Panna Maliczewska (Zapolska, 1912)/Akt II/Scena VIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Panna Maliczewska |
Podtytuł | Sztuka w 3 aktach |
Wydawca | Tow. Akc. S. Orgelbranda S-ów |
Data wyd. | 1912 |
Druk | Tow. Akc. S. Orgelbranda S-ów |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały Akt II Cały tekst |
Indeks stron | |
Artykuł w Wikipedii |
SCENA VIII.
DAUM, STEFKA, BOGUCKI, później MICHASIOWA.
(Daum wchodzi z paczkami, staje w progu niemile dotknięty widokiem blisko siedzących dwojga — wreszcie mówi z udaną wesołością).
DAUM.
A! już jesteś? przepraszam cię... musiałem wyjść. BOGUCKI (wita się z nim).
Nic nie szkodzi. Myśmy się już poznali. STEFKA.
I pokochali!... (pokazuje język, Daum robi rozpaczliwe miny).
BOGUCKI (śmieje się).
Och gdyby... (Michasiowa wchodzi). DAUM.
Proszę się zająć kolacyą... właściwie... to nie jest kolacya... STEFKA (koło stołu z Michasiową).
Ale... przyjacielska przekąska... DAUM (do Boguckiego).
Posłałem ci wczoraj jedną ekstabulacyę. BOGUCKI.
Dziękuję, ale to trudno przeprowadzić. DAUM.
Dlaczego? BOGUCKI.
Ja proponuję, żeby raczej urządzić fikcyjną sprzedaż — o wiele będzie łatwiejsza. (Stefka wpada między nich).
STEFKA (dziecinnie).
Nie — nie gadajcie o interesach — mówcie co wesołego. DAUM.
Proszę bardzo przypomnieć sobie co mówiłem. Niech pani będzie łaskawa sobie przypomni... STEFKA.
Panie dobrodzieju nie pamiętam. DAUM (zirytowany).
To szkoda. A ja prosiłem... BOGUCKI (wstaje).
O co chodzi?STEFKA.
Pan dobrodziej żądał ażebym się godnie zachowywała. A to przecież nudne. Co? I pana to znudzi bo Pan to wesoły pasażer... BOGUCKI.
Ależ naturalnie! (Siadają na dawnem miejscu oboje. — Daum dogląda nakrywania stołu przez Michasiową).
BOGUCKI.
Niech mi pani powie — dlaczego Milowiczówna miała mnie wyżej uszów? Czy co mówiła? STEFKA.
No bo Pan był zazdrosny i wyprawiał sceny. BOGUCKI.
To nieprawda. Ona się tylko tak chwaliła. Ja nie mam takiej brzydkiej wady. STEFKA.
To dobrze. (ogląda się na Dauma).
Szkaradna wada zazdrość. DAUM (włażąc między nich).
Czy ci kawior przyprawić z cytrynką? BOGUCKI
Dobrze! (do Stefki).
Ja zresztą wszystko wiedziałem.STEFKA (zainteresowana).
I o Bucholtzu? BOGUCKI.
I o Winickim... STEFKA.
Co pan mówi! Ale o jednym to pan nie wiedział? założę się... BOGUCKI.
A no załóżmy się. DAUM (włazi między nich).
Bryndzę ci spreparować z korniszonami? STEFKA.
Ach! nie przeszkadaj nam! No... załóżmy się!... BOGUCKI.
O co? STEFKA.
Dyskrecya. BOGUCKI.
A jak będzie niedyskretna... STEFKA.
To trudno... (zaśmiewają się).
DAUM (zły przy stole).
Pani Maliczewska — może pani będzie łaskawa powie gdzie pani podziała kieliszek?STEFKA.
A to piła!... zbił się! DAUM.
Ślicznie!... ale było dwa... STEFKA (wskakuje na szesląg — zeskakuje i biegnie do kuchni).
Zaraz! BOGUCKI (siedząc na swojem miejscu ogląda się za nią).
Ma śliczną linię... I bardzo sznittowna. DAUM.
Taka sobie. Może papierosa? (podaje porte cigarres).
BOGUCKI (bierze papierosa śmiejąc się).
Cóżeś taki skrzywiony? Ładna papierośnica. DAUM.
To prezent! (Bogucki ogląda — Stefka wraca).
STEFKA.
Jest jeszcze jeden. (siada przy Boguckim).
STEFKA.
No więc teraz panu powiem o kochanku Milowicz — ale o tym prawdziwym... To ładna (bierze papierośnicę Dauma).
BOGUCKI.
To Dauma.STEFKA.
Niewidziałam u niego. (kładzie na szeslągu).
Ktoś z teatru. BOGUCKI.
Pch...! STEFKA.
To nie — pch!... bo my tych swoich naprawdę kochamy, BOGUCKI.
Może wstąpić do operetki? STEFKA.
Nie, do dramatu, będzie Pan brał ze mną razem lekcye. Ja się uczę do dramatu. Już umiem Dezdemonę i Klarę i teraz Julię... BOGUCKI.
Co pani mówi? STEFKA.
Jak Boga kocham. Jeszcze Judytę to będę gotowa... DAUM (od stołu).
Proszę państwa na przekaskę. STEFKA.
Pan myśli że ja jestem za młoda? (wspina się na palce).
BOGUCKI.
Ale przeciwnie. Pani jest wściekle zgrabna. I oczy ma pani pierwszej klasy.DAUM.
Proszę na przekąskę. STEFKA.
Właśnie chodzi w dramacie o oczy. W balecie nogi, w operze gardło, w dramacie ślepia. BOGUCKI.
