[121]Canzona VII.
Każda strofa tej Canzony kończy się wierszem zaczynającym najulubieńsze pieśni z owych czasów. Pierwszy jest własnością Arnalda Daniela Prowanckiego Truwera, drugi Gwidona Cavaleanti, trzeci Dantego, czwarty Cino da Pistoja, i wreszcie ostatni samego Petrarki.
Biada mi! nazbyt w pole mię wywiodły
Zdradzane tyle razy już nadzieje!
I gdy się płocha z cierpień moich śmieje,
Poco mi niebo trudzić memi modły?
Lecz jeśli ujrzeć miałbym — co daj Boże —
Pociechy błysk, nim w grobowiec
Strudzone ciało położę,
To błagam — Lauro, raz mi wreszcie powiedz,
Przyjaznym głosem krasząc uśmiech boski:
„Spiewaj mój wieszczu i zbądź wszelkiej troski!“
Tak — śpiewać pragnę. Lecz że od lat wiela
Nie znając pociech dusza we mnie kwili,
Nie wiem, czy zdołam pieśniom mym w tej chwili
Po przez łzy, uśmiech dać za przyjaciela.
Więc gdybyś twemi raczyła oczęty
Do pieśni wyzwać mię czule,
Mniemałbym żem w niebo wzięty,
I żem kochanków królem po nad króle!
Cóż gdyby wyrzec zdjęła mię odwaga:
„Czegom sam życzył — ona o to błaga!“
[122]
Lecz darmo! Za nic najwznioślejsze słowa
Z duszy wam brane, błędne żądze moje!
Gdyż Laura, serce w twardą sobie zbroję
Zdobiąc, do wszelkiej wzgardy jest gotowa;
Ani też raczy zniżyć myśl dziewiczą
Ku moich skarg cichej pieśni,
Czego i nieba nie życzą,
Z któremi walczyć coraz mi boleśniej,
Tak, że im sroższy ból w mem sercu gości,
„Tem w słowach moich więcej jest gorzkości!“
Lecz któż mi winien, jeśli boleść skryta
Podkarmia we mnie coraz żywszą żądzę?
Próżno po gwiazdach w noc bezsenną błądzę —
Czyliż z nich wzrok mój potępienie czyta?
Próżno myśl tęschną puszczam po za góry —
Czyliż na krańcu gdzie świata
Szukać przyczyny, dla której
Dniem jak i nocą boleść mię ugniata?
Nie, nie, jedynym tylko jest mi wrogiem
„Słodkie jej lice wraz z wejrzeniem błogiem!“
Każde rąk Pańskich dzieło, nieskończenie
Pięknem jest; ale, kto jak ja, w rozterce
Sam z sobą, żądzę wielką wziął w swe serce,
Wzrok jego duszy dziwne ma olśnienie,
Ilekroć w inne jak nie w jej powaby
Spojrzeć przypadkiem się sili —
Tak bardzo stał się już słaby
Z swej winy własnej, i to od tej chwili,
Gdym w najpiękniejsze spojrzał dzieło Boże,
„W młodzieńczych moich lat wiosennej porze.“ —