Perykles (Shakespeare, tłum. Ulrich, 1895)/Akt piąty

<<< Dane tekstu >>>
Autor William Shakespeare
Tytuł Perykles
Pochodzenie Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira) w dwunastu tomach. Tom VII
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1895
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Leon Ulrich
Tytuł orygin. Pericles, Prince of Tyre
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


AKT PIĄTY.
(Wchodzi Gower).

Gower  Maryna z grzechów wyciągnięta koła
Do domu ludzi uczciwych się chroni,
Tańcem bogini a śpiewem anioła
Zachwyca wszystkich, jak to czytam o niej.
Mędrcy niemieją; czarami swej rączki
Jedwab’ zamienia na liście i kwiaty,
Z igły się rodzą jagody i pączki,
I śniegi lilii i róży szkarłaty.
Ma tłum uczennic, a płacą jej hojnie;
Rajfurka zyski zabiera Marynie;
Niechże nam teraz żyje tam spokojnie,
A za jej ojcem niech myśl nasza płynie.
Zniknął nam z oczu na morskiej otchłani;
Po burzach, słotach, dobrych wiatrów siła
Do mityleńskiej wpędza go przystani,
Tam nawa jego kotwicę rzuciła,
Gdy miasto święto Neptuna obchodzi.
Widząc sztandary czarne na okręcie,
Lizymach spiesznie do swej siada łodzi,
Spieszy na gości nieznanych przyjęcie.
Niech wyobraźnia wasza znowu raczy
Widzieć tu pokład Peryklesa nawy,
A oko dalszy ciąg sprawy zobaczy;
Żeby więc słuchać, raczcie zasiąść ławy (wychodzi).


SCENA I.
Na pokładzie okrętu Peryklesa w porcie mityleńskim widać pawilon z zasuniętą firanką, w którym spoczywa Perykles na sofie. Łódź przy okręcie tyryjskim.
(Wchodzi dwóch Majtków, jeden należący do okrętu tyryjskiego, drugi do łodzi, nieco później Helikanus).

Majtek tyr.  (do majtka mityleńskiego). Gdzie Helikanus? On cię może objaśnić. Ha, otóż on właśnie. Przybyła barka z Mityleny, jest w niej gubernator miasta, Lizymach, który pragnie wejść na nasz pokład. Jaka twoja wola, panie?
Helikanus.  Żeby się spełniła jego. Przywołaj kilku dworzan.
Majtek tyr.  Hola, ho! panowie! Jego dostojność was wzywa.

(Wchodzi dwóch Dworzan).

1 Dworz.  Co wasza dostojność rozkazuje?
Helikanus.  Mości panowie, przybyła tu osoba wysokiej godności, która pragnie wejść na wasz pokład; idźcie pozdrowić ją uprzejmie.

(Dworzanie i Majtkowie schodzą do barki, skąd wkrótce wracają, a z nimi Lizymach i Orszak).

Majtek tyr.  Oto jest mąż, panie, który cię może o wszystkiem objaśnić.

Lizymach.  Wielebny panie, witam cię! Niech bogi
Swoją cię raczą osłonić opieką!
Helikanus.  I ciebie, panie, żebyś wiek mój przeżył
I śmierci, jakiej pragnę, się doczekał.
Lizymach.  Dobre życzenie. Gdym z lądu zobaczył
(Gdzie obchodzimy tryumfy Neptuna),
Wasz piękny statek w porcie na kotwicy,
Przychodzę pytać, skąd do nas przybywasz?
Helikanus.  Powiedz mi wprzódy, jaka twoja godność?
Lizymach.  Gubernatorem jestem tego miasta.
Helikanus.  Na tej tyryjskiej nawie król żegluje,
Który jednego nie wymówił słowa
Od trzech miesięcy, nie przyjął pokarmu,
Tylko by swoje boleści przedłużyć.