Pani ma i wyraz, i oprawę — tylko niewiem jaki kolor. STEFKA.
Czarne... o niech pan patrzy! (zasłania oczy ręką, Bogucki jej rękę odsuwa — ona go bije po łapie. — Daum wściekły — odchodzi od stołu, bierze gazetę, siada opodal i zaczyna czytać).
DAUM.
Jak państwo będą mieli ochotę — to może raczą... STEFKA.
A pan jakie ma oczy? BOGUCKI
Szafirowe. STEFKA.
Co pan gada? BOGUCKI
Proszę zobaczyć! (Daum chrząka znacząco — oni się oglądają na niego).
STEFKA (cicho do Boguckiego).
Gniewa się.BOGUCKI.
Zdaje się. STEFKA.
Chodźmy jeść. Nie trzeba go drażnić. BOGUCKI.
Chodźmy! STEFKA (śmiejąc się).
Zwłaszcza że doktór zakazał... (bierze pod rękę Boguckiego i idą w stronę Dauma składają mu ukłon głęboki).
STEFKA.
Idziemy na przyjacielską przekąskę. DAUM.
No... nareszcie! (wstaje i idzie z nimi do stołu — siadają. Stefka w środku).
DAUM.
Koniaczku! BOGUCKI.
Chętnie. Ale jeść nic nie mogę, bo to wcześnie... STEFKA.
A ja to od macochy?... DAUM.
Proszę. Ale tylko jeden. BOGUCKI.
Dlaczego?STEFKA (do Boguckiego).
Pan żonaty. BOGUCKI.
Bóg strzegł. STEFKA.
A dzieciaty? DAUM (zgorszony).
Pani Maliczewska!... STEFKA.
No co?... a więc kiedy ani to ani to — to nasze... kawalerskie! (trącają się kieliszkami Daum lezie także).
BOGUCKI.
Ty tu niemasz co robić. Ty nie jesteś kawalerem! STEFKA.
Tak! tak! tylko my dwoje. DAUM (zaprzeczając).
Przecież... cokolwiek. BOGUCKI.
Kawałeczek szynki. STEFKA.
Musztardy, przyniosę... (wylatuje do kuchni tańcząc i śpiewając).
BOGUCKI (patrzy za nią z upodobaniem, później na Dauma).
Coraz jesteś kwaśniejszy. Cóż to? jesteś zazdrosny?DAUM (wyniośle).
Ja? o metressę zazdrosny? Za kogo mnie bierzesz. BOGUCKI.
Tem lepiej. Nie będę się krępował... DAUM.
No... w każdym razie... BOGUCKI (śmiejąc się).
A co! a widzisz!... STEFKA (wpada mazurowym krokiem).
Z czego się śmieją? Ona niewie, ona chce się śmiać także... BOGUCKI.
Niech pani siada. Jak pani niema to zaraz ciemno w pokoju. STEFKA (zachwycona).
Joj!... pan będzie tu częściej przychodził? co? BOGUCKI.
Ależ naturalnie. Jeśli pani pozwoli! (Daum chrząka).
jeśli państwo pozwolą... może się kiedy gdzie razem wybierzemy... STEFKA (radośnie).
Ach Boże! żeby trochę się rozerwać... DAUM.
O co to to nie. Moja sytuacya nie pozwala na takie wybryki.BOGUCKI.
No — ja to rozumiem. Ale tak po ciemku wieczorem — za miasto w zamkniętym powozie. STEFKA (zła).
E!... jak na pogrzeb. DAUM.
Nawet to byłoby za rezykowne. STEFKA.
Widzi pan jakie ja mam wesołe życie. DAUM.
To trudno. Inaczej być nie może. STEFKA (do Boguckiego).
Niech mi pan naleje koniaku. DAUM.
Co to — to nie. BOGUCKI.
Ale dlaczego? (nalewa)
za zdrowie przegranej dyskrecyi! STEFKA (rozparta na stole).
Dobrze. (piją).
STEFKA.
Bardzo mi się pan podobał. BOGUCKI.
Mnie się pani także bardzo podobała.STEFKA (do Dauma).
A co? a co? i bez godności i podobałam się. Proszę Pana — a pan zna Dyrektora teatru? BOGUCKI.
Znam! STEFKA (klęka na krześle i opiera się o stół — Daum ją reflektuje, ona mu język pokazuje.)
Ale na „ty”? BOGUCKI.
Nie. STEFKA.
E!... BOGUCKI.
A jak to pani potrzeba, to ja z nim bruderschaft kiedy wypiję. STEFKA.
Mój królu! zrób to — to ja ci wtedy powiem o co mi chodzi... BOGUCKI.
Dobrze — zaraz dziś go wynajdę. STEFKA.
Mój królu! (Bogucki wstaje).
DAUM.
Co to? idziesz? BOGUCKI.
Mam bardzo ważne rendez-vous...STEFKA.
Z damą? DAUM.
Pani Maliczewska! (Stefka gra na nosie).
DAUM.
Pani Maliczewska! BOGUCKI (ubiera się).
Ale niebawem przyjdę... Pani pozwoli. STEFKA (koło drzwi podaje mu kapelusz).
Mój panie! niech pan przyjdzie! prędko! prędko!... BOGUCKI.
A ty pozwolisz? — DAUM (kwaśno).
Proszę! BOGUCKI (śmieje się).
Bez entuzyazmu! ale to mniejsza (do Dauma)
Zostajesz? DAUM.
Trochę. BOGUCKI.
Do widzenia! STEFKA.
Do widzenia! Pa!... |