Panna Maliczewska (Zapolska, 1912)/Akt I/Scena VII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Gabriela Zapolska
Tytuł Panna Maliczewska
Podtytuł Sztuka w 3 aktach
Wydawca Tow. Akc. S. Orgelbranda S-ów
Data wyd. 1912
Druk Tow. Akc. S. Orgelbranda S-ów
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Akt I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii
SCENA VII.
CIŻ — STEFKA.
(Stefka wchodzi cicho, wolno, w milczeniu przesuwa się przez scenę — cisza — Stefka wyczerpana siada na łóżku, zrzuca kapelusz. Milczenie).
MICHASIOWA

Tu są cukierki.

STEFKA (cicho).

Dobrze! zostaw! a psia krew! a psia krew.

MICHASIOWA.

Dała by Stefka parę szóstek.

STEFKA (cicho).

Właśnie. Z czego? gryźnij się.

MICHASIOWA.

Dała by Stefka parę szóstek.

STEFKA.

Ta idź do cholery... jak mówię że nie mam, to nie mam...

(kładzie się na łóżko.)

Tom zharowana!

MICHASIOWA.

To ja pójdę.

STEFKA (leży jak martwa).

A nie spóźnij się o siódmej po rzeczy!

MICHASIOWA.
Znowu dziś Stefka gra?
STEFKA.

No — ta przecież opera wieczór.

MICHASIOWA.

Ta musieli po południu zapłacić.

STEFKA.

Rozenthalowa czekała i wzięła ratę. A zresztą co u dyabła, nie mam!

(Michasiowa powoli odziewa się w chustkę i wychodzi, Stefka leży na łóżku jak martwa w rozpiętym żakiecie i patrzy w sufit, chwila milczenia. Żelazna podchodzi do Stefki z garnuszkiem mleka w ręku).
ŻELAZNA.

Podwieczorek!

STEFKA (cicho).

Zaraz, tylko odsapnę.

ŻELAZNA.

Dolałam trochę kawy.

STEFKA.

Jaj! a to co się stało!

ŻELAZNA.

No tak, trochę... panna Stefka o której idzie do teatru?

STEFKA.

O siódmej.

ŻELAZNA.

A teraz?

STEFKA.
Wpół do szóstej.
ŻELAZNA.

No...

STEFKA.

Co?

ŻELAZNA.

Nic... nic...

STEFKA (zrywa się).

Już odsapnęłam

(biegnie do Edka, zasłania mu oczy)

Siawus!

EDEK.

Ta daj mi pokój!

STEFKA.

Ta joj! nie ugryzę cię dyable nietykalny!

(patrzy na chleb)

Cóż się ten twój chleb tak skurczył.

(kraje sobie kawałek i je)

Może chcesz cukierków?

(Edek nie przerywając sobie nauki wyciąga rękę w tył, Stefka mu wkłada parę cukierków)
STEFKA (śmiejąc się).

Na masz! spożywaj! to są owoce mojej hańby!

(zaśmiewa się)

A wiecie co, że mnie pedały dziś bolą.

ŻELAZNA.
Bo się panna Stefka zapracowuje.
STEFKA.

Co się pani Żelazna taka słodka dziś zrobiła!

ŻELAZNA.

Ja taka zawsze.

STEFKA.

Właśnie!

(do Kuleszy)

To nie ten chleb co zawsze.

EDEK.

Bo to komyśniak, kupuję teraz od żołnierzy, to dłużej potrwa.

STEFKA.

I więcej napcha. Cóż dziś spietrasił. Dużo?

EDEK.

Trzy.

STEFKA (siada na stole gdzie Edek pisze).

A na celujący miałeś?

EDEK.

Jedno, ale mi nie zapłacił. Jeszcze dwa mam na bardzo dobry i dostateczny.

STEFKA.

A o czem dziś?

EDEK.
Wściec się. Trza opisać boleść ojca zadżumionych.
STEFKA.

Nie gadaj!

EDEK.

Jak Boga kocham! Takie ci Kakuś daje temata.

STEFKA.

I ty trzy razy takeś bolał ojcowsko?

EDEK.

Cztery. Na obstalunek trzy, a dla siebie czwarty.

STEFKA.

Ty za mało bierzesz.

EDEK.

Nie dadzą... No... usuń się... Jeszcze Demostenesa połknę...

STEFKA (pakuje się coraz więcej na stół).

Ty, co to jest Spinoza?

EDEK.

Filozof.

STEFKA.

Żyd — bo Baruch.

EDEK.

Żyd.

STEFKA.

Co on zrobił?

EDEK.
Fi-lo-zof! Skąd ci przyszło.
STEFKA.

To Osterlo — ta z chórów dostała dziś taką rolę. My bardzo się naradzały, co to. Żadna nie wiedziała. Ty mi napisz na kartce co to — to ja im powiem. Dobrze? Ja ci dam cukierków. Ta Osterlo ma szczęście. Ona mówiła, że to przez to, że ona ma proste nogi do trykot, to jej dali. Ale to nieprawda, bo ja mam jeszcze prościejsze... Tylko ona ma kochanka, co jest z dyrektorem na ty i przez to ma protegę. Ah, psia kość słoniowa, żeby mi znaleźć kogo, co by był z dyrektorem na ty!

(przewala się po stole).

Żeby mi to znaleźć!

EDEK.

Uważaj co robisz!

STEFKA (leży na stole).

Żeby mi jedną rolę dali, to by się przekonali że mam talent... żeby jedną rolę...

(podnosi nogę, patrzy z uwagą na bucik).

O!... Byłabym wtedy bogata! Co dzień bym piła kawę, jeździła na gumach i tobie bym dała dużo monety — pedam ci byłoby no!

(ogląda bucik)

A to... a to...

(nagle)

Masz tekturę?

(zrywa się na środek sceny).

EDEK.

Weź jaką okładkę. Ja zawsze okładkami zeluje — grube...

STEFKA.

Dziś gram damę, to muszę mieć swoje buciki — a klękamy do publiczności.

(zdejmuje bucik, pakuje tekturę).

Dawaj atrament.

(zasmarowuje)
EDEK.

Czekaj!

(smaruje sobie także dziurę w bucie)
STEFKA.

Ta co — ta prosto na skarpetkę?

EDEK (smutno).

Durnaś! to ciało! — Tam masz kwiaty!

STEFKA.

E! niech się wypcha z zielskiem. Dziś mi się już nic nie chce.

EDEK.

Trza mieć odwagę.

STEFKA (smutno).

Ty Edek, to masz zawsze duże słowa w pogotowiu...

EDEK (gorzko).

Choć to...

(Żelazna przez ten czas złożyła bieliznę do kosza).
ŻELAZNA.

Idę na strych.

(wychodzi).
STEFKA.

A idź na złamanie karku.

EDEK.

No... wstawaj, muszę pozbierać papiery.

(Stefka się podnosi ze stołu powoli).
STEFKA.

Uf... jakby mnie kto zbił!

(pukanie).


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Gabriela Zapolska.