Lizymach.  Co jest powodem tej czarnej rozpaczy?
Helikanus.  Długa to powieść wszystko ci powtarzać,
Lecz w krótkich słowach: rozpaczy powodem
Jest strata żony i drogiej mu córki.
Lizymach.  Mogęż go widzieć?
Helikanus.  Możesz, lecz daremnie,
Bo nie odpowie na żadne pytanie.
Lizymach.  Pozwól, bym moją zaspokoił żądzę.
Helikanus.  Więc patrz. (Widać Peryklesa po odsunięciu firanki).
Cudownej był to mąż urody,
Nim straszną klęskę noc przyniosła jedna,
Do tego stanu go przyprowadziła.
Lizymach.  Witaj nam, królu! Niech bogów opieka
Osłoni twoją monarszą osobę.
Helikanus.  Daremne słowa, on ci nie odpowie.
1 Pan.  Mamy dziewicę w naszej Mitylenie,
Która, o zakład, słów potrafi kilka
Z ust mu wyciągnąć.
Lizymach.  Szczęśliwe natchnienie!
Nie wątpię wcale, że słodkim swym głosem,
Potrafi głuche jego zbudzić uszy,
A całym swojej osoby urokiem
Napół umarłe zmysły jego wskrzesić.
Ta piękna, teraz szczęśliwa istota,
Swych towarzyszek otoczona kołem,
W liściastej teraz spoczywa altanie,
Która brzeg wyspy swoim cieniem chłodzi.

(Mówi po cichu do jednego z fanów swojego Orszaku, który odpływa w barce Lizymacha).

Helikanus.  Wszystko daremne, lecz nic nie ominiem,
Co może nosić lekarstwa nazwisko. —
Gdy już nam tyle okazałeś względów,
Prosić cię jeszcze będę miał odwagę,
Byś nam pozwolił w żywność się opatrzyć.
Nie, żeby na niej zbywało nam teraz,
Lecz nam ją morskie zepsuło powietrze.
Lizymach.  Gdybyśmy twoje odrzucili prośby,
Bóg sprawiedliwy w swym zesłałby gniewie

Na każdą słomkę naszą gąsiennicę,
Głodem nas skarcił. Lecz raz jeszcze proszę,
Opisz mi cały smutków króla powód.
Helikanus.  Usiądź, a wszystko wiernie ci opowiem.
Lecz widzę, czasu na to mi nie stanie.

(Wychodzą z barki Pan i Maryna w towarzystwie młodej Damy).

Lizymach.  Oto jest pani, po którą posłałem.
Witaj nam! Czy to nie piękne stworzenie?
Helikanus.  Zachwycające.
Lizymach.  Jej doskonałości
Są tak kosztowne, iż gdybym był pewny,
Że z szlachetnego domu ród swój wiedzie,
Nie chciałbym robić lepszego wyboru,
Bo takiej żony nigdziebym nie znalazł.
Licz, moja droga, na wielkie nagrody,
(Bo królewskiego masz tu pacyenta),
Jeśli choć jedno słowo odpowiedzi
Sztuką twą zdołasz od niego otrzymać,
Błogosławione leki twoje znajdą
Zapłatę, jakiej żądać będziesz sama.
Maryna.  Całą mą wiedzę przywołam na pomoc,
Byle mnie tylko i mej towarzyszce
Do niego było wolno się przybliżyć.
Lizymach.  Więc ją zostawmy. Dopomóż ci, Boże!

(Maryna śpiewa).

