały świat, ale co jest zrozumiałem, kiedy widzi się jej cerę. Rozwiódł się nad tem, że jej pierwszy portret pędzla Drouais, wystawiony w Anglji, wywołał tak wielkie zbiegowisko ludzi zachwyconych, że pono wielki mąż stanu Walpole, który chciał ją ujrzeć na obrazie — nie był w stanie przecisnąć się przez tłum.
Hrabina miała sposobność zauważyć, że drugi jej portret w kostjumie myśliwskim, będący na ukończeniu, wywoła w salonie Paryskim, dzięki sztuce Drouais, jeszcze większe zbiegowisko — tak wielkie, że „może największy mąż stanu we Francji“ (tu dygnęła przed nim prześlicznie) „nie zdoła docisnąć się do obrazu“.
Ale tu coś skusiło pana Choiseul dodać złośliwie:
— I pomyśleć, że największe piękno nie gwarantuje miłości królów na dłuższy dystans, albowiem karjera pani Pompadour była wyjątkiem, gdyż utrwaliło ją połączenie z pięknem rozumu... co się w historji nie powtórzy! Zwykle faworyty odchodzą prędzej, niż same się spodziewają!...
Urażona tą uwagą, która brzmiała, jak upomnienie, pani Dubarry zauważyła, że podobieństwo losów nie wymaga podobieństwa natur i zależy od przypadku tak samo, jak podobieństwo twarzy. I dodała z finezyjnym uśmiechem:
— Mam kucharza, który mocno przypomina pana z twarzy, książę. Gotuje wybornie. Ale coś nie smakowało u mnie kiedyś panu Maupeou. Za jego radą odprawiłam kucharza, choć król chciał, abym go zatrzymała...
Choiseul zrozumiał aluzję. Stał się suchy, ona mroźną. Nad obojgiem ciążyła przeszłość rozterki, gorycz krzywd istotnych, lub wyimaginowanych, wyrządzonych sobie wzajem... Zwłaszcza zaś oboje przed rozmową byli nastrojeni wrogo przez przyjaciół, którzy nie chcieli dopuścić do zgody i podyktowali obojgu nieustępliwość w warunkach mającej nastąpić umowy. Choiseul i pani Dubarry rozstali się ze sobą napół grzecznie, i niemal bardziej wrogo, niż stali przeciw sobie dotąd.
— Nie mogę przy pożegnaniu pani hrabiny — rzekł Choiseul — nie oddać pochwały pani negliżowi. Wprowadziła pani na nasz dwór nową pełną smaku modę: lekkość powiewnych szat i falujących materyj. Jaka szkoda, że to, co lekkie, nie trwa długo.
— O, panie ministrze! — odparowała cios Dubarry — lekkie może przetrwać zbytnią ciężkość. Motyl wymyka się rękom ciężkiego uczonego, który ugania się za nim. A wystarcza lekki deszcz, aby rdza przejadła żelazo...