<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Para czerwona
Wydawca Wydawnictwo „Nowej Reformy”
Data wyd. 1905
Druk Drukarnia Literacka pod zarządem L.K. Górskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Panna Jadwiga nie umiała sobie wytłómaczyć tego wstrętu, jaki czuła dla bohatera zamkniętego w jej pokoju. Przy swym charakterze energicznym i śmiałym byłaby pewnie sto razy pobiegła mu na ratunek; jakaś niewidzialna siła wstrzymywała ją. Obmyśliwszy wszystko, co było potrzeba dla wygody chorego, zabrawszy swe sprzęty i znalazłszy powód do pozostania przy ciotce, dała mu chorować spokojnie, nie bardzo się o niego troszcząc.
Może też ci kochankowie ranni, których tylu spotyka się w romansach, wstrętliwie pospolitym czyniły dla niej ten wypadek. Nie chciała być heroiną z powieści i to jeszcze oklepanej i spowszedniałej.
Wprawdzie i pan Juliusz nie bardzo na współczucie zasługiwał, należał on do tego świata paniczów, z którego Jadwiga nielitościwie szydziła. Więcej Francuz niż Polak, człowiek bez żadnych przekonań, zużyty i wyżyty, był dla niej ideałem istoty antypatycznej. Żyć zaczął w bardzo młodym wieku, w dwudziestym piątym roku był już stary, zimny, a co najgorzej fałszywy.
Z gorącą czcią dla prawdy, w duszy, Jadwiga brzydziła się wszelkim fałszem, a znajdowała go nietylko w słowach tego człowieka, ale w jego ruchach, postawie, obejściu, wejrzeniu. Suchy, słuszny, jasnoblond, pan Juliusz byłby może przystojnym, gdyby chciał być sobą, ale zdawał się ciągle naśladować kogoś, grać czyjąś rolę i nieznośnie ją przesadzał.
Panna Celina, pokojówka Jadwigi, niezmiernie się od razu zajęła losem chorego, biegała ona nieustannie do pani, chcąc ją także zainteresować, wcale się to jednak nie udawało.
Po kilkunastu dniach Micio przyszedł pannie Jadwidze podziękować za schronienie dane przyjacielowi, który, chociaż nie zupełnie zdrów, miał się tego dnia wynieść do innego mieszkania, a później sam przyjść podziękować za jej uczynność.
Wracając do swego apartamentu, znalazła Jadzia na stole olbrzymi bukiet, i jakby zapomniany wiersz wyraźnie najczulszem natchniony uczuciem. Poezya nie bardzo złą była, a nawet nadto dobra, żeby ją panu Juliuszowi przypisać było można. Posądziła go o plagiat, ale ją jednak schowała.
Cała ta historya jakieś przykre na niej zrobiła wrażenie, dla czego? tego sobie nie umiała wytłómaczyć. Może też i ten romans w dniach gdy wszyscy zapominali o sobie, zdał się jej niestosownym... było w nim nadto cynizmu.
W dzień przenosin pana Juliusza spostrzegła, że Celina miała oczy czerwone, była bardzo zamyśloną i milczącą, co dziwniej we dwa tygodnie potem, zażądała uwolnienia, by mogła wyjechać do krewnych, a mimo to Jadwiga widywała ją często przejeżdżającą mimo okien i do zbytku wystrojoną.
O panu Juliuszu i jego ranie nikt w mieście zdawał się nie wiedzieć, przyjaciele tak to w tajemnicy trzymali, że zaszczytna ta ofiara całkiem światu była zakryta. Ciocia nawet nie domyśliła się wcale tego szlachetnego postępku Jadwigi.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.