Czy pieśń twa na nim zrobiła wrażenie?
Maryna.  Nie, ani spojrzał.
Lizymach.  Chce do niego mówić.
Maryna.  Witaj nam, panie! Racz nakłonić ucho —
Perykles.  Hum, ha!
Maryna.  Dziewicą jestem, która nigdy
Nie dopraszała się spojrzeń, bo wszyscy
Jak na kometę, na nią poglądali,
Której cierpienia, sprawiedliwą wagą,
Może z twojemi równaćby się mogły.
Chociaż fortuny strąciła mnie ręka,
Przodków mych godność dawała im prawo
W kole potężnych monarchów zasiadać;

Ale czas moją wytępił rodzinę,
Przez dziwne strasznych wypadków splecenie
Na niewolnicę świata mnie przemienił.
(Na str.). Kończę, a jednak coś mnie w sercu pali,
Do ucha szepce: czekaj, aż przemówi.
Perykles.  Moja fortuna — ród mój — moje przodki —
Mnie równa — Czy tak? Co do mnie mówiłaś?
Maryna.  Mówiłam, panie, że gdybyś znał ród mój,
Nie chciałbyś żadnej wyrządzić mi krzywdy.
Perykles.  I ja tak myślę. Proszę, spojrzyj na mnie;
Jesteś do kogoś podobna, co — powiedz,
Skąd jesteś? Czyli z tych jesteś wybrzeży?
Maryna.  Nie, bo ja z żadnych nie jestem wybrzeży;
Śmiertelną jednak przyszłam na tę ziemię
I jestem tylko tem, czem się być zdaję.
Perykles.  Ciężarny bólem łzy muszę porodzić.
Podobną do niej żona moja była
I córka moja tak mogłaby kwitnąć.
To brwi i czoło żony mej; jej kibić
Prosta i smukła jak pręt latorośli;
To głos jej srebrny; oczy jak klejnoty
W równie bogatej osadzie błyszczące;
To ruch jej, jakby stąpała Junona;
To głos, co uszy karmiąc, głodem morzy,
Bo im obfitszą swych słów daje strawę,
Tem większe tylko budzi w nich łakomstwo.
Gdzie żyjesz?
Maryna.  Żyję wśród obcych; z pokładu
Dom możesz ujrzeć.
Perykles.  Gdzie się wychowałaś?
Jak potrafiłaś nabyć tych talentów,
Które są skarbem dla swych posiadaczy?
Maryna.  Gdybym me dzieje chciała opowiedzieć,
Godnem pogardy zdałyby się kłamstwem.
Perykles.  Powiedz je, proszę. Twe usta niezdolne
Wyrzec jednego słowa kłamliwego;
Jak sprawiedliwość, skromna twoja postać;
W mych jesteś oczach świątynią wybraną

Koronowanej prawdzie na mieszkanie;
Twojej powieści zupełną dam wiarę,
Choć niepodobieństw byłaby tkaniną,
Boś jest podobną do tej, którąm kochał.
Powiedz mi, twoi czem byli rodzice?
Czy nie mówiłaś, kiedym cię odepchnął
(Com zrobił, gdym cię ujrzał po raz pierwszy),
Że jesteś córką szlachetnego domu?
Maryna.  Tak powiedziałam.
Perykles.  Mów mi o twych przodkach.
Jak mi się zdaje, mówiłaś mi także,
Że byłaś krzywdy i nieszczęść igrzyskiem,
Ze twe strapienia z memi porównane,
Twym sądem, równeby się im wydały.
Maryna.  Tak powiedziałam, a nie rzekłam więcej,
Niż co mi czystą zdawało się prawdą.
Perykles.  Więc mi opowiedz twe smutki, a jeśli
Będą tysiączną cząstką mych boleści,
To powiem, że masz w piersi męża serce,
A ja cierpiałem jak płaczliwe dziewczę.
Lecz cierpliwości ty jesteś obrazem,
Poglądającej na monarchów groby,
Uśmiechającej się na srogość losów.
Powiedz mi, twoi kto byli rodzice?
Jak ich straciłaś? Jakie twe nazwisko?
Dobra dziewico, siądź przy mnie i powiedz.
Maryna.  Zwię się Maryna.
Perykles.  Czy mi się urągasz?
Czy cię Bóg jaki zagniewany przysłał,
Aby mnie zrobić świata pośmiewiskiem?
Maryna.  Cierpliwość, panie, albo na tem skończę.
Perykles.  Będę cierpliwy; lecz nie wiesz, jak silnie
Moją wstrząsnęłaś duszą, gdyś mi rzekła,
Że imię twoje Maryna.
Maryna.  To imię
Dał mi potężny monarcha, mój ojciec.
Perykles.  Zwiesz się Maryna? Jesteś króla córką?
Maryna.  Przyrzekłeś, panie, słowom moim wierzyć;

