Piętnastoletni kapitan (Verne, tł. Tarnowski)/Część 1/10

<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Verne
Tytuł Piętnastoletni kapitan
Wydawca Nowe Wydawnictwo
Data wyd. 1930
Druk Grafia
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Marceli Tarnowski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ 10.

Piersze dni rządów piętnastoletniego kapitana.

Młody nasz kapitan opracował sobie w myśli następujący plan: jako nie obznajmiony jeszcze w sposób wystarczający ze wszystkiemi tajemnicami kierowania statkiem, jako cel wytknął sobie to jedynie, by doprowadzić statek nie do Valparaiso koniecznie, lecz do pierwszego lepszego portu Ameryki Południowej, a choćby nawet i Północnej. I miał nadzieję, że mu się to uda może. Byle tylko statek szedł nieprzerwanie na wschód — to w końcu do Ameryki dotrzeć przecież musiał?
Cała trudność polegała więc na tem, by kierować statkiem według wskazówek kompasu i mierzyć szybkość, ażeby mieć możność oznaczania następnie na mapie punktu, w którym statek w danej chwili się znajduje.
Oprócz dwóch kompasów, znajdujących się: w budce kapitańskiej i w kajucie zmarłego kapitana, „Pilgrim” posiadał na pokładzie tak zw. „lochs“, który wskazywał z dużą ścisłością ilość robionych „węzłów“, w pewnym z góry określonym czasie. Przy pomocy tych dwóch narzędzi przeto, Dick miał nadzieję, iż mu się uda określanie ilości mil, przez „Pilgrima“ zrobionych, a także to, w jakim one były zrobione kierunku.
Murzyni zwolna coraz sprawniej wykonywali swe prace, a że przytym wiatr nakoniec dąć zaczął i to w pomyślnym, wschodnim kierunku, „Pilgrim” przeto coraz bardziej zdawał się zbliżać do celu, t. j. ku wybrzeżom z utęsknieniem wyczekiwanej Ameryki.
Dick mając busolę i „lochs”, który dzień w dzień parokrotnie był wrzucany do morza, był zupełnie pewien swego: 1° iż w dobrym płynie kierunku, i 2° — z jaką szybkością?
Pewnej nocy, w chwili gdy Dick zajmował właśnie przy rudlu swe zwykle stanowisko, zdarzył się smutny wypadek, spadł mianowicie ze ściany kompas, w kajucie kapitana się znajdujący, i w drobne się potłukł kawałki.
Kompas pozostał na statku już tylko jeden wtedy. Gdyby i ten wypadkiem miał uledz zniszczeniu, położenie statku mogłoby się stać groźne, to też Dick postanowił zwracać na pozostałą busolę jaknajbaczniejszą uwagę.
Dodać musimy tutaj, iż młody kapitan nocami sam zawsze kierował statkiem, a tylko przy dziennym świetle oddawał ster w ręce starego Toma, lub syna tego ostatniego, Baty’ego.
W trzy dni po nieszczęśliwym wypadku z kompasem, pogoda bardzo znacznie zmieniła się na gorsze. Wiatr ucichł zupełnie, a jak to zwykle się zdarza, gdy opadają mgły, powietrze ochłodziło się bardzo, przyczem przesycone było wilgocią. Z nadejściem nocy mgły stały się gęste do tego stopnia, że z pokładu nie można było dojrzeć najniższych nawet żagli. W czasie takiej pogody pływanie na europejskich morzach staje się bardzo niebezpieczne, tutaj wszelako, w tak mało uczęszczanym zakątku oceanu Spokojnego, ryzyko było prawie żadne, to też nad ranem, gdy przy normalnych warunkach robiło się już jasno, wyczerpany czuwaniem i wytężoną uwagą, Dick postanowił udać się na spoczynek, przywołany Tom zastąpił go wtedy u steru.
Oprócz Toma, na przodzie okrętu czuwał Akteon jeszcze.
Mimo wschodzącego dnia, na pokładzie, dzięki gęstej mgle, ciemności panowały zupełne.
Nie upłynęła godzina czasu jeszcze, od chwili, jak młody kapitan udał się na spoczynek, gdy starego Toma ogarniać zaczęła niczem nie przezwyciężona drzemka. Był to stan do snu letargicznego podobny; absolutny bezwład, z martwotą, graniczący. Ręka Toma przytem trzymała ster, a nawet nim poruszała, lecz były to odruchy tylko ciała, wolą bynajmniej nie kierowane.
Stan ten doskonale zauważył jakiś tajemniczy osobnik, który od dłuższego już czasu starego murzyna obserwował. Od jakiejś pół godziny portugalczyk Negoro stał cicho, oddech wstrzymując i na sposobną: wyczekując chwilę. Nakoniec się odważył, Jak bezcielesny cień przeniknął się lekko około pogrążonego w letargicznym śnie Toma i zbliżył się do stoliczka, na którym był umieszczony kompas, a nawet się przy nim na bardzo krótką chwilę zatrzymał. Czego ręka Negora w tej krótkiej chwili dokonała? — nie wiadomo. Zdawało się jedynie, jakby jakiś drobny przedmiot pod busolą umieściła.
O, gdyby Dick Sand mógł wiedzieć o tym fakcie dokonanym! Z jakim pośpiechem i przestrachem odrzuciłby on wtedy jaknajdalej przedmiot, przez portugalczyka podstępnie podłożony pod strzałkę igły magnesowej! Lecz biedny piętnastoletni kapitan zasypiał snem spokojnym i silnym ponad zwykłą miarę zmęczonego organizmu. Zaś stary Tom, gdy się nakoniec ocknął ze swego letargicznego snu, przetarł jedynie ze zdziwienia oczy, nie pojmując, jakim sposobem statek mógł aż tak bardzo znacznie zboczyć ze swej drogi?
Kawałek żelaza, ukryty pod busolą, dobrze spełniał swe złowrogie zadanie. Zdołał zmienić kierunek w jakim płynął dotychczas statek, który szedł teraz nie na wschód, lecz na południo-wschód, nieomal wprost ku południowemu biegunowi.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Verne.