Lecz żeby twego nie kłócić pokoju,
Na tem zakończę.
Perykles.  Czy masz krew i ciało?
Czy puls twój bije? Czy nie jesteś wróżką?
Wietrznem zjawiskiem? Przez Boga, odpowiedz,
Gdzie się rodziłaś? Dlaczego ci dano
Maryny imię?
Maryna.  Imię to mi dano,
Bo się na morzu rodziłam.
Perykles.  Na morzu?
Kto twoja matka?
Maryna.  Króla także córka.
Która umarła, gdym ja na świat przyszła,
Jak mi to nieraz, od łez się zanosząc,
Opowiadała mamka Lichoryda.
Perykles.  Wstrzymaj się chwilę. (Na str.). Dziwniejszem marzeniem
Sen nigdy smutnych nie łudził szaleńców.
To być nie może — córka ma umarła!
(Głośno). Powiedz mi teraz, gdzie się wychowałaś?
Będę powieści twej słuchał do końca,
A jednem więcej nie przerwę ci słowem.
Maryna.  Nie dasz mi wiary; lepiej teraz skończyć.
Perykles.  Dam wiarę każdej słów twoich sylabie.
Powiedz mi tylko, jak się tu dostałaś?
Gdzieś wychowana?
Maryna.  W Tarsie mnie zostawił
Król a mój ojciec. Tam okrutny Kleon
Z grzeszną swą żoną chciał mnie zamordować.
Gdy mnie najęty siepacz chciał uderzyć,
Oddział korsarzy z rąk mnie jego wyrwał,
Do Mityleny powiózł. Dobry panie,
Dlaczego płaczesz? Może ci się zdaje,
Żem jest z wodnicą? O, nie, wierzaj panie,
Że jestem córką króla Peryklesa,
Jeżeli jeszcze król Perykles żyje.
Perykles.  Ho, Helikanus!
Helikanus.  Czy mnie pan mój woła?
Perykles.  Jesteś poważnym i szlachetnym radcą,

A mądrym zawsze; powiedz, jeśli możesz,
Kto ta dziewica albo kim być może,
Co mi łez tyle wycisnęła?
Helikanus.  Nie wiem;
Lecz tu obecny Mityleny rządca
W pochlebnych mówił o niej nam wyrazach.
Lizymach.  Nigdy rodziców nie chciała swych wyznać,
A zapytana, płakała w milczeniu.
Perykles.  Uderz mnie, o mój zacny Helikanie,
Zadaj mi ranę, spraw mi jaką boleść,
By szczęścia morze, które mnie zalewa,
Nie przekroczyło śmiertelności brzegów,
Nie utopiło w swojej mnie słodyczy.
O, zbliż się, ojca twojego ty matko,
Wśród mórz powita, w Tarsus pogrzebana,
I znaleziona wśród mórz! Helikanie,
Klęcząc, łaskawym bogom składaj dzięki
Jak piorun głośne. Patrz, to jest Maryna.
Powiedz mi teraz matki twojej imię,
Tylko to jeszcze; nigdy bowiem prawda
Nie może dosyć jasnych mieć dowodów,
Chociaż ja jednej chwili nie wątpiłem.
Maryna.  Wprzód powiedz, panie, jaka twoja godność?
Perykles.  Jestem Perykles, król Tyru. A teraz
Imię królowej powiedz utopionej;
W twej odpowiedzi bądź równie dokładną,
Jak byłaś dotąd w twej całej powieści,
A jesteś królestw dziedziczką i drugiem
Twojego ojca Peryklesa życiem.
Maryna.  Nie trzebaż więcej, by córką twą zostać,
Jak rzec: mej matki imię jest Taiza?
Matka Taiza skończyła swój żywot
W tej chwili, w której ja mój poczynałam.
Perykles.  Wstań teraz, odbierz me błogosławieństwo,
Jesteś mą córką. Podajcie mi szaty.
O, Helikanie, to córka jest moja!
Kleon, jak pragnął, nie zabił jej w Tarsus.
O, ona wszystko, wszystko ci opowie,

A ty uklękniesz, bo uznasz dowodnie,
Że to prawdziwa twoja jest księżniczka.
Kto to?
Helikanus.  To, królu, rządca Mityleny,
Co słysząc o twym opłakanym stanie,
Pragnął cię widzieć.
Perykles.  Ściskam cię, mój panie.
Dajcie mi szaty; wyglądam jak dziki.
O, córko moja, błogosław ci, Boże!
Lecz cicho! Cóż to za muzykę słyszę?
Moja Maryno, opowiedz mu wszystko,
Słowo do słowa, jeszcze bowiem teraz
Wątpić się zdaje, żeś jest moją córką,
Ale powiedzcie, co to za muzyka?
Helikanus.  Nie słyszę żadnej.
Perykles.  Żadnej? O, to pewno
Sfer jest muzyka. Słuchaj jej, Maryno.
Lizymach.  Nie trzeba mu się sprzeciwiać, ustąpmy.
Perykles.  Jak słodkie tony! Czy ich nie słyszycie?
Lizymach.  Muzyka? Słyszę.
Perykles.  Niebieska harmonia!
Wszystkie me zmysły przenika; sen ciężki
Oczy me gniecie; pozwólcie mi spocząć (zasypia).
Lizymach.  Dajcie wezgłowie. Zostawmy go teraz.
Wy, towarzysze, przyjaciele moi,
Jeśli się wszystko, jak myślę, zakończy,
Bądźcie spokojni, nie zapomnę o was.

(Wychodzą: Lizymach, Helikanus, Maryna i towarzysząca jej Dama).

SCENA II.
Tamże.
(Perykles na pokładzie uśpiony. Pokazuje mu się Dyana, jak w widzeniu).

Dyana.  Spiesz do Efezu, do mego kościoła,
Tam na ołtarzu moim złóż ofiary,
A wśród kapłanek, moich dziewic koła,

Wśród tłumów ludu opowiedz twe dzieje,
Opowiedz żony twej stratę na morzu;
Twoje i córki twej smutne koleje
Słuchaczom w żywych odmaluj kolorach.
Spełń me rozkazy, a ja cię w nagrodę,
Na łuk mój srebrny! do szczęścia powiodę.
Obudź się teraz i sen twój opowiedz (znika Dyana).
Perykles.  Srebrna bogini, niebieska Dyano!
Spełnię rozkazy twoje. Helikanus!

(Wchodzą: Lizymach, Helikanus, Maryna).

Myśla mą było do Tarsu żeglować,
Niegościnnego skarcić tam Kleona;
Ale wprzód inną spełnić muszę służbę;
A więc skierujcie żagle do Efezu.
(Do Helikana). Niebawem powiem ci moje powody.
(Do Lizymacha). Czy mi pozwolisz, panie, na twych brzegach
Za nasze złoto porobić zapasy,
Których nasz statek może potrzebować?
Lizymach.  Z całego serca. W murach mego miasta
I ja też prośbę do ciebie zaniosę.
Perykles.  Wszystko otrzymasz, choćbyś nawet prosił
O rękę córki mojej, bo słyszałem,
Żeś jej dowody twej dał szlachetności.
Lizymach.  Daj mi twą rękę, panie.
Perykles.  Idźmy, córko. (Wychodzą).

(Wchodzi Gower, przed świątynią Dyany w Efezie).

Gower.  Już się ostatnie ziarnka piasku sieją,
Za chwilę usta moje oniemieją.
Na jeden jeszcze dowód swej przyjaźni
Niech każdy słuchacz raczy w wyobraźni
Patrzeć na święta i wesołe sceny,
Któremi wita rządca Mityleny
Swojego gościa. Na zasług podziękę
Pięknej Maryny król daje mu rękę,
Lecz uroczyste zwleczone wesele,
Póki nie spełni w efeskim kościele
Woli Dyany. Już król fale porze;
Niechaj szerokie nie straszy was morze;

Na żagle wiatry wieją mu łaskawe,
Jak lekkie piórko ciężką niosą nawę.
To Efez, to jest świątynia Dyany,
To król i orszak jego tu zebrany.
Wszystko się łatwo i śpiesznie odbyło
Waszej uprzejmej wyobraźni siłą (wychodni).


SCENA III.
Świątynia Dyany w Efezie.
(Taiza stoi w blizkości ołtarza jak wielka kapłanka, po każdej stronie pewna liczba Dziewic: do okoła Cerymon i inni mieszkańcy Efezu. Wchodzi Perykles z Orszakiem; Lizymach, Helikanus, Maryna i jej Towarzyszka.).

Perykles.  Dyano, twoim posłuszny rozkazom,
Ogłaszam tutaj, żem tyryjskim królem,
Że w Pentapolis szukając schronienia,
Piękną Taizę pojąłem za żonę,
Która na morzu wśród burzy skonała,
Gdy na świat przyszła córka jej Maryna,
Co jeszcze dotąd nosi, o bogini,
Twą srebrną barwę. W Tarsus nasza córka
Była w Kleona domu wychowana;
On ją w czternastym roku jej żywota
Chciał zamordować, lecz gwiazdy jej lepsze
Do Mityleny naprzód ją pognały,
A tam na pokład naszego okrętu
Fortuna piękną przywiodła dziewicę,
Która pamiątek swych żywym obrazem
Jasno dowiodła, że córką jest moją.
Taiza.  Ten głos — ta postać — ty jesteś — ty jesteś —
O, Peryklesie! (mdleje).
Perykles.  Co chce powiedzieć ta niewiasta? Umiera. Ratujcie ją, panowie!
Cerymon.  Szchetny panie, jeśli są prawdziwe
Słowa przed bóstwa rzeczone ołtarzem,
To żona twoja.

Perykles.  Nie, dostojny mowco,
Ciałom jej rzucił do morza tą ręką.
Cerymon.  Na tem wybrzeżu.
Perykles.  To zbyt tylko pewne!
Cerymon.  Dajcie jej pomoc; to zbytek radości.
Ciało tej pani w burzliwym poranku
Na naszą ziemię wyrzuciły fale.
Otwarłem trumnę, tam przy niej znalazłem
Drogie klejnoty; wróciłem jej życie
I tum osiedlił w świątyni Dyany.
Perykles.  Mogęż je widzieć?
Cerymon.  Zapraszam cię, panie,
Do mego domu, tam ci je przyniosą.
Lecz patrz, Taiza do zmysłów przychodzi.
Taiza.  O, niech nań spojrzę! Jeśli mi jest obcy,
Świętość ma, głucha na zmysłów podszepty,
Milczeć im każe mimo ócz świadectwa.
O, panie, powiedz, czy ty nie Perykles?
I głos masz jego i jego postawę.
Czy nie mówiłeś o burzy o śmierci,
O urodzeniu?
Perykles.  Głos zmarłej Taizy!
Taiza.  Jestem Taiza, którą jak umarłą
Rzuciłeś w morze.
Perykles.  Potężna Dyano!
Taiza.  Teraz cię lepiej poznaję. Gdy płacząc,
Opuszczaliśmy mury Pontapolis,
Król a mój ojciec ten pierścień mi włożył.

(Pokazuje mu pierścień).

Perykles.  Ten, ten, dość na tem! Wszechmogące bogi
Wasza obecna dobroć na żart zmienia
Wszystkie ubiegłych lat moich boleści!
Sprawcie, ażebym na ust jej dotknięcie
W nic się rozpłynął! Przybliż się, o droga,
Niech cię w ramionach znowu mych pogrzebię!
Maryna.  Me serce z moich wyskoczyć chce piersi,
Aby się rzucić na matki mej łono.

(Klęka przed Taizą).

Perykles.  Widzisz, kto klęczy przed tobą, Taizo.
To ciało ciała twojego, twa córka,
Której daliśmy nazwisko Maryny,
Bo światło dzienne ujrzała na morzu.
Taiza.  O, córko moja, błogosław ci, Boże!
Helikanus.  Witam cię, pani, a moja królowo!
Taiza.  Nie znam cię, panie.
Perykles.  Słyszałaś, Taizo,
Że kiedy z Tyru musiałem uciekać,
Na namiestnika zostawiłem starca.
Czy sobie imię jego przypominasz,
Które tak często z moich ust słyszałaś?
Taiza.  To Helikanus!
Perykles.  Nowy dowód prawdy.
To on, uściskaj go, droga Taizo.
Powiedz mi teraz, jak cię znaleziono,
Jak znów ożyłaś i komu, po bogach,
Za ten cud wielki mam wiecznie dziękować.
Taiza.  Oto dostojny Cerymon; przez niego
Swoją potęgę objawiły bogi,
On ci wypadków cały ciąg opowie.
Perykles.  Szanowny panie, w śmiertelnym człowieku
Bóg nie mógł znaleźć woli swej narzędzia,
Coby się więcej zbliżało do bóstwa.
Racz mi powiedzieć, jak zmarła królowa
Znów powróciła do życia.
Cerymon.  Opowiem.
Lecz wprzódy, królu, wejdź do mego domu,
Gdzie ujrzysz wszystko, co przy niej znalazłem;
Usłyszysz potem, jak do tej świątyni
Przyszła spoczynku i pociechy szukać.
Perykles.  Czysta Dyano, przyjmij moje dzięki
Za twe zjawienie! Na twoje ołtarze
Co noc przyniosę dziękczynne ofiary.
Ten książę córki twej jest narzeczonym,
Ślubny ich obrząd złączy w Pentapolis.
Droga Maryno, ten włos, co mej twarzy
Tak groźną daje postać, spadnie teraz;

Czego nie tknęła brzytwa lat czternaście,
Zniknie na twego małżeństwa uczczenie.
Taiza.  Do Cerymona listy z Pentapolis
O mego ojca śmierci mu donoszą.
Perykles.  Niechaj go bogi na gwiazdę przemienią!
Tam jednak ślubne wyprawimy gody
I dni tam naszych przepędzimy resztę;
Na tron tyryjski dzieci nasze siędą.
Teraz nam w swoim domu raczysz, panie,
Skończyć cudowne twe opowiadanie.

(Wychodzą wszyscy. — Wchodzi Gower).

Gower.  Potworną miłość jak Bóg karze mściwy,
Antyoch z córką przykład dał wam żywy;
Perykles, jego żona, jego dziecię
Uczą, że cnota, na tym nawet świecie,
Przez życia próby, mimo losów złości,
Zawija wkońcu do portu radości;
Kolejno dał wam Helikanus stary
Obraz honoru, prawości i wiary;
Przykład zacnego dowiódł Cerymona,
Jak piękna mądrość z cnotą połączona.
O Dyonizy czynach gdy wieść głucha
Mieszkańców miasta doleciała ucha,
Z całym ją rodem lud w gniewu godzinie
W własnego domu zagrzebał perzynie,
Na znak, jak karze niebo zagniewane
Występne myśli choć niedokonane.
Tu koniec sztuki; niechaj niebo raczy
Zapłacić szczęściem cierpliwość słuchaczy.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Shakespeare i tłumacza: Leon Ulrich.